[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że istnieje bardzo wiele osób noszących to samo nazwisko co ona, a nie znając choćby części kraju, w
której mogła przebywać, poszukiwania będą z całą pewnością bardzo długie. Alexeis uświadomił
sobie z frustracją, że nie zna nawet daty jej urodzenia.
Grzecznie, aczkolwiek natarczywie zapytano go, czy zna jej drugie imię. Czy wie, skąd pochodzi.
Gdzie dorastała. Gdzie chodziła do szkoły. Czy zna jakichś jej znajomych - przyjaciół, krewnych,
byłych pracodawców - chociaż jedną osobę. Nie, nie, nie. Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Pracowała w Londynie - tymczasowa praca, tymczasowe zamieszkanie - i tyle tylko wiedział.
Nie istniał absolutnie żaden trop. %7ładen.
ZWIAT LUKSUSU 139
I wtedy nagle coś sobie przypomniał. Fragment ich rozmowy tego pierwszego wieczoru. Wtedy
prawie w ogóle nie zwracał uwagi na jej słowa - interesowało go coś zupełnie innego.
Pamiętał jednak, że zapytał ją, czy podoba się jej w Londynie, a jej odpowiedz go zaskoczyła. A
potem czy nie zapytał jej o to, skąd pochodzi? Zapytał, był tego pewny. Ale co mu odpowiedziała?
Coś o małym mieście w środkowej Anglii.
Tak, ale jakim mieście? Ponownie ogarnęła go frustracja. Wytężał pamięć. Wymieniła jego nazwę? A
jeśli tak, to jak ona brzmiała? Na jaką literę się zaczynała?
M - taka właśnie była pierwsza litera!
Ogarnęło go uczucie triumfu. Okej, w końcu coś miał. Kiedy tylko wylądował jego samolot, Alexeis
zadzwonił do Londynu. Po czym wsiadł w samochód.
Marchester. Tak właśnie nazywało się jej rodzinne miasto. %7ładna inna nazwa, podsuwana przez
detektywów, nic mu nie mówiła.
A jeśli tam wróciła? Mówiła, że nie znosi Londynu, może więc pojechała w rodzinne strony?
Ponownie wysilił pamięć. Nie wspomniała przypadkiem, że niedawno zmarł jej ojciec? Ale może
miała tam inną rodzinę? Albo przyjaciół, do których pojechała? A nawet jeśli tam nie wróciła, mogli
wiedzieć, gdzie się teraz podziewa.
140 JULIA JAMES
Po raz pierwszy od kilku tygodni jego nastrój znacząco się poprawił. Nie zniechęcił się nawet wtedy,
gdy poinformowano go o dużej liczbie ludzi w tym mieście, noszących nazwisko Richards.
Natychmiast ruszył w kierunku Marchesteru. Nie mógł czekać ani chwili dłużej.
Bez Carrie jego życie pozbawione było sensu.
I bez względu na to, jakie życie będzie z nim chciała wieść, da jej to. Jeśli nie znosiła tłumów i czuła
się niepewnie wśród ludzi, będą siedzieć w domu. Jeśli nie chciała chodzić na przyjęcia, na których
rozmawiano o sztuce i literaturze, to nie będą. Jeśli nie podobała jej się opera, już nigdy na żadną się
nie wybiorą. Jeśli nie lubiła podróżować, zostaną domatorami. To było bardzo proste. Zamieszka tam,
gdzie ona będzie chciała. Zrobi wszystko, czego ona będzie chciała. Miał mnóstwo pieniędzy - i
żadnych obowiązków poza Carrie. Mógł zaprzestać kierowania Nicolaides Group i powierzyć to
stanowisko ojcu albo po prostu znalezć na nie kogoś z zewnątrz. To nie miało znaczenia. Nic się nie
liczyło. Wyłącznie Carrie.
A - jego serce ścisnęło się na tę myśl - jeśli Carrie pragnęła mieć tuzin dzieci, och, dobry Boże, będzie
zaszczycony, mogąc je z nią wychowywać...
A jeśli ktoś kiedyś spróbuje pomniejszyć jej znaczenie, sprawi, że poczuje się gorsza, jeśli ktoś
ZWIAT LUKSUSU
141
okaże choćby cień dezaprobaty czy braku szacunku - cóż, ten ktoś srodze tego pożałuje.
Ponieważ Carrie była dużo, dużo cenniejsza od wszystkiego w jego życiu.
Dla niego była czymś najcenniejszym na świecie.
I musiał ją odnalezć - musiał! Kiedy dotarł do Marchesteru, zdążył już otrzymać od swych
detektywów pięć adresów ludzi
0 nazwisku Richards. Mogli to być jej krewni. Detektywi zajmowali się właśnie dzwonieniem do nich
i mieli go informować o wszystkim na bieżąco.
Alexeis miał przeczucie, że Carrie wróciła do swego rodzinnego miasta. I teraz on musi ją znalezć.
Miał jednak świadomość tego, że najprawdopodobniej jest teraz w pracy. Nie było jeszcze południa.
Jak na razie jego detektywom nie poszczęściło się w miejscowych agencjach pośrednictwa pracy -
żadna z nich nie miała w swoim rejestrze Carrie Richards. Cóż, może nie korzystała z pomocy agencji.
Może sama znalazła sobie pracę. Poinstruował detektywów, by sprawdzili restauracje
i firmy cateringowe.
Centrum miasta zdominowane było przez budynki należące do Uniwersytetu Marchester, który, o
czym zdążył się dowiedzieć, był jedną z najlepszych uczelni wyższych w Wielkiej Brytanii.
142
JULIA JAMES
Znalazł się przed przejściem dla pieszych, zatrzymując się na czerwonym świetle za kilkoma innymi
samochodami. Alexeis stukał palcami o kierownicę, nie odrywając spojrzenia od świateł, poganiając
je myślami, by się zmieniły na zielone.
W pewnym momencie zerknął na przejście dla pieszych.
I ujrzał tam Carrie.
Szła ze spuszczoną głową, kierując się w stronę szerokich schodów drogą otoczoną z obu stron
miejscami parkingowymi. W pewnej chwili usłyszała ryk silnika, a potem granatowy samochód minął
ją i zatrzymał się na miejscu wyraznie podpisanym Kierownik Wydziału Geologii". Carrie zamrugała
oczami. To mało prawdopodobne, by ten sportowy, ryczący potwór należał do zrzędliwego profesora
geologii.
Chwilę pózniej takie myśli - właściwie to wszelkie myśli - zniknęły z jej głowy.
W jej stronę zmierzał Alexeis Nicolaides.
Zamarła.
Wpatrywała się w niego; szedł zdecydowanie w jej kierunku.
Alexeis.
Wezbrała w niej fala emocji. Poczuła przypływ adrenaliny.
Ucieczka! To właśnie musiała zrobić! Dlatego właśnie jej organizm wytworzył tyle adrenaliny!
ZWIAT LUKSUSU
143
Odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku, niemal biegnąc. Przed sobą miała księgarnię uni-
wersytecką, i gdyby do niej weszła, mogłaby mu uciec. Wpadła do środka, mrugając w półmroku, po
czym weszła dalej.
Ktoś chwycił ją za ramię. Odwróciła się na pięcie.
- Carrie! To on.
- W końcu cię znalazłem! Wszędzie cię szukałem! Muszę z tobą porozmawiać, muszę!
Sparaliżował ją szok i niedowierzanie. Bezwolnie pozwoliła się zaprowadzić na tył księgarni i
posadzić przy wąskim stole otoczonym wysokimi regałami z książkami. Na stole wylądowała jej
ciężka torba. Alexeis zajął miejsce naprzeciwko niej.
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
Alexeis - to był Alexeis. Tutaj,, teraz, w Marchesterze. Ale dlaczego? Dlaczego? Skąd się tutaj wziął?
Dlaczego jej szukał?
- Muszę z tobą porozmawiać.
Choć Carrie w ustach czuła straszliwą suchość, udało jej się odezwać:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]