[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takiego nie przeżywał. Chciał się uporać ze wszystkim jak najszybciej i
pojechać z nią do szpitala. Wyłączył piekarnik i wyjął z niego szklaną miseczkę.
Rozejrzał się dookoła. Jedzenie było schowane i kuchnia wyglądała w miarę
porządnie.
Co jeszcze? zapytał niespokojnie.
W garderobie, w mojej sypialni, jest mała niebieska walizeczka. Mam w
niej wszystko, co potrzebne. Aha, wez jeszcze to i włóż do najmniejszej
szuflady komódki. TJ zdjęła pierścionek i zegarek i podała Zachowi.
Zach przebiegł przez dom i wpadł do sypialni. Zatrzymał się w drzwiach.
Pokój był w kolorach szarym i fiołkowo-różowym. Spojrzał w kierunku łóżka.
Kryło w sobie niewypowiedzianą obietnicę. W takim momencie nie powinien
myśleć o tych sprawach, ale nagle wyobraził sobie TJ w łóżku. Odegnał od
siebie ten niepokojący obraz, podszedł do komódki i schował biżuterię.
Otworzył garderobę. Z ulgą zauważył, że wiszą w niej wyłącznie damskie
ubrania. To dziwne, że w całym domu nie ma nawet śladu po Tommym.
Wyciągnął niebieską walizeczkę i znów rozejrzał się po sypialni. Pokój
był stworzony do tego, by stały w nim fotografie, gdyby TJ miała takie
upodobania. Ale nigdzie nie było nawet najmniejszego zdjęcia, nic, ani śladu
tego, że TJ dzieliła kiedyś dom ze swoim mężem. Zaintrygowany, wrócił do
kuchni.
TJ czekała na niego. Zdążyła już zatelefonować do Doreen i najbliższego
sąsiada. Teraz była gotowa jechać do szpitala.
Zach krążył po poczekalni i szpitalnych korytarzach. Dlaczego to trwało
tak długo? Była już ósma wieczór. Co jakiś czas pielęgniarka informowała go,
że wszystko idzie dobrze. Na oddziale porodowym kotłowało się, ludzie kręcili
się po korytarzach. Zach przemierzył już wszystkie zakątki dostępne osobom z
zewnątrz. Na chwilę zatrzymał się nawet przed szybą sali dla niemowląt i
przyglądał się noworodkom w maleńkich łóżeczkach. Nawiązał też rozmowę z
jednym ojcem, który stał przed szybą i podziwiał syna.
Czy był pan przy porodzie dziecka? zapytał.
Oczywiście. Nie mógłbym się pozbawić takiego przeżycia.
Zach też chciał być z TJ, choćby po to, by trzymać ją za rękę. Ktoś
powinien być przy niej, tak jak ten człowiek był przy swojej żonie.
Odszedł od szyby razem ze szczęśliwym tatusiem. Był wzruszony jak
nigdy dotąd. TJ obchodziła go najbardziej na świecie. Zmieniły się jego cele
życiowe, marzenia, nawet on sam. Własny biznes ciągle był ważny, ale równie
ważne stały się stosunki z TJ.
Dzisiejszy dzień to ogromny krok do przodu. Kiedy urodzi się dziecko, to
może TJ zgodzi się na związek z nim. Jest zbyt młoda, by być stale bez
mężczyzny. Bez kochanka.
Na tę myśl serce Zacha zabiło mocniej. Tak właśnie myślał o TJ. Być
może zastanawianie się nad tym dzisiaj było nie na miejscu, ale TJ nie była
wyłącznie jego szefową czy nawet przyjaciółką. Była kobietą, której pragnął.
Oparł się o parapet i spojrzał przez okno.
Zachary!
Zach obrócił się. W jego kierunku szła Doreen z jakimś mężczyzną.
Cześć, Doreen powiedział.
To mój mąż, Jack. Kochanie, to jest Zachary Torelli.
Uścisnęli sobie dłonie. Zach ujrzał przysadzistego mężczyznę z
ciemnoblond włosami i orzechowymi oczami.
Jak TJ? spytała Doreen.
Nic nie wiem, poza tym, że podobno wszystko przebiega prawidłowo
odpowiedział Zach z nutą złości w głosie.
Dzwoniłam, ale powiedzieli mi to samo. Idę porozmawiać z
pielęgniarką.
Pobiegła, a Jack uśmiechnął się na ten widok.
Doreen jest bardzo przejęta. Bardziej niż wtedy, kiedy sama rodziła.
Moja żona była pewna, że cię tu jeszcze zastaniemy. TJ dzwoniła do nas po
południu, że odwozisz ją do szpitala.
Przecież nie mogłem jej zostawić samej! Jack skinął głową.
TJ na pewno to docenia. To bardzo fajna dziewczyna. Miała już zbyt
wiele kłopotów.
Zach nagle pomyślał, że ten facet prawdopodobnie dużo wie o TJ i
Tommym. Już chciał zadać mu kilka pytań, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
Jeśli ma dowiedzieć się czegoś o Tommym i TJ, to chce, by ona sama mu
powiedziała. By nabrała do niego takiego zaufania, żeby się zwierzyć.
Jakiekolwiek miałoby być jego życie, to TJ odegra w nim swoją rolę.
Tego Zach był pewien. TJ i jej dziecko.
Doreen wróciła szeroko uśmiechnięta.
Widziałam ją przez chwilę oznajmiła. Wszystko idzie bardzo
dobrze.
Widziałaś TJ? Zach zwrócił się do Doreen z wyrazem oczekiwania na
twarzy. Dlaczego to trwa tak długo?
Zachary, to dopiero cztery godziny. Doreen roześmiała się. Daję ci
słowo, wszystko idzie jak należy. Dotknęła ramienia Zacha. Jack i ja nie
możemy tu siedzieć. Musimy wracać do domu. Ty też powinieneś iść, Zachary.
To potrwa jeszcze kilka godzin.
Może. Zobaczę odpowiedział wymijająco, myśląc jednocześnie, że
jeśli trzeba, będzie tu siedział całą noc.
Po wyjściu Doreen i Jacka poszedł do szpitalnej kafejki. Zamówił
podwójną kawę. Wypił i wrócił na oddział porodowy.
O dziesiątej czternaście w nocy TJ urodziła córeczkę. Dziecko ważyło
prawie trzy kilogramy. Godzinę pózniej TJ leżała już w osobnym pokoju. Była
senna, ale wzruszona i dumna. Weszła pielęgniarka.
Pani Reese powiedziała wiem, że jest pózno i że jest pani zmęczona,
ale pan Torelli był tu przez całe popołudnie. Prosił, by mógł panią zobaczyć
choć przez chwilę. Na naszym oddziale nie przestrzegamy zasad zbyt ściśle,
więc...
On tu ciągle jest? TJ wpatrywała się w pielęgniarkę z
niedowierzaniem. Chce pani powiedzieć, że on tu był przez cały czas?
Pielęgniarka, młoda dziewczyna w ciąży, uśmiechnęła się ciepło.
Ależ oczywiście. Czy mam go do pani przysłać? TJ wzięła głęboki
oddech.
Tak, oczywiście zgodziła się. Przez ten cały czas nie myślała o Zachu,
ale właściwie nie myślała o niczym poza tym, co działo się z nią samą i Tiną
Rae Reese.
Tina Rae Reese to z pewnością najpiękniejsza, najdoskonalsza
dziewczynka, jaka się kiedykolwiek urodziła. Na myśl o córeczce łzy napłynęły
do oczu TJ. Będzie dobrą matką. Tinie nie będzie brakować niczego, dopóki
ona, TJ, żyje.
Nie minęła minuta od wyjścia pielęgniarki, a już drzwi uchyliły się. TJ
szybko otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Zacha, który nieśmiało wsunął
głowę przez szparę.
Zach, wejdz zapraszała.
Podszedł do łóżka swym niedbałym krokiem, ale na jego twarzy
malowało się zmieszanie.
Jak się czujesz? zapytał.
Dobrze odpowiedziała cicho TJ.
Nagle pomyślała, że musi wyglądać okropnie, i podniosła rękę ku
włosom. Nie oczekiwała wizyty tej nocy, a szczególnie wizyty Zacha.
Naprawdę dobrze się czujesz? nalegał ciepło Zach.
TJ wydawała się taka mała w tym surowym łóżku. Wyglądała bardzo
młodo i bezbronnie. Na jej twarzy nie było zwykłej pewności siebie. Stała się po
prostu matką. Promieniowała ciepłem, dobrocią i pełnią kobiecości.
Jestem trochę zmęczona. Urodziłam dziewczynkę. Czy pielęgniarka ci
mówiła?
Tak. Małą dziewczynkę. To cudowne, TJ, naprawdę cudowne.
Jest prześliczna. Widziałeś ją? Zach potrząsnął głową.
Pokój niemowlęcy jest już zasłonięty od kilku godzin. Zawahał się.
Gdybym był ojcem...
Tak, oczywiście powiedziała TJ, gdy Zach zawiesił głos. Nie był
przecież nawet krewnym.
Zach stał w odległości około pół metra od łóżka. Był niesamowicie
zmieszany. W głowie TJ tłukło się jedno pytanie dlaczego siedziałeś tu przez
cały dzień? , ale nie mogła go zadać. Fakt, że zrobił to z własnej,
nieprzymuszonej woli, rodził jeszcze więcej pytań. Po części była mu wdzięczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]