[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okazywany mu szacunek i godność, z jaką się nosił, były uderzające. Był on woóem
drugiej co do wielkości potęgi w Patusanie. Osadnicy, którzy przybyli tu z Cele-
bes (około sześćóiesiąt roóin, mogących, licząc ze służbą, wystawić dwustu luói
zbrojnych), wybrali go przed laty na swego woóa. Luóie tej rasy są inteligentni,
przedsiębiorczy, mściwi, ale posiadają więcej szczerej odwagi, niż inni Malajczycy
i pod presją  buntują się. Tworzyli partię opozycyjną wobec radży. Naturalnie
handel był przyczyną rozmaitych kłótni. Z tego powodu dochoóiło do bitw, na-
głych napadów, napełniających osadę dymem, ogniem i wrzaskiem. Palono wsie,
luói zapęóano na óieóiniec radży, góie byli oni zab3ani lub męczeni za zbrodnię
handlowania nie tylko z nim jednym. Na parę dni przed przybyciem Jima zamordo-
wano kilku luói z wioski rybackiej jedynie wskutek podejrzenia, że zbierali jadalne
gniazda ptaków dla kupców z Celebes. Radża Allang chciał być jedynym kupcem
w kraju, a karą za złamanie tego monopolu niezmiennie była śmierć; ale jego poję-
cie o handlu niczym nie różniło się od najzwyklejszego rabunku. Jego okrucieństwo
i chciwość powściągane były nieco jedynie przez tchórzostwo, bał się zorganizowa-
nej przez luói z Celebes potęgi, jednak  przed przybyciem Jima  bojazń ta nie
była dość wielka, by się uspokoił. Wysyłał nieustannie swych podwładnych w celach
grabieży i czuł się najzupełniej w swoim prawie.
Sytuacja jeszcze baróiej się skomplikowała, gdy zjawił się jakiś obcy, Arab, który,
jak mi się zdaje, tylko dla relig3nych celów pobuóił do buntu plemiona, zamiesz-
kujące wewnątrz kraju, a sam osiedlił się na szczycie jednej z blizniaczych gór i tam
mocno się oszańcował z całą armią zwolenników. Wisiał, jak jastrząb nad kurnikiem,
nad miastem Patusan, ale pole swego óiałania przenosił na otwarte okolice. Wsie
całe spustoszałe świeciły szeregiem rozpadających się domków, spuszczających liście
swych dachów i mech ścian do wód strumyków, nad którymi się pochylały, tworząc
jakby sztuczną wegetację, gn3ącą od korzeni. Obie partie w Patusanie nie wieóia-
ły, na którą z nich ma większy apetyt ten obcy. Radża ostrożnie intrygował. Nie-
którzy osadnicy w Bugis, zmęczeni nieustannym niebezpieczeństwem, byli na wpół
zdecydowani wezwać jego pomocy. Młode umysły raóiły namówić szeryfa Alego
i jego óikich luói, by wyrzucili z kraju radżę Allanga. Doramin z trudnością ich
powstrzymywał. Starzał się, a chociaż wpływ jego ani trochę się nie zmniejszył, nie
czuł się na siłach, by walczyć w tak trudnych okolicznościach. Taki był stan rzeczy,
gdy Jim, wyskoczywszy z óieóińca radży, stanął przed woóem plemienia Bugis,
pokazał obrączkę i został przyjęty, że tak powiem, na łono tego społeczeństwa.
iał i
Doramin był wyjątkowym przedstawicielem swojej rasy, równego mu nie zdarzyło
mi się wióieć. Jak na Malajczyka brzuch jego był ogromny, ale nie tylko dlatego
jego wygląd miał charakter imponujący, monumentalny. (& ) Mówiono powszech-
nie, że raóił się żony we wszystkich sprawach publicznych; ale nikt nigdy nie słyszał,
by zamienili ze sobą słówko. Zawsze w milczeniu sieóieli przy otworze w ścianie
i patrzyli na szeroką przestrzeń pokrytą lasem, na ciemnozielone morze, którego fa-
lowanie sięgało fioletu i purpury gór, na błyszczącą rzekę, tworzącą olbrzymią literę
S, mieniącą się srebrem; na ciemną wstęgę domów, wyciągniętą na obu wybrzeżach
i na wznoszące się szczyty blizniaczych gór. Stanowili razem óiwną sprzeczność: ona
se a Lord Jim 109
delikatna, wysmukła, lekka jak mała czaroóiejka, z odcieniem macierzyńskiej ser-
deczności; on  olbrzymio ciężki jak figura z gruba wyciosana z kamienia, w swej
nieruchomości zdraóał uczucia szlachetne i wspaniałomyślne. Syn tych starych ro-
óiców był ozdobą młoóieży.
Opatrzność zesłała go im pózno. Może nie był tak młody, jak się wydawał. Dwa-
óieścia cztery czy pięć lat, to wiek poważny tam, góie w osiemnastym roku męż-
czyzna jest już ojcem roóiny. Gdy wchoóił do obszernej izby, wyłożonej cienkimi
matami, góie dostojna para sieóiała w otoczeniu swego dworu, szedł prosto do
Doramina, składał pocałunek na ręce wyciągniętej ku niemu majestatycznie  po
czym stawał przy krześle matki. Chyba mogę powieóieć, że go ubóstwiali, ale nigdy
nie zdarzyło mi się pochwycić spojrzenia zwróconego ku niemu. Co prawda, w tej
izbie załatwiano sprawy publiczne, zwykle była ona zatłoczona. Uroczyste wchoóe-
nie i wychoóenie, głęboki szacunek wyrażany gestami, malujący się na twarzach, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •