[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nasypy obronne: pustynia
poÊród pustyni,
i m"odsza, i starsza niÝ cz"owiek.
Widzia"em zabite palmy.
Widzia"em palmy bitewne 
 ca"ymi kilometrami pnie
tuÝ przy piasku uci´te:
widzia"em lasy trumienne.
Ach, czego to ja nie widzia"em
w s"onecznym pyle i Êwietle.
Zwiedza"em obóz wojskowy,
armaty widzia"em, anteny,
spotka"em teÝ m"odych Ýo"nierzy...
Ach, czego tam nie widzia"em?
Úo"nierzy, którzy zgin´li.
Widzia"em arabskie Verdun.
Widzia"em w powietrzu krzyk
ludzki.
Ach, czego ja tam nie widzia"em.
Widzia"em  pustyni´
pusty’.
Widzia"em  miejsce. Na mapie
wciàÝ to jest miasteczko Faoh.
Widzia"em wi´c miasto bez
miasta, które tu ongiÊ istnia"o.
Ach, czego to ja nie widzia"em
tam na tym Pó"wyspie Faoh.
134
Zielone skrzyd"a anio"ów
rosnàce tu w islamskim Raju.
Byç moÝe zabici Ýo"nierze
w"aÊnie daktyle zbierajà.
Ach, tego to ja nie wiedzia"em
na pobojowisku pod Faoh.
135
Pierwsza klasa
Pierwsza klasa pociàgu osobowego
relacji Go"dap  Warszawa. Godzina 21,35.
Wieczór przewozi si´ w przedziale bagaÝowym
bez dodatkowej op"aty.
Nawet doÊç luêno, minà" sezon turystyczny.
Pod oknem rozsiad"a si´ miejscowa
pi´knoÊç, wyraênie pewna swego i roju absztyfikantów,
którzy zapewne dupczà jà gdzieÊ w krzakach
nad jeziorem, nie tyle dla seksualnej przyjemnoÊci
(chociaÝ, a jakÝe, takÝe), lecz przede wszystkim po to,
aby udowodniç swej ch"opackiej chandrze, Ýe i
takie cudo moÝna sponiewieraç, ub"ociç mu
bia"y zadek.
Cudo w"aÊnie wybiera si´ na podbój Êwiata
(dzi´ki narzeczonemu, który wyemigrowa"
i zdàÝy" juÝ uciu"aç troch´ grosza). Jedynie
dlatego jeszcze pozwala si´ woziç Polskim
Kolejom Pa’stwowym (które przecieÝ dla jej
wygody zosta"y stworzone) 
 czuje si´ tak pewna siebie, Ýe nawet nie ma
wzgardliwej miny.
Cokolwiek przyt´ga. Niechaj nikt sobie nie
myÊli. A poza tym, starsi i bogaci faceci
bezpieczniej si´ czujà wÊród pulchnoÊci.
Lekka nadczynnoÊç tarczycy dobrze Êwiadczy
o nadpobudliwoÊci i mitomanii; co za raj
dla oszustów matrymonialnych.
Sàdzàc po stroju, musia"a
przez kilka tygodni tarzaç si´ z w"aÊcicielem
136
komisu, jak jeÝ nadziewajàc na siebie
co popad"o. Wszystko to, oczywiÊcie,
te jab"ka i liÊcie, w modnym kolorze blue...;
na oko oko"o 887 dolarów.
I zupe"ny, wspania"y brak smaku. Choçby wi´c
ze wzgl´dów estetycznych, powinna byç skazana na
strip-tease.
Koszula, bluzeczka, bluza, p"aszcz, pó"kozaczki,
magnetofonik ze s"uchawkami...: niby nic
nadzwyczajnego  ale blue.
A przecieÝ kosztowa"o to wi´cej ludzkiej
inwencji i pracy, niÝ wybudowanie Piramid.
S"owia’ska Nefretete nie zamierza ukrywaç,
ma na imi´ Anka. Ach, zakrad"bym si´
do jej grobowca, nie zwaÝajàc na klàtw´ faraonów.
To cudo naprawd´ jest wieczne. Ponadto
"adnie pachnie. Od Bia"egostoku naszego pociàgu
juÝ nie ciàgnie parowóz. Ale ty  jak rzecze poeta,
niejaki Tadeusz Peiper  nadal paruj, Êlicznotko!
137
Wakacje
Wioska w samej êrenicy lasu.
Co za cisza. Chaty wÊród malw. Strumyczek
jak zesz"owieczna fujarka pastusza, Ýadne
tam tranzystorowe cude’ko.
PrzybyliÊmy tu na wakacje, na wypoczynek.
I bardzo si´ staramy. Oto moja urocza
Ýona i dziatki.
Jak tu spokojnie. ChociaÝ miejscowi
pijà, bijà si´ i Ýrà, nawet o kartofle.
To naleÝy do natury. Tak samo, jak
odrzutowce, pe"znàce na horyzoncie
po huczàcych górach dwudziestego wieku.
Jak tu bezpiecznie. Niezmordowane
pajàki codziennie na nowo uszczelniajà
krajobraz. Nic si´ nie przedrze. Ani z"o,
ani dobre.
Demony i anio"y kryjà si´ w wierzbach
i po wykrotach, archanio" bieli si´ w brzozie,
nie widaç wÊciek"ej piany w rowach melioracyjnych.
ZatrzaÊniemy ksiàÝki, wyrzucimy gazety.
Nie w"amiemy si´ do telewizora, ani do radia.
Zabawimy si´ w ludzkoÊç sami.
Nie b´dziemy podglàdali Êwiata
przez dziurk´ po s´ku, ani przez otwór
po zgubionych kluczach.
Na cmentarzyku pod wzgórzem
wszystkie wyjÊcia zosta"y starannie zasypane
138
i przywalone lastrikiem. A i kobiety
wyglàdajà na zaspokojone erotycznie.
Jak tu pi´knie. Przy stodole,
w stercie po"amanych maszyn odnaleêliÊmy
dawne proporcje dzieci´ce;
a juÝ zapomnieliÊmy, Ýe w ogóle istniejà:
synek ze s"odkà zemstà w oczach
w"aÊnie obsikuje pokrzywy; widzimy znowu
olbrzymie trawy, liszki, Ýuczki i mszyce...,
o coÊ, najwyraêniej, im chodzi w tej
krzàtaninie pod s"onecznikiem, który kujà
szpaki.
Jak cudownie. PrzyjechaliÊmy rano,
tyle juÝ przeÝyliÊmy, a dopiero po"udnie.
Doprawdy, czas odnaleziony.
JakÝeÝ tam w mieÊcie teraz bez nas
sobie radzà nasze rozterki i k"opoty?
139
Salwador Dali
Salwador Dali, geniusz i hochsztapler,
kabotyn z hakami na merliny zamiast
wàsów. B"azen.
Byç moÝe jednak dzi´ki
jego fanfaronadzie moÝemy zobaczyç
absurd, czyli nieludzkoÊç ludzkiego
losu.
Dlaczego to ma byç zaraz jakiÊ
antropomorficzny demon o trzech g"owach,
z paszcz´kà brontozaura, w wie’cu z czaszek,
z toporem i wagà,
albo koÊciotrup, czyli coÊ
w rodzaju pestki.
Wyobraêmy sobie, Ýe to w naszym
ogrodzie dzieje si´ ta p"onàca Ýyrafa
z powysuwanymi szufladami i zegarkami,
co mi´knà i cieknà! Zgroza
nie do oswojenia. I obcoÊç.
A my przyzwyczajamy si´
do swego Ýycia.
MoÝna to malarstwo  zlekcewaÝyç.
Ale Salwador Dali umar" by"
na nowotworowà chorob´, która
rozmi´kczy"a mu cia"o
 nieomal tak, jak on w swoich obrazach
odkszta"ca" przedmioty!
140
Krytycy  pisze Z. Ka"uÝy’ski  [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •