[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musiała się na coś zdecydować.
Zaczerpnęła głęboko powietrza, po czym wyśliznęła się przez przednią szybę. Otarła się o muliste dno
i zaczęła machać energicznie nogami, kierując się ku powierzchni. Wypłynęła dość szybko. Kiedy się
wynurzyła, natychmiast zorientowała się w swoim położeniu. Popłynęła w kierunku zachodniego
brzegu, nie starając się walczyć ze znoszącym ją nurtem i wydostała się na nadbrzeże. Trzęsła się z
zimna, ale z ulgą stwierdziła, że w pobliżu nie ma żadnej czyhającej na nią postaci. Wiedziała, że
ujawni swoje usytuowanie tylko wtedy, gdy coś narysuje.
Nie pozostawało jej nic innego, jak zobaczyć się z Sa-limem. Camille przeszła nadbrzeżem w
kierunku bulwaru, który prowadził na Osiedle Malarzy. Nagle stanęła.
Obmacała gorączkowo kieszenie, po czym zwiesiła ręce, przygnębiona.
Szeptacz zniknął! Camille skrzywiła się, wyobrażając sobie zwierzątko utopione na dnie rzeki. Ta
myśl sprawiła jej ból. Pocieszała się przypuszczeniem, że może zanim zanurkowała, szeptacz zdążył
wykonać przejście w bok.
Po kilku minutach znalazła się na osiedlu Salima. Ludzie stojący przed blokami ze zdziwieniem, ale
bez komentarzy, przyglądali się jej przemoczonemu ubraniu i nieszczęśliwej minie. Camille tylko raz
była u przyjaciela, jednakże bez trudu odnalazła blok przy ul. Picassa. Oczywiście winda nie działała i
kiedy Camille weszła na jedenaste piętro, było jej już mniej zimno. Zapukała.
Ku jej wielkiej uldze drzwi otworzył Salim.
Patrzył na nią z przerażeniem przez dłuższą chwilę, po czym zapytał:
- Nie mów, że znowu kąpałaś się w rzece?
- Salim... t
- Co się dzieje?
- W ślad za nami wyruszył bojownik Chaosu. Zaatakował mnie w domu. Ledwo udało mi się
uciec.
W drzwiach pojawiła się głowa kilkuletniego chłopca. Salim odepchnął ciekawskiego malca i wyszedł
na korytarz.
- Zejdzmy na dół - zaproponował. - Musimy zastanowić się, co robić. Czekaj, przyniosę ci
suche ubrania.
Wrócił dwie minuty pózniej z dżinsami oraz podkoszulkiem i odwrócił oczy, kiedy Camille
przebierała się pospiesznie na klatce schodowej. Wyszli przed blok i usiedli na zniszczonej ławce,
dwadzieścia metrów od wejścia do budynku.
- A to ci sensacja! - skomentował Salim. - Co teraz zrobimy?
- Widzę tylko dwa rozwiązania - oznajmiła Camille.
Chłopak popatrzył zaskoczony.
- Dwa? A ja byłem przekonany, że nie ma żadnego... Mów szybko.
-To całkiem proste - zaczęła Camille. - Przynajmniej w teorii. Albo wracamy do Gwendalaviru, albo
jedziemy do Paryża odnalezć mojego brata.
-Tak właśnie myślałem, że dwa rozwiązania to brzmi zbyt pięknie  westchnął Salim. - Proponujesz
tylko rzeczy niemożliwe.
- Prawie niemożliwe - sprostowała Camille. - W każdym razie nie możemy dłużej tutaj zostać.
To miasto stało się prawdziwą jaskinią zbójców.
- Moglibyśmy na jakiś czas schronić się u mnie - zaproponował Salim.
W tej właśnie chwili przed blok podjechał samochód policyjny. Wysiadło z niego dwóch
umundurowanych mężczyzn oraz inspektor Franchina. Wszyscy trzej weszli na klatkę schodową.
- Nic z tego - szepnęła Camille, odruchowo pochylając się, chociaż biorąc pod uwagę odległość
i panujący mrok, nie było szans, żeby ją rozpoznano. - Rodzice zawiadomili policję i zgłosili moje
zaginięcie.
- Moglibyśmy poprosić go o pomoc... - zaproponował Salim.
-Jestem pewna, że kraty, które o mało nie przemieniły mnie w sito, zniknęły, ale parkiet w moim
pokoju jest zniszczony. Zciany w kuchni podziurawione są jak szwajcarski ser, a moi rodzice z
pewnością widzieli bojownika Chaosu. Jak wytłumaczyć to tym panom z policji? Może robiąc im
szkic, żeby lepiej zrozumieli?
Camille mówiła podniesionym tonem i Salim czuł, że była niezwykle spięta.
- Dobrze, staruszko - zgodził się. - Nie nalegam. Bardzo prawdopodobne, że gdybyśmy
opowiedzieli o wszystkim policji, wylądowalibyśmy w przytulnym wariatkowie. I bojownik miałby
nas podanych jak na tacy. Lepiej chyba wracać do Edwina i pozostałych.
- Nie! Jedziemy do Paryża!
-Ale powiedziałaś, że...
- Przemyślałam to. Liczą na nas. Nie zrezygnujemy przy pierwszej trudności.
- Bojownik Chaosu to spora trudność...  zaoponował Salim.
- Masz rację - przyznała Camille. - Nie musisz mi jednak towarzyszyć. To o mnie im chodzi.
Jeśli chcesz, możesz dać sobie spokój.
Ostatnie słowa wypowiedziała spokojnym, suchym tonem.
- I proszę! - zawołał Salim. - Znowu się zaczyna! Chcesz, żebym napisał ci to aleksandrynem na
dokumencie notarialnym? Jeżeli ty jedziesz, ja też. Tam gdzie ty, tam i ja, nawet na dnie rzeki. A więc
przestań mówić głupstwa i odpowiedz na moje pytanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •