[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ramseyu?
- Jak zwykle coś kręcisz.
Strona 48 z 147
RS
- A ty uważasz, że tak doskonale wszystko rozumiesz. Moje życie
potoczyło się zupełnie inaczej, ale ja również czegoś się nauczyłem.
Zaufaj mi, Caron. To nie może tak trwać. Musisz się zdecydować: albo
jesteś ze mną, albo z nimi.
Caron milczała. Przerażała ją myśl, że mogłaby już nigdy więcej go
nie zobaczyć.
- Pomóż mi, Rick - poprosiła. - Daj mi jakiś dowód, że to co robisz,
nie jest przestępstwem. %7łe oboje nie trafimy na salę sądową,
oskarżeni o kidnaping.
- Tak się składa, że to właśnie mnie poprosił James Ramsey o
wypełnienie pewnej misji - zaczął cicho. - Staram się jedynie spełnić
jego ostatnie życzenie. Widzisz, James żałował bardzo, że w chwili
słabości opowiedział ciotce Agacie o dziecku. Dobrze znał swego ojca
i nie chciał, by jego syna spotkał ten sam los, co jego samego.
- Ale dlaczego właśnie ty, Rick?
- Byliśmy przyjaciółmi. Wszyscy go tu bardzo lubili. To był
naprawdę wspaniały człowiek.
- Ale to taka wielka odpowiedzialność.
- Trudno ci zrozumieć, że mógł powierzyć to zadanie właśnie
mnie, prawda? - mruknął Rick, zaciskając szczęki. - Miałem nadzieję,
że uwierzysz mi na słowo, ale widzę, że się przeliczyłem - mówiąc to,
podał jej dziecko, po czym z tylnej kieszeni spodni wyciągnął portfel,
a z niego złożoną na cztery kartkę papieru.
- Na szczęście James spisał swoją ostatnią wolę. Czuł, że zbliża się
koniec i bał się, że może widzi mnie po raz ostatni. Tak zresztą było...
Caron wymieniła dziecko na kartkę z ostatnią wolą Jamesa
Ramseya.
- Czytaj - ponaglił ją mężczyzna. - No, dobrze. Sam zacznę:  Drogi
Ryszardzie"...
Spojrzenie Caron powędrowało na kartkę. Słowo po słowie,
śledziła wzrokiem recytowany przez Ricka tekst.
-  Niech ten list będzie moim pożegnaniem. Oddaję całą tę sprawę
w twoje ręce. Gdybym był silniejszy, sam bym się tym zajął, ale teraz
ty musisz mnie zastąpić. Spotkaj się z tym człowiekiem o kamiennym
Strona 49 z 147
RS
sercu, którego nazywam moim ojcem. Jeśli uznasz, że nie zasłużył na
wnuka, wycofaj się. Wierzę, że jakkolwiek byś postąpił, postąpisz
słusznie. %7łegnaj, James". Teraz mi wierzysz, Caron? Był moim naj-
lepszym przyjacielem. Muszę spełnić jego życzenie. Po prostu muszę.
Caron powoli złożyła list i oddała go Rickowi.
- Ty też musisz mnie zrozumieć. Nie jest mi łatwo - zaczęła
niepewnie.
- Szanuję twoje przekonania, Caron.
- Akurat!
- No, dobrze. Skłamałem - przyznał niechętnie.
- Jak zawsze masz talent do komplikowania najprostszych rzeczy.
Przyznasz jednak, że okazałem dużo dobrej woli, pokazując ci ten
list. Nikt poza tobą go nie oglądał, a ty jeszcze się zastanawiasz.
- Gdybym mogła choć porozmawiać z jego matką. Może ona ma
ten medalion, o którym wspominał Ramsey. To rozwiałoby wszelkie
wątpliwości.
Rick pokręcił głową.
- Jej do tego nie mieszaj, dobrze? To mnie powierzył James całą tę
sprawę.
Caron zmarszczyła brwi. Rick miał rację. List, który jej przed
chwilą pokazał, był tego dowodem. Gdyby tylko mogła pozbyć się
swoich uprzedzeń.
- Powinnaś rozumieć Jamesa - ciągnął Rick. - Znasz Douglasa
Ramseya. Potrafi zalezć człowiekowi za skórę.
- No cóż, myślę, że udałoby się zaaranżować to spotkanie -
zgodziła się niechętnie. - W sobotę Ramsey wydaje wielkie przyjęcie
w swoim domu, tu, w Denver, i jestem zaproszona. Powiedział, że
mogę zabrać osobę towarzyszącą.
- Masz na myśli tę galę, o której piszą gazety? Zwietny pomysł -
ucieszył się Rick.
- A więc, jesteśmy umówieni. Wstąpię po ciebie około wpół do
ósmej - poinformowała go chłodno Caron, ruszając do drzwi.
- Zwietnie - powtórzył Rick. - Nareszcie udało mi się zaliczyć
ostatnią.
Strona 50 z 147
RS
Caron zatrzymała się w pół kroku.
- Co takiego? - wyjąkała, odwracając się gwałtownie.
- Byłaś jedyną dziewczyną z naszej dawnej klasy, z którą nie
udało mi się umówić na oficjalną randkę - poinformował ją Rick. -
Wszystkie pozostałe zaliczyłem jeszcze w szkole.
- Kłamiesz!
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Przysięgam, że to prawda.
- A... a Megan Gage? Moja przyjaciółka?
- Zaliczona - potakująco skinął głową Rick, unosząc Brzdąca do
góry i uśmiechając się pogodnie do dziecka. - Powiedz jej, mały, że
skoro mi nie wierzy, niech sama ją o to zapyta.
- Każ się wypchać, Wyatt!
- Do zobaczenia w sobotę!
Caron szybkim krokiem opuściła pralnię, omal nie wpadając na
stojącą przed wejściem Judy Bernside, która trzymała w ramionach
wysoką piramidę z poskładanych w kostkę kocy.
- Pomogę pani - zaofiarowała się Caron, uwalniając starszą panią
od ciężaru.
- Dziękuję ci, moja droga - uśmiechnęła się kobieta, otwierając
drzwiczki starego chevroleta.
- Jakieś większe porządki - zauważyła Caron.
- Te nowe automaty u Ricka są bardzo wygodne -wyjaśniła
starsza pani, układając koce na tylnym siedzeniu. - Jak to miło cię
znowu zobaczyć, Caron. Jesteś taka ładna. Twoja matka musi być z
ciebie dumna...
- Pewnie zastanawia się pani, co tu robię o tej porze? -
uśmiechnęła się Caron.
- W pralni? Bez brudnej bielizny? - W ciemnych oczach kobiety
błysnęła ciekawość. - No cóż, to nie takie trudne. Rick często gości u
siebie dawnych kolegów.
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi - wyjaśniła pośpiesznie Caron. -
Wpadłam tu dziś, bo... bo Rick prosił mnie o poradę w pewnej
sprawie.
Strona 51 z 147
RS
- Nie mógł lepiej trafić - uśmiechnęła się Judy, serdecznie
ściskając dłoń Caron. - Poza tym dobrze mu zrobi spotkanie z
kobietą, która na jego widok nie rozpływa się w zachwytach.
- Ten numer z tańcami z pewnością przysporzył mu popularności
- zauważyła Caron.
- O tak. Ale nie ma w tym nic złego. Ludziom podobają się takie
rzeczy. Cieszę się, że ty nie dałaś się na to nabrać.
Akurat, pomyślała Caron, zaciskając usta.
- Ale uważaj. Rick z pewnością będzie próbował dalej - ostrzegła
ją starsza pani.
- Będę ostrożna - zapewniła ją Caron. - A propos Ricka, ten jego
malec jest rozkoszny.
- Masz na myśli Brzdąca? Tak. To nasza maskotka.
- A czyje to właściwie dziecko? Judy bezradnie rozłożyła ręce.
- Nie mam pojęcia. Pewnie Rick znowu pomaga komuś w
kłopotach. Niektórzy twierdzą, że Rick się zmienił, bo teraz jest taki
grzeczny i układny, ale ja w to nie wierzę. Wszystko jest kwestią
wychowania. Wyattowie trochę zaniedbali dzieci. Może dlatego, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •