[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odreagować napięcie. Jednakże jej zadanie nie było jeszcze skończone.
- Tafas - zawołała. - Pozostało mi jeszcze coś do zrobienia.
%7łołnierz zbliżył się do niej. Sam także sprawiał wrażenie wstrząśniętego.
- Wyciągnęłam cię z tego. W zamian proszę o przysługę. W jaki sposób mogę
101
unieszkodliwić waszą broń dalekiego zasięgu, tak abyście przez najbliższe półtorej
godziny stracili nad nią kontrolę?
- Po co chce pani to zrobić? Czy to rozkaz kapitana?
- Nie - odparła szczerze. - Kapitan nie wydał takiego rozkazu, ale kiedy zobaczy,
co tu zaszło, z pewnością będzie zadowolony, nie sądzisz?
Tafas, nieco ogłupiały, przytaknął.
- Jeśli spróbuje pani spięcia na tej tablicy - pokazał ręką - nieprędko zdołają to
naprawić.
- Daj mi twój łuk plazmowy.
Czy muszę, zastanawiała się, wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu. Tak.
Zacznie do nas strzelać. To pewne - równie pewne jak fakt, że ja pełną parą ruszę do
domu. Zaufanie to jedno, zdrada - zupełnie co innego. Nie chcę wystawiać go na tak
wielką pokusę.
Mam nadzieję, że Tafas mnie nie oszukał i nie wskazał mi tablicy kontrolnej toalet
czy czegoś takiego... Wystrzeliła i przez sekundę obserwowała z fascynacją barbarzyńcy
wzlatujące w powietrze drobne iskry.
- A teraz - powiedziała, oddając mu łuk plazmowy - potrzebuję jeszcze paru minut.
Potem możesz otworzyć drzwi i zostać bohaterem. Proponuję jednak, abyś najpierw ich
uprzedził; z przodu stoi sierżant Bothari.
- Dobrze. Dziękuję.
Po raz ostatni obejrzała się na główny właz. Jest ode mnie zaledwie o trzy metry,
pomyślała. Po drugiej stronie przepaści, której nie da się przekroczyć. A zatem w fizyce
serca odległość jest rzeczą względną. To czas pozostaje niezmienny. Sekundy
przebiegły po jej kręgosłupie niczym małe lodowate pająki.
Przygryzła wargę, pożerając wzrokiem Tafasa. Oto ostatnia szansa, aby zostawić
Vorkosiganowi jakąś wiadomość - ale nie, absurdalność przekazywania przez żołnierza
słów  kocham cię rozbawiła ją boleśnie;  dziękuję ci za wszystko brzmiało nieco
napuszenie, zważywszy okoliczności,  pozdrowienia zbyt chłodno, a co do
najprostszego  tak ...
102
W milczeniu potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do zakłopotanego mężczyzny,
po czym pobiegła z powrotem do magazynu i wspięła się po drabinie. Gwałtownie
zastukała we właz. Po chwili otwarł się i Cordelia spojrzała wprost w wylot łuku
plazmowego w dłoni chorążego Nilesy.
- Mam do przekazania waszemu kapitanowi nowe warunki - oznajmiła, nie
zająknąwszy się nawet. - Są dość osobliwe, ale mam wrażenie, że mu się spodobają.
Nilesa, zdumiony, pomógł jej wyjść z tunelu i ponownie zatrzasnął właz. Cordelia
ruszyła naprzód, po drodze zerkając w głąb głównego korytarza. Zebrało się tam
kilkunastu mężczyzn. Zespół techniczny zdjął ze ścian połowę tablic, mechanicy
majstrowali coś przy nich, posyłając w powietrze snopy iskier. Na końcu grupy dostrzegła
głowę sierżanta Bothariego. Wiedziała, że tuż obok stoi Vorkosigan. Wreszcie dotarła do
drabiny na końcu korytarza, wspięła się na nią i zaczęła biec, wyszukując drogę w
labiryncie korytarzy i poziomów statku.
Zmiejąc się i płacząc jednocześnie, zdyszana i roztrzęsiona, dotarła wreszcie do
drzwi lądownika. Na zewnątrz pilnował ich doktor McIntyre, usiłujący przybrać marsową
minę jak na Barrayarczyka przystało.
- Czy wszyscy są w środku?
Skinął głową, spoglądając na nią z zachwytem.
- W porządku. Wsiadaj i lecimy.
Zabezpieczyli właz i padli na fotele. Poczuli gwałtowne szarpnięcie, gdy lądownik
wystartował z maksymalnym przyspieszeniem. Pete Lightner pilotował go ręcznie,
ponieważ jego betański wszczep nerwowy nie mógł współpracować z barrayarskim
systemem kontrolnym bez pośrednictwa specjalnego adaptora. Cordelia nastawiła się w
duchu na bardzo nieprzyjemny lot.
Wyciągnęła się w fotelu, wciąż jeszcze czując ból w płucach po szaleńczym
biegu. Po chwili dołączył do niej kipiący gniewem Stuben. Spojrzał z troską na Cordelię,
zaniepokojony wstrząsającymi nią dreszczami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •