[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiem. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Ale musisz mnie o to błagać.
- Błagam, pani... - z trudem wydobył z siebie głos.
- Błagasz o coś -
- %7łebyś raczyła mnie dosiąść. Przyrzekam, że cię nie zawiodę i dowiozę do nieba
najszybciej, jak tylko umiem.
Trudy przymknęła oczy. Na moment zakręciło jej się w głowie.
- To za wysoko - wyrzuciła z siebie.
- Dowiozę cię, gdzie tylko będziesz chciała. Dotknęła czubka jego przystrojonego
prezerwatywą penisa.
- Na tym?
Linc wyrzucił w górę biodra.
- Na tym!
Nie mogła już czekać. Nie mogła już dłużej się mu opierać.
- Dobrze, dosyć.
- Trudy!
- Cierpiałeś dużo, niewolniku. To wystarczy. Ostrzegano mnie, żeby się za bardzo nad
tobą nie znęcać. - Oswobodziła jego pierwszą rękę.
Linc przestraszył się, że gra już skończona. On jednak wcale tego nie chciał. Pragnął
być przy niej, choćby tylko miała go tak niemiłosiernie pieścić.
Trudy rozwiązała drugą rękę i nogę. Chciał sam zająć się ostatnim wiązadłem, ale go
powstrzymała.
- Jesteś wolny - powiedziała, klękając nad nim okrakiem.
- Trudy, jeśli nie przestaniesz, to zaraz...
- Tak, wiem, Linc - jęknęła. - I bardzo tego pragnę. Chwycił jej pupę i posadził na
sobie. Czuł, że jest wilgotna i szeroko otwarta. Ją też to drażnienie musiało wiele kosztować.
Jednak efekt był taki, że gdy się zwarli, nie chcieli już się rozdzielić. W ciągu minuty lub
dwóch dotarli do nieba, tak jak jej obiecywał, ale potem wcale go nie opuszczali. Orgazm
narastał w nich po orgazmie.
Sam nie wiedział, ile to mogło trwać. W końcu jednak opadł bez tchu na poduszki.
Myślał, że Trudy do niego dołączy, i wyciągnął w jej stronę ręce, ale ona tylko potrząsnęła
głową.
- Leż spokojnie - zakomenderowała.
Po chwili zobaczył, że wylewa na jego ciało wonny olejek, który działał na niego
uspokajająco. Z przyjemnością prężył się i przeciągał, czując jej dłonie na swoim ciele. Na
końcu zaczęła go wycierać papierowym ręcznikiem. Był zupełnie zrelaksowany i
zaspokojony seksualnie. Nawet manipulacje wokół jego penisa nie zdołały go już podniecić.
Nagłe spostrzegł, że Trudy gdzieś odeszła. Kiedy wróciła, położyła na jego brzuchu coś,
co wydawało mu się znajome.
- Twoje ubranie - powiedziała łagodnie. - Możesz już iść.
Otworzył oczy ze zdziwienia. Iść?! Dlaczego miałby to zrobić?! Chciał zaprotestować,
ale Trudy znowu się gdzieś wymknęła.
- Hej, gdzie jesteś? - Usiadł i rozejrzał się dookoła. Jego ubrania zsunęły się niżej. -
Tylko nie próbuj znowu tych sztuczek z parawanem! Czy nie mogłabyś przyjść i mnie
popieścić?
Odpowiedziała mu głucha cisza. Wziął ubrania w garść i odsunął baldachim, żeby
wyjść na zewnątrz.
- Trudy, to nie ma sensu.
Przyciskając ubrania do piersi, podreptał w stronę parawanu. Do tej pory nie zdawał
sobie sprawy z tego, jak ważne są dla niego pieszczoty. W magazynach dla mężczyzn pisano
jedynie o tym, że trzeba pieścić kobiety.
A kto będzie pieścił jego?
Zajrzał za parawan, pewny, że znajdzie tam półnagą Trudy. Nic podobnego!
Rozczarowany rozejrzał się po mieszkaniu. Gdzie też mogła się schować?
To było dziwne, że fizycznie czuje się całkowicie zaspokojony, ale brakuje mu samej
obecności Trudy. Nigdy wcześniej tego nie czuł. W końcu usłyszał pluskanie dobiegające od
strony łazienki. Szybko więc pospieszył w tamtą stronę.
- Trudy!
- Przepraszam, jestem w wannie.
W wannie? To zabrzmiało bardzo zachęcająco. Jego ciało natychmiast zareagowało na
tę erotyczną podnietę. Linc nacisnął klamkę, ale drzwi pozostały zamknięte. Może była na
niego zła, bo nawet nie zaproponował, że natrze ją olejkiem.
- Gniewasz się na mnie? - spytał w chwili, kiedy pluski stały się nieco cichsze.
- Jasne, że nie! - odparła natychmiast. - Byłeś fantastyczny!
- Więc dlaczego zamknęłaś drzwi?
- Mówiłam ci, chodzi mi o to, żeby zachować tajemnicę. Zobaczysz, jeszcze mi za to
podziękujesz.
Teraz jednak był od tego bardzo daleki. Zmełł przekleństwo w ustach i pomyślał, że
czas się ubierać.
Stwierdził tylko, że nie zostawi jej w otwartym mieszkaniu.
- Dobrze, wyjdę - zgodził się w końcu. - Ale dopiero, kiedy skończysz.
Zastanawiała się moment nad odpowiedzią.
- Zgoda. Daj mi jeszcze pięć minut.
Ubrał się w tym czasie, zastanawiając się, czy powinien zaproponować kolejne
spotkanie. Nie chciał, żeby wyglądało to tak, że się narzuca, ale cholernie mu na nim zależało.
Choćby dlatego, że jego członek znowu się podniósł niczym posłuszny żołnierz.
Trudy oznajmiła wreszcie, że może wyjść.
- Dobrze, już się zbieram - mruknął, podchodząc do drzwi. Czekał parę sekund, ale bez
rezultatu. - Hm, czy spotykamy się jutro o siódmej? - zapytał najobojętniejszym tonem, na
jaki mógł się zdobyć.
- Niestety, nie.
Więc pewnie umówiła się z innym facetem, pomyślał przybity.
- Jedna z pracownic Babcock and Trimball odchodzi na emeryturę - dodała zaraz. -
Urządzamy dla niej przyjęcie i Meg mówiła, że może się przeciągnąć. Ale jestem wolna we
środę.
- Więc umówmy się na siódmą - powiedział bez wahania.
- Fajnie, zgoda.
Te słowa zabrzmiały w jego uszach jak najcudowniejsza muzyka. W podskokach dotarł
do windy i nacisnął przycisk. Nie zastanawiał się przy tym, dlaczego tak bardzo zależy mu na
kolejnym spotkaniu.
Rozdział czternasty
Trudy usłyszała trzask zamykanych drzwi i dopiero wtedy wyszła z łazienki. Już w tym
momencie zaczęła tęsknić za Lincem i musiała bardzo wysilić wolę, żeby go nie zawołać.
Zamknęła drzwi na zasuwę i oparła się o nie plecami. Trzeba uważać, żeby się do niego nie
przywiązać. Linc jest co prawda fantastycznym kochankiem, ale powinna pamiętać, że po nim
przyjdą następni, jeszcze lepsi.
Tak to już jest w Nowym Jorku.
Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Miała wrażenie, że całkowicie panuje nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •