[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Matka była sama. Siedziała przy piecu i łatała jakieś ubranie. Na dzwięk otwieranych
drzwi podskoczyła, jakby miała nieczyste sumienie.
- To naprawdę ty? - zawołała, widząc Mali. - Aleś ty przemokła! A mówili, że tym razem
dostaniesz podwodę do domu?
- Dostałam, tylko odprawiłam woznicę na dole - odparła Mali, szukając przy piecu
miejsca dla swoich butów.
Kot rzeczywiście spał w cieple, otworzył jedno oko, kiedy buty Mali znalazły się
niebezpiecznie blisko niego, zaraz jednak zwinął się jeszcze bardziej i wrócił do przerwanej
drzemki. Mali zorientowała się, że matka piecze chleb, z pieca dochodził smakowity zapach.
- Powinnaś się przebrać - powiedziała matka, kręcąc się koło córki dziwnie
zdenerwowana. - Jeszcze się rozchorujesz. Przynajmniej na nogi włóż coś suchego.
Mali usiadła i zaczęła ściągać czarne, domowej roboty skarpety, potem podciągnęła nogi
tak, by spódnica okryła jej stopy. Matka przyniosła suche skarpetki.
- A gdzie ojciec? - spytała Mali. - I gdzie wszyscy?
Matka udawała bardzo zajętą, szykowała kawę i smarowała kromki chleba. Na policzkach
miała gorączkowe wypieki i nieustannie poprawiała fartuch.
- Ojciec zaraz przyjdzie - zapewniła. - Poszedł tylko... A chłopcy mieli coś do załatwienia
we wsi. Margrethe jest dzisiaj w Nerbo, potrzebowali jej do pomocy, bo wieczorem będzie
spotkanie misyjne...
Ach tak, pomyślała Mali. Wszyscy zostali odesłani z domu. Najwyrazniej to, o czym
będzie tutaj mowa, ma pozostać między nią i rodzicami. Przynajmniej na początku. Skuliła
się na krześle i nie mówiła nic więcej. Matka też się nie odzywała, zajęta robotą spoglądała
tylko na córkę po kryjomu. Jakie to do niej niepodobne, dziwiła się Mali zaniepokojona.
Obie drgnęły, kiedy za drzwiami rozległy się ciężkie kroki ojca. Coś się zacisnęło w piersi
Mali i nie pozwalało jej swobodnie oddychać. Ale na widok ojca poczuła ból. Jaki on chudy i
zmizerowany, pomyślała. Bo matka zdawała się wyglądać znacznie lepiej niż ostatnim razem.
Chociaż mogły córkę zmylić te gorączkowe rumieńce na twarzy Brit.
- No to przyszłaś do domu - powitał ją ojciec i usiadł w swoim fotelu na biegunach. -
Paskudną pogodę sobie wybrałaś - dodał.
- Przecież ty sam po mnie posłałeś - zdziwiła się Mali. - Gospodyni kazała mi się przebrać
i natychmiast ruszać w drogę, nawet podwodę mi dali, więc pomyślałam, że musiało się stać
coś ważnego.
Przez chwilę w izbie panowała cisza. Ojciec próbował nabić fajkę resztką tytoniu, jaką
znalazł jeszcze na dnie zniszczonego woreczka, a matka po raz trzeci od przybycia Mali
zaglądała do chleba. Tym razem wyjęła upieczone bochenki i dom wypełnił się intensywnym
zapachem.
- Ty też chodz do nas, matka - powiedział ojciec. - Usiądz. Musimy porozmawiać, im
szybciej, tym lepiej.
Matka podeszła i usiadła na drewnianej lawie. Chude palce nerwowo skubały szydełkową
serwetę na stole.
- Parę dni temu mieliśmy tu niezwykłą wizytę - zaczął ojciec i odchrząknął. - Sam Sivert
Stornes do nas przyjechał.
- Słyszałam. Gospodyni z Gjelstad mi mówiła - przyznała Mali. - Plotki rozchodzą się
szybko po okolicy, a zresztą sam do niej telefonowałeś.
Ola Buvik przytakiwał, kiwając wolno głową, i wciąż na próżno szukał resztek tytoniu w
woreczku.
- Czy Johan Stornes prosił cię, żebyś za niego wyszła? - spytał nagle.
Twarz Mali oblała się rumieńcem. Zrobiło jej się gorąco. A więc jednak o to chodzi!
- Tak. Jakiś czas temu przyjechał do Gjelstad. Już po tej niedzieli, kiedy byłam w domu.
Powiedział, że zgubił coś w czasie wesela, jakiś nóż kieszonkowy, i prosił, żebym pomogła
mu szukać. I wtedy powiedział, że...
Mali głęboko wciągnęła powietrze, objęła podciągnięte w górę kolana. - Powiedział, że
widział mnie na weselu i że... no, oświadczył mi się - zakończyła.
- Sivert też mówił coś takiego - przytaknął ojciec. - Ale ty podobno nie powiedziałaś
 tak", jeżeli dobrze zrozumiałem.
- Nie. Nie powiedziałam - oznajmiła Mali, patrząc ojcu z uporem w oczy, ale niczego
bliżej nie tłumaczyła.
- Dlaczego mu odmówiłaś, moje dziecko? - zawołała matka zdziwiona. - To przecież
dziedzic wielkiego majątku. Zostałabyś gospodynią, do końca życia byłabyś zabezpieczona.
O takiej propozycji my, biedacy, nie mogliśmy nawet marzyć. Ani ty. Bo to po prostu
wspaniała propozycja...
Mali siedziała i zastanawiała się, w jaki sposób ma im to powiedzieć, jak wyjaśnić, że nie
cierpi Johana Stornesa. Po prostu nie może go znieść, choćby był dziedzicem nie wiem
jakiego majątku. Nie powie im przecież, jak podle się wobec niej zachował, wolała, żeby tego
nie wiedzieli.
O takich rzeczach się nie mówi. Poza tym mogliby sobie pomyśleć, że go w jakiś sposób
prowokowała, taki wielki pan, to... Choć raczej nie wierzyła, że chcieliby się doszukiwać jej
winy. Do rodziców to niepodobne, na tyle ich przecież zna. No i nie mogła też powiedzieć, że
czeka na kogo innego. Zaraz by się zaczęli pytać, kim jest ten inny, a na to też nie miała
odpowiedzi. Na moment zobaczyła smagłego, muskularnego mężczyznę o szarozielonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •