[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmiejąc się, opowiadał mi pewnego dnia, jak w 1932 roku, w trakcie negocjacji z
Hindenburgiem na temat przejęcia władzy, próbował przedstawić mu von Ribbentropa.
Zgrzybiały feldmarszałek odmówił spotkania z nim, mówiąc swym grubym basem: "Dajcie
mi spokój z tym sprzedawcą szampana".
Ribbentrop był największym biurokratą spośród wszystkich ministrów Trzeciej Rzeszy.
Hitler w każdym razie nie miał pojęcia, co zawierają pisma, które tamten taśmowo mu
podsuwał.
Często widziałam, jak żartobliwym gestem rozsypywał je na biurku, stwierdzając, że nie
ma najmniejszej nawet intencji mieszania się w intrygi między różnymi ministerstwami.
Resorty spraw zagranicznych i propagandy zawsze były w stanie bezlitosnej walki.
Pytanie o to, które z nich ma prawo kontrolować prasę, nigdy nie zostało przez Hitlera
definitywnie rozstrzygnięte. Nie ma jednak nic dziwnego w tym, że Hitler całkowicie poddawał
się jego sugestiom we wszystkim, co dotyczyło Anglii.
Z całą szczerością uważał go za największego specjalistę w sprawach angielskich.
To właśnie Ribbentrop nieustannie podsycał nienawiść Fuhrera do Albionu.
Wcale nie przesadzam, czyniąc go wyłącznie odpowiedzialnym za to, że w przeddzień
wejścia naszych oddziałów do Polski Hitler nie z godził się na ostatnią próbę negocjacji z
ambasadorem brytyjskim w Berlinie na temat losu korytarza do Gdańska.
To również pod jego wpływem pod koniec wojny Hitler zdominowany był chorobliwą
awersją do wszystkiego, co angielskie.
Niemniej, jeszcze w 1940 roku, gdy Włochy podpisały z Niemcami słynny "pakt stalowy",
Hitler powiedział do mnie: "Wolałbym podpisać sojusz z Anglikami.
Oni są przynajmniej, z punktu widzenia rasowego, dużo bardziej bliscy narodowi
niemieckiemu niż południowcy".
Pózniej, wraz z narastającą wrogością do Anglików, takie refleksje już się nie powtarzały.
Wielokrotnie docierały do mnie bezpośrednie echa rozmów między Hitlerem a
ambasadorem Hewelem, który posiadał długie doświadczenie, jeśli chodzi o angielską
mentalność.
Próbował on wyperswadować Hitlerowi tę żałosną politykę, którą Ribbentrop prowadził
wobec Zjednoczonego Królestwa.
Nieprzejednana, a zarazem lekceważąca postawa, z jaką minister spraw zagranicznych
obrażał angielską dumę narodową, czyniła z niego człowieka absolutnie nienadającego się na
zajmowane stanowisko.
Hitler jednak pozostawał głuchy na wszystkie te wezwania do rozsądku i niezmiennie
odpowiadał Hewelowi: "Mój drogi, to są rzeczy, których nie może pan zrozumieć".
Niejednokrotnie Hewel zwierzał mi się, że uważa Ribbentropa za człowieka chorowitego i
przedwcześnie postarzałego, który z racji osobistych kieruje się ślepą nienawiścią do
wszystkiego, co dotyczy Anglii.
Hewel był przekonany, że pani Ribbentrop, która miała zwyczaj mieszania się do
wszystkiego, co nie powinno było jej obchodzić, odgrywała ważną, zakulisową rolę w polityce
zagranicznej Rzeszy, i że można ją uznać za złego ducha swego męża.
Nie należy zapominać, że był on skromnego pochodzenia, natomiast jego żona była bardzo
bogata, a na dodatek wyraznie przewyższała męża, jeśli chodzi o intelekt.
Ribbentrop, wykazując wielki oportunizm, bardzo szybko przyzwyczaił się do wystawnego
życia.
Z biegiem lat jego arogancja i pociąg do bogactwa stały się nie do zniesienia.
Podobnie jak Hitler, przekonany był o nieomylności swych ocen.
Tak naprawdę jednak niewiele miał własnych pomysłów i jego inicjatywy sprowadzały się
do wykonywania instrukcji Fuhrera, które otaczał pompatyczną inscenizacją.
Hitler utrzymywał, ale nie byłam w stanie tego stwierdzić, że może prowadzić rozmowę po
angielsku i po francusku, pod warunkiem że nie będzie się ona toczyć zbyt szybko.
Wyjaśniał mi również: "Nie wysilam się nigdy na mówienie w obcym języku, ponieważ
czas, który moi tłumacze poświęcają na przełożenie pytań i odpowiedzi, jest dla mnie w trakcie
negocjacji dyplomatycznych zbyt cenny.
Ten martwy czas pozwala mi się zastanowić i znalezć dla moich odpowiedzi zwięzłe i
trafne formuły".
Od 1925 roku w największym sekrecie Hitler zaczął pisać dzieło na temat polityki
zagranicznej.
Nikt nie miał okazji zapoznać się ze stertą kartek, które pokrywał swym drobnym, ciasnym
i prawie nieczytelnym pismem.
Bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy był nękany kłopotami, czynił jakieś aluzje do dzieła, nad
którym pracował.
W 1939 roku, tuż po ogłoszeniu wojny, w mojej obecności oznajmił Hessowi: "Teraz cała
moja praca poszła wniwecz.
Moja książka została napisana na nic".
Sądzę, że jedynie Hess znał idee, które Hitler rozwijał w swoim rękopisie, i że w tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]