[ Pobierz całość w formacie PDF ]

korzystają z tej chaty od Maja do sierpnia, resztę roku mieszkają bardziej
na południu.
Wiosłował równomiernie, zastanawiając się dlaczego było mu trudniej niż
zwykle utrzymać linię prostą kursu kanu. Zbyt banalne było myśleć, że to
przez nią robił się słaby od pożądania.
- Kiedy helikopter po nas wraca? - oczy miała zamknięte gdy mówiła,
leniwe zadowolenie nadal od niej emanowało. TJ zrelaksował się od nagłej
czujności, którą jej pytanie spowodowało.
- Około trzeciej, za trzy dni. Odstawi nas w Haines, a stamtąd będziemy
musieli złapać okazję do domu Maggie i Erika. Wyprawa, w której miałaś
brać udział zostanie zakończona około południa.
Uśmiechnęła się i pochyliła do przodu by owinąć ręce wokół kolan. Jej
ciemne oczy błyszczały na niego.
- Dziękuję ci.
- Za co?
Pam wskazała wokoło.
- Za to. Wiem, że między nami nadal są pytania pozostawione bez
odpowiedzi, ale nie zrezygnowałabym z tego doświadczenia za nic na
świecie. To mi się o wiele bardziej podoba, cicho i daleko od wszystkiego.
To bardziej mój styl niż codzienna rutyna podróży w grupie.
TJ zająknął się przez sekundę w dezorientacji.
- Zapisałaś się na to. Pierwszego dnia powiedziałaś, że nie miałem prawa...
Podniosła dłoń.
- Wiem, byłam w błędzie. Przyjęłam propozycję Maggie ponieważ nie
widziałam innego sposobu na doświadczenie dziczy w krótki okres czasu.
Samotna kobieta, podróżująca sama, to nie byłoby mądre. Dobrze zrobiłeś
porywając mnie. Ty naprawdę wiedziałeś coś na temat tego co prawdziwie
potrzebowałam.
- Cóż, cieszę się, że teraz czujesz się z tym komfortowo.
Jej mały uśmiech drażnił go.
- Ty jesteś komfortowy - w całkowicie niepokojący i rozwikłujący życie
sposób.
Zmiali się razem z łatwością, TJ wciągnął głęboki oddech świeżego
powietrza. Nadzieja ożywiła się.
Zmienił strony wiosłowania by dać odpocząć ramieniu. Zbliżali się do
postu, ale nigdy wcześniej kanu nie było dla niego tak niezgrabne i
powolne w manewrach.
Pam leniwie moczyła palce w wodzie, wstęgi fal wznosiły się po każdej
stronie jej palców. Pozostały trzy dni na zmienienie wszystkiego. TJ
zastanawiał się czasami jaki chaos dział się w Haines, ale zapłaci
dudziarzowi kiedy będzie musiał. Teraz mają pstrąga tęczowego na
kolację, a wieczór rozciągał się przed nimi.
Z wyrazu jej oczu widać było, że ma kilka pomysłów na to jak mogą
spędzić ten czas, a on z chęcią będzie czekał na to co ona zaplanuje.
Powrócili do portu, wyciągnął rękę i chwycił za pomost gdy ona
wychodziła. Całe wyposażenie wychodziło pojedynczo aż zaczął
rozglądać się za kotwicą.
Pam wybuchnęła śmiechem, wskazując za kanu.
- Czy ta zielenina ma towarzyszyć rybie na kolację?
Okręcił głowę by zobaczyć olbrzymią kępę wodorostów za łódką.
- Skąd to się wzięło? - wspiął się na pomost i podążył za linią jaką
wskazywał jej palec. - Och cholera, nic dziwnego, że tak ciężko mi się
wiosłowało.
Pam położyła się na brzuchu na pomoście żeby złapać linę kotwicy.
Pociągnęła, wyciągając wodorosty i kotwicę, którą zapomniał wyciągnąć, i
przez to ciągnąć ją cały ten czas po dnie jeziora.
Westchnął. Tak, dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Przynajmniej było to
leprze niż potykanie się.
TJ siedział na stopniach ganku, trącając struny starej gitary, którą znalezli
w szafie wnękowej. Każdego dnia od kiedy odkryła, że on jest wilkiem,
grał dla niej. Zaczęła wyczekiwać tych cichych chwil by posiedzieć i
pomyśleć. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała tego. Jutro
będzie ich ostatni cały dziej razem, zanim helikopter po nich wróci. Pam
zwinęła się na huśtawce na ganku i obserwowała zachód słońca. Byli
skierowani przodem do jeziora, a blask unoszący się nad zachodnimi
górami malował całą okolicę w odcieniach mandarynki i złota. Smugi
światła świeciły na nich, uśmiechnęła się gdy ciemny koloryt TJ'a został
rozjaśniony gdy przebłysk różowego rozświetlił jego tułów.
Delikatne tony gitary przepływały wokół niej. Zamknęła oczy i kołysała
się sennie, upajając się swoją sytuacją. Pełny brzuch, kieliszek wina przy
łokciu. Pokolacyjna muzyka. %7łycie nie mogło być lepsze.
Trochę była obolała po różnych aktywnych zajęciach minionych dni.
Wierny swoim słowom, TJ dał jej spróbować różnego rodzaju
doświadczeń, wliczając w to zwariowaną podróż kajakiem po pobliskiej
rzece.
Również wierny swoim słowom, niektóre bóle pochodziły od bardzo
częstego i niezwykle przyjemnego gorącego wilczego seksu, którym się
cieszyli. A w ciągu tego dnia, za każdym razem gdy brał prezerwatywę z
ich malejącego zapasu, była coraz bliższa powiedzenia mu by zapomniał o
tym...
To już oficjalne. Wariowała.
Porwanie nie było już problemem. Stali się wystarczająco dobrymi
przyjaciółmi, że ciężko było pamiętać, że to nie to, na co się pisała. Miała
jeszcze pytania wymagające odpowiedzi, ale miała podejrzenia, że gdy
tydzień oficjalnie się skończy, nie będzie chciała go zostawić i wrócić na
południe do jej normalnej rutyny.
Zmiana w jej procesach umysłowych zdziwiła ją.
- To było duże westchnienie. - TJ przyjrzał jej się dokładniej, jego ciemne
oczy zerkały do jej duszy. - Jakie głębokie myśli sprawiają, że jesteś taka
smutna?
Cholera. Zrelaksowany spokój trochę osłabł. Tak mało czasu pozostało
zanim będą musieli wrócić do cywilizacji, a ona nadal nie wiedziała co
zrobić.
- Myślę o tym wszystkim co mi pokazałeś. Wiesz, ta lista partnerstwa i
reszta.
Brzdąkał łagodnie przez chwilę, lekka melodia, ze strun poruszanych
palcami, otaczała ich. Miał zamiar ją uspokoić, była tego pewna, ale teraz
znajome nuty, które grał, wypełniały jej uszy i serce, oczy napełniły się
łzami. To była ta sama piosenka, którą śpiewał jej na ślubie, z wieczną
miłością i nową nadzieją zaplątanymi w nią.
Chciała w coraz więcej wierzyć.
TJ oparł się o górną balustradę ganku.
- Jest taka stara para, która prowadzi Piekarnię Chilkat w mieście. Oboje
ludzie. Jeśli dobrze pamiętam mówili, że są małżeństwem od
pięćdziesięciu pięciu lat.
Pam zerknęła na niego z podejrzeniem. Dokąd to zmierzało?
- I?
Odłożył gitarę na bok i dołączył do niej na huśtawce.
- Widziałaś kiedyś taką parę? Małżeństwo przez taki długi czas, wydają się
czytać sobie w myślach? - Umieścił dłoń na jej karku i zaczął masować
napięte mięśnie. - Wydają się wiedzieć co druga osoba potrzebuje o każdej
porze.
- Próbujesz powiedzieć, że ludzie mogą mieć partnerskie połączenie?
Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam.
- Okay, może to nie jest dokładnie to samo, ale musi być bardzo bliskie.
Widziałem to. Znają siebie tak dogłębnie, że przewidują myśli drugiego, i
potrzeby. Tak właśnie jest dla wilków - jedyne co wydaje się być inne to,
to jak szybko się to dzieje. Dla wilków jest to natychmiastowe. Dla ludzi,
widziałem to u par, które były ze sobą przez długi czas.
Pam przygryzła wargę. Frick (*eufemizm dla fuck). Znowu, on i logika.
Nie mogła walczyć z logiką, a jednak kula strachu w jej brzuchu nie
chciała zniknąć.
- Jacy są twoi rodzice?
Odwróciła się do niego. Tak, wiedział jakie guziki przyciskać, dużo lepiej
niż jakakolwiek osoba, którą kiedykolwiek poznała. Nawet Maggie nie
spytała o jej rodzinę tak szybko.
- Jesteśmy rozwiedzeni.
TJ'owi zrzedła mina.
- Gówno.
- Tak.
- Okay, więc chyba nie są najlepszym przykładem. - zamilkł i patrzył na
nią przez chwilę. - Czekaj, co masz namyśli przez 'jesteśmy rozwiedzeni'? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •