[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła niezwykle piękna. I wciąż była tą samą osobą, która
od pierwszego wejrzenia pokochała potarganą rudo
włosą dziewczynkę ze strupami na chudych kolanach
ubraną w brudną, postrzępioną sukienkę.
Musi być jakiś sposób, żeby do niej dotrzeć! %7łeby
jej pomóc!
- Wiesz, mamusiu, Rand zamierza adoptować Maksa.
Tak jak ty i tatuś adoptowaliście mnie.
Meredith przeniosła wzrok na Emily i przez chwilę
intensywnie się w nią wpatrywała, szukając czegoś, ja
kichś znaków rozpoznawczych. W małym, pełnym bujnej
roślinności ogródku śpiewały ptaki. Przy rosnących
wzdłuż ogrodzenia liliach bzyczały pszczoły. Nie odry
wając oczu od twarzy matki, Emily ciągnęła:
- Nie mogę się nadziwić, że twój tutejszy ogród tak
bardzo przypomina ten sprzed dziesięciu lat na ranczu.
- To by tłumaczyło, dlaczego przepadasz za roślina
mi, które uprawia się w Kalifornii - wtrąciła lekarka.
Meredith skinęła głową.
- Często mi się śni duży ogród pełen kwiatów i ludzi.
Nie widzę ich twarzy, słyszę za to głosy i śmiech. A w tle
zawsze słyszę miarowy szum, chyba oceanu. - Przyło
żyła rękę do czoła, jakby chciała powstrzymać ból głowy.
Martha Wilkes poklepała ją delikatnie po dłoni.
- Louise, do niczego siÄ™ nie zmuszaj. To samo przyj
dzie. Jak będziesz gotowa, pamięć wróci. Albo cała naraz,
albo powoli, po kawałku, ale na pewno wróci.
Meredith uśmiechnęła się do lekarki, a Emily pomy-
ZONA NA POKAZ
131
ślała sobie, że do końca życia będzie wdzięczna tej sym
patycznej, czarnoskórej kobiecie za opiekę, jaką otoczyła
jej matkÄ™.
- Tyle lat... - rzekła Meredith tak cicho, że dwójka
jej dzieci pochyliła się do przodu, aby nie uronić słowa.
- Czasem bałam się, że nigdy nie odzyskam pamięci,
ale równie często bałam się, że ją odzyskam. Przerażała
mnie myśl, że kogoś zamordowałam. Ale nie jestem mor
derczyniÄ….
Nagle przeszył ją tak ostry ból, że aż zmrużyła oczy.
- Może chciałabyś się położyć? - zaproponowała le
karka.
- Nie, Martho. Chciałabym zaparzyć herbatę. - Nie
co stropiona, popatrzyła na swoich gości. - Napijecie się?
Rand pijał wyłącznie kawę, mocną, czarną, bez cukru,
Emily wolała napoje gazowane. Oboje uśmiechnęli się
szeroko.
- Bardzo chętnie - odparli chórem.
Ich matka nic a nic się nie zmieniła. Wciąż była ciepła
i serdeczna. I wciąż, jak dawniej, o tej samej porze pijała
herbatÄ™.
Spoglądali na nią z tęsknotą, dopóki nie zniknęła
w domu. Ledwo jednak znalazła się poza zasięgiem słu
chu, Rand zaczął bombardować pytaniami lekarkę.
- Czy coÅ› jej jeszcze dolega? Poza amnezjÄ…?
- Wydaje się strasznie krucha - wtrąciła Emily, zanim
lekarka zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Miewa bóle głowy, czasami bardzo dotkliwe. A je
śli chodzi o kruchość, to tylko pozory. Wielokrotnie by
łam świadkiem jej wręcz niewiarygodnej siły.
132 SANDRA STEFFEN
- Ktoś słaby dawno by się załamał - stwierdził Rand.
- Zawsze wiedziałam, że jeśli mama żyje, to za
wszelką cenę będzie starała się do nas wrócić - dodała
Emily.
Martha Wilkes skinęła głową.
- Potrafię zrozumieć, w jaki sposób Patsy spowodo
wała wypadek i zajęła miejsce mamy - rzekł Rand. -
Ale nie potrafię zrozumieć, skąd się mama tu wzięła.
- Według raportu prywatnego detektywa, którego pan
wynajął, wynika, że Louise... to znaczy Meredith... po
jawiła się w klinice w Monterey. Cierpiała na amnezję,
ale miała przy sobie prawo jazdy na nazwisko Patricia
Portman. Patsy Portman już kiedyś się tam leczyła.
W każdym razie wasza matka spędziła w Monterey pół
roku. Podejrzewam, że wiadomość o własnej chorobie
psychicznej i pobycie w więzieniu musiała być dla niej
straszliwym ciosem. Przez cały ten czas wszyscy lekarze,
w tym również i ja, uważali, że Louise... Meredith cierpi
na wieloraką osobowość. Wasza Patsy okazała się nad
wyraz sprytna.
Rand poderwał się z fotela i podszedł do altanki obroś
niętej różami. Patsy Portman jest jego ciotką, ale nienawiść,
jaką do niej czuł, była tak wielka, że aż go przerażała.
- Kiedy... - Musiał odchrząknąć, inaczej nie był
w stanie dobyć głosu. - Kiedy pomyślę, że przez tyle
lat nasza biedna mama wierzyła w te koszmarne kłam
stwa i mieszkała na drugim końcu kontynentu, sama,
z dala od tych, których kocha i którzy ją kochają, robi
mi siÄ™ niedobrze.
- WidzÄ™. '
%7Å‚ONA NA POKAZ 133
Rozejrzawszy się wkoło, przeczesał ręką włosy.
- To się w głowie nie mieści, jak bardzo ten ogród
przypomina tamten, który kiedyś uprawiała. Z drugiej
strony to ma sens. Można stracić pamięć, ale w środku
pozostaje się tym samym człowiekiem, którym się było.
- Na moment zamilkł. - Cholera, musi być jakiś sposób,
aby pobudzić pamięć mamy.
Emily siedziała pogrążona w myślach. Nie odzywała
się. Nagle poderwała się i skierowała do domu.
- DokÄ…d idziesz?
Stanęła. Spoglądając przez ramię na atrakcyjną cie
mnoskórą kobietę o krótko obciętych włosach, oznajmiła:
- Zawsze w domu pomagałam mamie parzyć herbatę.
Lekarka wolno pokręciła głową.
- Nie powiem nic, co by ją mogło zdenerwować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]