[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skład żywności był o połowę mniejszy od twojego.
- Pewnie skończyło się wam jedzenie - powiedział, uważnie się jej przyglądając.
- Mrożonki - odparła - przeżyliśmy bez konserw.
Pokiwał głową.  Logiczne - musiał przyznać w duchu.
Nie lubił tego. Wiedział, że odzywała się jego intuicja, ale nie lubił tego głosu.
- A co z wodą? - spytał potem.
Patrzyła na niego przez chwilę w ciszy.
- Nie wierzysz w ani jedno słowo z tego, co ci powiedziałam? - spytała.
- Nie o to chodzi - powiedział. - Po prostu jestem ciekawy, jak sobie radziliście.
- Nie umiesz tego ukryć, słychać to w twoim głosie - powiedziała. - Zbyt długo byłeś
sam, nie potrafisz już oszukiwać.
Chrząknął, gdy ogarnęło go niewygodne uczucie, że sobie z niego kpi.
 Przecież to bez sensu - kłócił się sam ze sobą. -  Ona jest po prostu kobietą.
Najprawdopodobniej ma rację. Ja chyba faktycznie jestem niesympatycznym i gburowatym
pustelnikiem. Ale jakie to miało znaczenie?
- Opowiedz mi o twoim mężu - powiedział nagle.
Coś, jakby cień wspomnień przemknęło przez jej twarz. Podniosła do ust kieliszek z
ciemnym winem.
- Nie teraz - powiedziała - proszę!
Oparł się wygodnie w tapczanie, nie umiejąc bliżej określić uczucia niezadowolenia,
które nim owładnęło. Wszystko bowiem, co mówiła i co robiła, mogło być efektem jej
przeżyć, ale mogło też być kłamstwem.
 Ale dlaczego miałaby kłamać? - pytał sam siebie. Jutro rano przecież będzie mógł
sprawdzić jej krew. Jakąż korzyść mogło przynieść jej kłamstwo, skoro jutro będzie znał
prawdę i jest to kwestia jedynie kilku godzin?
- Wiesz - powiedział, chcąc nieco rozluznić atmosferę - zastanawiałem się, czy jeśli
troje ludzi przetrwało epidemię, to może jest ich więcej?
- Myślisz, że to możliwe? - spytała.
- Dlaczego nie? Muszą być jeszcze inni, z takich czy innych powodów odporni na
zarazek.
- Powiedz mi coś więcej o zarazku - powiedziała.
Zawahał się przez chwilę, potem odstawił kieliszek z winem.
 A co będzie, jeśli powiem jej wszystko? Jeśli po swojej śmierci powróci tu, wiedząc
o wszystkim? Mając całą jego wiedzę?
- Jest cała masa szczegółów - powiedział.
- Mówiłeś coś wcześniej o krzyżach - powiedziała - skąd wiesz, że to prawda?
- Pamiętasz, jak mówiłem ci o Benie Cortmanie? - powiedział zadowolony z tego, że
powtarza znany już jej fakt, że nie musi wtajemniczać jej w nowe rzeczy.
- Masz na myśli człowieka, którego...
Pokiwał głową.
- Podejdz tu - powiedział, podnosząc się - zobaczysz go.
Stał za nią, kiedy patrzyła przez wizjer. Czując zapach jej skóry i włosów, odsunął się
nieco w tył.  Czy to nie dziwne? - pomyślał. -  Nie lubię tego zapachu. Zupełnie jak Guli-
wer, który powracał z krainy koni. Drażni mnie zapach człowieka.
- To ten, który jest przy lampie - powiedział.
Mruknęła cicho ze zrozumieniem. Potem powiedziała:
- Jest ich tak niewielu. Co się z nimi stało?
- Pozbyłem się większości z nich. Zawsze jednak jest kilku, którzy zdołali się gdzieś
schować.
- Jakim cudem ta lampa świeci? - spytała. - Myślałam, że zniszczyli całą instalację
elektryczną.
- Podłączyłem tę lampę do mojej prądnicy - powiedział. - Tak, żebym w świetle mógł
na nich patrzeć.
- Nie zniszczyli żarówki?
- Zamocowałem na żarówce bardzo mocny klosz.
- Nie próbują wspinać się i niszczyć go?
- Na całej latarni rozwiesiłem czosnek.
- O wszystkim pomyślałeś - powiedziała, potrząsając głową.
Cofnąwszy się o krok w tył, patrzył na nią przez chwilę.  Jak ona może tak spokojnie
na nich patrzeć - pomyślał -  zadawać pytania, wyrażać swoje uwagi, skoro nie dalej jak
tydzień temu widziała, jak te właśnie istoty rozrywały na strzępy jej męża? Znowu
wątpliwości - pomyślał. -  Czy to się nigdy nie skończy?
Wiedział dobrze, że nie, dopóki wszystkiego się o niej nie dowie. W tym momencie
odwróciła się od wizjera.
- Muszę cię na chwilę przeprosić - powiedziała.
Patrzył, jak idzie do łazienki, usłyszał zamykający się za nią zamek. Wrócił na kanapę.
Wymuszony uśmiech igrał na jego twarzy. Spojrzał w głąb kieliszka z winem i z
roztargnieniem pogładził brodę.  Muszę cię na chwilę przeprosić . Te słowa wydały mu się
jakoś dziwnie zabawne, zabrzmiały jakoś archaicznie. Dobre obyczaje Kamyczka, który
mizdrzy się zza grobu. Etykieta dla młodych wampirów.
Uśmiechu już nie było.
Co teraz? Co miała przynieść mu przyszłość? Czy za tydzień ona będzie tu jeszcze z
nim, czy może pochłonie ją wieczny ogień?
Był przekonany, że jeśli jest zarażona, będzie musiał spróbować znalezć jakieś
lekarstwo, niezależnie od tego, czy okaże się skuteczne, czy nie. A co, jeśli nie jest zarażona?
W pewnym sensie byłaby to jeszcze większa próba dla nerwów. W przeciwnym razie
wszystko będzie po staremu, nie ulegną zmianie zasady, rozkład dnia. Jednak jeśli miałaby z
nim zostać, muszą stworzyć jakiś układ, być może staliby się mężem i żoną, być może
mieliby dzieci...
Tak, to rozwiązanie było bardziej przerażające. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •