[ Pobierz całość w formacie PDF ]
becz...
- Nie powinieneś wścibiać nosa w nie swoje sprawy bez pozwolenia - zganiła go lady Marchbank. - Na dole są szczu-
ry. Mogły cię pogryzć i złapałbyś zarazę. To paskudne, brudne miejsce. Teraz chodz i przeproś. Grzeczny chłopiec.
Drobny incydent został załagodzony, jednak po takich emocjach zapanowała niezręczna atmosfera. Wszyscy
usłyszeli dochodzące z korytarza ciężkie kroki.
- Ach, to John, nareszcie - obwieściła lady Marchbank z taką ulgą, jakby to był Krzysztof Kolumb, powracający cały
i zdrowy z wyprawy do Nowego Zwiata.
Rozdział 8
Hartly emu wystarczył rzut okiem, żeby stwierdzić, iż korpulentny, artretyczny starzec, który wkuśtykał do salonu,
nie jest Czarnym Duchem, ale człowiekiem doglądającym wyładunku brandy nad zatoką. Lord Marchbank wchłaniał
zbyt dużą ilość towaru, który przechodził przez jego ręce, by brać tak czynny udział w przemycie. Jego bulwiasty, po-
znaczony żyłkami nos i przekrwione oczy zdradzały długą pijacką przeszłość. Brandy nie zrujnowała mu jednak
rozumu. Obrzucił Hartly ego krótkim, przenikliwym spojrzeniem, po czym odwrócił się, by powitać kuzynów.
Lord Marchbank nie zabawił w salonie długo, ale przyjął gości serdecznie. Zapewnił młodych kuzynów, że gdyby
czegokolwiek potrzebowali, wystarczy wysłać liścik do Domu nad Zatoką.
Lady Marchbank pokazała mu obrus; pochwalił go bez zapału jak ktoś, kto niezbyt szczerze chce sprawić darczyńcy
przyjemność.
- Dawid wspominał, że tęskni za konną jazdą, mój drogi - oznajmiła lady Marchbank. - Powiedziałam Bonnie, że na
czas, kiedy tu jest, może wziąć mojego konia. Masz coś, co zdałoby się dla Dawida?
- Chodz i wybierz sobie, chłopcze - zaproponował Marchbank. Prawie natychmiast zmienił jednak zdanie. - Albo
lepiej każę stajennemu, żeby przyprowadził konia do powozu, kiedy będziecie odjeżdżać. Kucyki są dziś niespokojne.
Szara Dama się zrebi. To zawsze budzi w zwierzętach niepokój.
- I jak już wspominałam dzieciom - dodała jego żona - zwałaszyliśmy tego gniadego zrebaka i też jest
zdenerwowany.
- O tak, nasze stajnie to istny szpital. - Jego czerwone policzki pociemniały jeszcze bardziej, upewniając Hartly ego
w podejrzeniach, że stajnie to nie szpital, tylko kryjówka do przechowywania ładunku przywiezionego tego
popołudnia. Kiedy Marchbank sięgnął do stolika po butelkę brandy, pochwycił wzrok żony; pokręciła ostrzegawczo
głową. Nalał więc sobie miast tego kieliszek wina.
Po krótkiej rozmowie dotyczącej konia dla Dawida goście zaczęli zbierać się do wyjścia.
- Przyjadę o ósmej, żeby towarzyszyć ci na przyjęciu - powiedziała lady Marchbank do Moiry.
- Pan też przyjedzie, sir? - spytała Moira Marchbanka.
26
- John nie przyjdzie - odparła za niego lady Marchbank. - Nie cierpi wszelkiego rodzaju przyjęć. Gdybym czekała, aż
gdzieś mnie zabierze, nigdy nie ujrzałabym światła dziennego.
Goście zostali odprowadzeni do drzwi. Marchbank wyszedł z nimi do powozu. Kiedy Jonatan i Moira oglądali swoje
konie, starzec zamienił na osobności dwa słowa z Hartlym.
- Zapewne Blaxstead wydało się panu cokolwiek nudne? - zagadnął.
- Wprost przeciwnie, sir. Dzieje się tu wiele ciekawych rzeczy. Wie pan, zastanawiam się, czy nie zmienić gospody.
Zeszłej nocy ukradziono mi z pokoju niewielką sumę pieniędzy. Nie złożyłem formalnego zażalenia, ale mam powody
podejrzewać, że to ktoś z chłopaków pracujących dla Bulliona. Kto w tych okolicach pełni urząd sędziego?
- Stoi pan przed nim. Proszę złożyć zeznania i wtrącimy go do więzienia. Takie drobne kradzieże przynoszą wiosce
złą sławę.
- To niewielka suma. Ponieważ zatrzymałem się [tylko na parę dni, nie warto zawracać sobie tym głowy. Następnym
razem nie będę zostawiał pieniędzy w pokoju.
- Tak będzie najlepiej. Niech pan również wspomni o tym Bullionowi. Na pewno nie chce, żeby pracował u niego
złodziej.
Jonatan zawołał Hartly ego, żeby obejrzał jego konia, i tak krótka rozmowa dobiegła końca. Wkrótce goście
odjechali.
W drodze powrotnej Moira milczała. Miała sporo spraw do przemyślenia. Jeśli Hartly przyjechał tu, żeby wyśledzić
przemytników, to nie pracuje ze Stanbym. Zeszłego wieczora grali w karty, co zdawało się potwierdzać podejrzenia
Jonatana, że Hartly pytał o Stanby ego tylko w nadziei na grę. Mimo wszystko Hartly stanowił zagrożenie, ale innego
rodzaju. Mógł pokrzyżować szyki Marchbankowi. Będzie mieć na niego oko, tak jak prosiła kuzynka Vera.
Moira znów wzmogła czujność, kiedy Hartly spytał Jonatana:
- Jak się panu podobały piwnice? Było tam coś ciekawego?
- Były ciemne i pełne beczek - odparł Jonatan.
Moira mimowolnie drgnęła. Jonatan wygadał się bardziej, niż gdyby powiedział Hartly emu, że Marchbank jest
przemytnikiem.
- Kuzynka Vera mówiła mi, że trzyma na dole beczki z marynatami - powiedziała.
- Musi robić mnóstwo tych marynat - zauważył Jonatan, na co siostra tak go spiorunowała wzrokiem, że zdał sobie
sprawę ze swej niedyskrecji. - Rzeczywiście, jak o tym napomknęłaś, przypominam sobie, że czułem tam zapach octu.
Właściwie nie było tam aż tak dużo beczek.
- Wiesz, jak Lord Marchbank uwielbia marynaty - powiedziała Moira.
Wesoły wzrok Hartly ego świadczył, że nie oszukała go ani na chwilę. Przecież podobno nie widziała swoich
kuzynów od dzieciństwa. Skąd mogła wiedzieć, że Marchbank uwielbia marynaty? Nie poczęstowano nimi gości.
- Jest pani pewna, że nie trzyma tam owoców w zalewie z brandy? Albo samej brandy, bez owoców - spytał
żartobliwie.
- Mój kuzyn nie tolerowałby czegoś takiego! - zawołała.
- Może przemytnicy korzystają z jego piwnic... bez jego wiedzy, rzecz jasna - zasugerował Hartly.
Moira skwapliwie podchwyciła ten pomysł.
- To bardzo możliwe. Powinnam ostrzec lorda Marchbanka. Zapewne wystawi w piwnicach straże, żeby schwytać
dżentelmenów .
- Nie zyska tym sobie wdzięczności tutejszych mieszkańców - stwierdził Hartly. - Mam wrażenie, że połowa ludności
żyje tu z przemytu.
Moira nie dała się zwieść tej nieszczerej aprobacie, która miała na celu skłonić ją do zdradzenia rodzinnych sekretów.
- Jestem przekonana, że nie. Mój kuzyn nie pozwoliłby na coś takiego.
- Pozwala jednak na obecność butelki brandy swoim salonie. Miałem nadzieję, że poczęstuje mnie choć kropelką.
- Najprawdopodobniej trzyma ją w celach leczniczych. Marchbank cierpi na artretyzm.
- Sądzę, że to, czego używa jako lekarstwa, stanowi raczej przyczynę jego dolegliwości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]