[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tylko z nazwy. Jest za stara na cokolwiek oprócz podawania herbaty. Do prawdziwej roboty
panny Cronin mają jedną z jej wnuczek. Trzymają babcię, żeby dorobiła trochę do emerytury.
Legrandowie to liczna rodzina, a o pracę nie jest łatwo. Jej zarobki stanowią pewną pomoc. -
Mówił to normalnym głosem, a potem uśmiechnął się. - Nie martw się, Charley. Pani Legrand
jest głucha jak pień.
Zaprowadziła nas do saloniku, przez którego okna widziałem ogrom jeziora Huron. Dwie
kobiety, obie ubrane w identyczne czarne sukienki, siedziały sztywno na kanapie, która pasowała
wiekiem do całego domu. Nie stanowiły najładniejszego widoku - przypominały bardziej dwa
niedzwiadki niż istoty płci żeńskiej. Eddie, mówiąc o nich, porównał je do buldogów. Wtedy
myślałem, że przesadził. Przedstawił mnie i zajęliśmy dwa krzesła naprzeciwko dam.
- Charley chciałby paniom zadać parę pytań. Panno Donno, wolałbym, żeby pytał tylko panią.
- Hola! - wtrąciłem. Zignorował mnie.
- Może by pani opuściła ten pokój, panno Doreen? W ten sposób skończymy wszystko raz,
dwa.
Zanim zdążyłem powiedzieć choć słowo, podniosła się i wyszła.
- Kim są ci okropni ludzie? - zaskrzeczał głos, brzmiący tak, jakby wydobywał się z gardła
małego, przestraszonego ptaszka. Rozejrzałem się i dopiero po chwili zrozumiałem, że to
odezwała się Donna Cronin.
- Po prostu jakieś męty z telewizji - wyjaśni! Eddie. - Zadzwonię do Córka, który zaraz ich
przepłoszy. Proszę się tym nie martwić, panno Donno. No, teraz twoja kolej, Charley.
Wyglądała na dość zdenerwowaną, nawet bliską łez.
- Tylko parę pytań - rzekłem cicho. - Podobno widziała pani, jak doktor Stewart robił zastrzyk
pani ojcu. Czy to prawda?
Odpowiedziała nie od razu.
- Widziałam go ze strzykawką.
- Zacznijmy więc od początku. Proszę opowiedzieć mi własnymi słowami, co pani widziała.
Wyraznie chroniła siostrę. Stwierdziła, że doktor Stewart był gościem Doreen. Nic nie
wiedziała o jakichkolwiek wypłaconych mu pieniądzach. Przyznała, że słyszała coś na temat jego
reputacji. Zapytałem, czy siostra chciała skrócić cierpienia ojca. Odparła, że tak, ale ona, Donna,
uznała, że wszystko jest w rękach Boga.
KARA ZMIERCI
293
Moje pytanie o to, czy Doreen sprowadziła doktora Stewarta właśnie w tym celu, by skrócił
cierpienia ojca, pominęła milczeniem. Jak na osobę nieśmiałą, zbyt dobrze wiedziała, co
odpowiadać, by jej siostra nie została uznana za winną współudziału w przestępstwie.
Była świadkiem, jak doktor Stewart wchodził do pokoju jej ojca. Zaprzeczyła, że przyglądała
mu się z wiadomego powodu. Kiedy go zauważyła, stał do niej plecami, lecz potem się odwróci! i
dostrzegła w jego ręku strzykawkę. Stewart najwyrazniej pomylił ją z siostrą, bo pomachał do
niej. Pobiegła po Doreen, ale zanim przybyły, Sean Cronin już nie żył. Nie widziała momentu,
kiedy lekarz robił zastrzyk. Zadzwoniła po szeryfa, lecz potem była na siebie zła. Zachowywała się
tak, jakby teraz tego żałowała.
Nie naciskałem jej więcej. Najwyrazniej mówiła prawdę, z wyjątkiem wszystkiego, co
dotyczyło siostry. Nie chciałem się zbytnio odsłaniać, więc skończyłem rozmowę.
Pożegnaliśmy się z nią i podziękowaliśmy za kawę. Eddie zadzwonił po szeryfa Córka Millera i
nie minęło dziesięć minut, jak zjawili się dwaj policjanci i zepchnęli dziennikarzy na drogę.
Następnie stanęli przy drzwiach domu.
Wsiedliśmy z Randem do samochodu. Gdy odjeżdżaliśmy, Reggie 0'Malley splunął za nami.
Nie trafił.
jR-eszta środy przeszła szybko. Byłem zajęty. Rozmawiałem ze świadkami oskarżenia, cały
czas w towarzystwie prokuratora, który najwyrazniej działał jako mój osobisty ambasador.
Oczywiście wiedział, że nie ma nic do stracenia. Jego zdaniem Doktor Zmierć był już skazany.
Wystarczyło tylko wykonać rutynowe czynności.
Zjadłem lunch z szeryfem i Eddiem Randem. Cork Miller był kimś w rodzaju wioskowego
komedianta, co z pewnością pomogło mu w wyborach. Podczas lunchu ilość jego zdrowego
śmiechu dorównywała ilości smacznego jedzenia. Przez chwilę wydawało się, że stoimy po tej
samej stronie barykady. Myślę, że było im mnie żal.
Na wieczór zostawiłem sobie spotkanie z moim słynnym klientem. Miasto okupowali już
dziennikarze, nie można było nigdzie pójść, by się na nich nie natknąć. Fotografowie uwiecznili
moment, kiedy wchodziłem do wiezienia. Starałem się wyglądać na pewnego siebie.
Niektórzy z reporterów, mając nadzieje na jakąś ostrą odpowiedz, którą mogliby gdzieś
wykorzystać, wykrzykiwali za mną wrogie pytania. Zignorowałem ich.
Kilka dni w areszcie nie osłabiło naturalnych tendencji, jakie wykazywał doktor Miles Stewart.
Przez dziesięć minut siedziałem w celi i wysłuchiwałem jego skarg: na temat otoczenia, systemu
prawnego, a nawet mojej osoby. Nie pozostawało mi nic innego, jak dać mu się wygadać.
- Zgarnęli kaucję, którą musiałem złożyć przed apelacją - zżymał się. -Przypuszczam, że wie
pan o tym?
-Tak jest zawsze, kiedy apelacja dotyczy jednego morderstwa, a oskarżony zostaje
aresztowany za inne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]