[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Connorze, czujÄ™... pragnÄ™... BurknÄ…Å‚ coÅ› niezrozumiale.
Wydawało się, \e doskonale wiedział, czego potrzebowała. Czego
pragnęła. Wy\ej uniósł jej biodra. I gdy tak wiła się ponad łó\kiem sprawił, \e
znalazła się w wirującym świecie kolorowych błysków, które wprost oślepiły ją.
Connor! wykrzyknęła jego imię. Dotarła do kresu spełnienia.
Zaspokojenia tak dzikiego i namiętnego, jakiego nie zaznała jeszcze nigdy w
\yciu.
Ostatnie fale rozkoszy przetoczyły się przez jej ciało. Connor opuścił ją
na łó\ko. Zacisnęła powieki. Chciało się jej płakać z rozpaczy, \e jest ju\ po
wszystkim. śe ju\ się skończyło. Wtedy usłyszała szelest rozrywanej folii. I
zaraz potem ju\ był.
Jej biodra same uniosły się do góry na powitanie. I niemal natychmiast
kolejne spazmy rozkoszy zaczęły targać jej ciałem.
Piękna! wyszeptał głucho prosto do jej ucha. Jesteś taka piękna.
Czuła się piękna. Oplotła go ramionami, owinęła nogami. Przycisnęła z
całej siły. Mocniej. Bli\ej. Głębiej.
Connor oddychał cię\ko. Po chwili znalezli wspólny rytm. Raz za razem,
w odwiecznym tańcu, wychodziła mu na powitanie. Czuła cię\ar jego
muskularnego ciała wgniatającego ją w materac. Pod palcami czuła, jak prę\yły
się i dr\ały mięśnie na jego karku.
Słodka rozkosz wypełniała jej duszę. I ciało. Ka\dy ruch, ka\da chwila
zbli\ały ją do kolejnego szczytu rozkoszy. Cały pokój wypełniła słodka
symfonia ich urywanych oddechów.
Uniósł głowę, \eby popatrzeć na nią. Po\ądanie, które zobaczyła w tym
spojrzeniu oszołomiło ją. Wyglądał jak wojownik. Jak jaskiniowiec, którego
udawał.
Odbierające dech w piersiach po\ądanie zamknęło ich oboje w twardej
garści.
Jego szeroka pierś lśniła w księ\ycowej poświacie. Emma głaskała go po
plecach. Po ramionach i karku. Wodziła czubkami palców po jego skórze.
Dotykała jego płaskich sutków. Drapała delikatnie. I z zachwytem patrzyła, jak
rozkosznie mru\ył oczy. Jak zaciskał usta.
Chwycił jej prawą rękę. Splótł palce z jej palcami. Wcisnął w materac.
Przyglądał się jej z góry.
Chodz jeszcze raz, Em wyszeptał chrapliwie. Bądz ze mną.
Jego słowa rozpaliły nowe płomienie rozkoszy. Jej ciało eksplodowało.
Miała wra\enie, \e całe jej wnętrze wypełniła gorąca piana.
Connor dygotał spazmatycznie. Wpił usta w jej wargi w gwałtownym
pocałunku. Zaatakował językiem. Ich nierówne oddechy wymieszały się. I ju\
nie wiedziała, gdzie zaczynał się on, a gdzie kończyła ona. Lecz nie miało to
\adnego znaczenia.
Smakowała jego po\ądanie.
Odwzajemniała jego zachłanność.
I wtedy cały świat zapadł się w otchłań. I zostali tylko oni dwoje.
Zjednoczeni.
ROZDZIAA ÓSMY
Connor całym cię\arem wciskał Emmę w materac, odbierając jej oddech.
Lecz jej wcale to nie przeszkadzało. Szczerze mówiąc, była szczęśliwa.
Zachwycało ją delikatne dr\enie, które wcią\ wibrowało w jej wnętrzu.
Uwielbiała sposób, w jaki Connor jej dotykał. Uwielbiała dotykać Connora.
Zledzić, jak reagował na ka\dy ruch jej palców. Jak rozjaśniały się mu wtedy
oczy.
Z trudem odganiała od siebie jedno natrętne słowo. Miłość.
Otworzyła oczy. Wbiła w sufit niewidzące spojrzenie. Usiłowała
zapanować nad targającymi nią emocjami. Ale to nie było łatwe. Oddech
Connora łaskotał ją w ucho. A bicie jego serca mieszało się z gwałtownymi
uderzeniami jej serca. Zastanawiała się, czy on tak\e miał tak ściśnięty \ołądek.
Prawdopodobnie nie.
Faceci nie tracą czasu na rozpamiętywanie skutków uprawiania seksu.
Faceci myślą o jedynie o seksie. A kiedy ju\ mają to za sobą, natychmiast myślą
o kolejnym razie. śycie jest takie łatwe dla posiadaczy męskich chromosomów
płciowych.
A tymczasem im bardziej Emma zastanawiała się i rozpamiętywała, tym
bardziej wszystko stawało się skomplikowane.
Rozgniatam ciÄ™.
Tylko troszkę. Idiotka. Nie powinna była tego mówić. Powinna była
powiedzieć: Tak, rozgniatasz mnie. Odsuń się. Ale przecie\ nie chciała, \eby się
odsunął. Co więc miała powiedzieć? Bo\e! Nie wiedziała nawet, czy chciałaby
wiedzieć, co powiedzieć.
Nie wiadomo skąd wróciło do niej wspomnienie ojca Liama. Jego
przestrogi zadzwięczały jej w uszach. To było coś, jak: Uwa\aj, bo czasem
najlepsze pułapki zatrzaskują się na niewłaściwej ofierze.
Zacisnęła powieki. Zatrzasnęła pamięć przed takimi wspomnieniami. Jej
pułapka zadziałała doskonale. Dokładnie tak, jak to sobie zaplanowała. Zwabiła
go do łó\ka, czy\ nie? Udowodniła Connorowi, \e jest kobietą. I sprawiła, \e
przegrał ten idiotyczny zakład.
Zwietnie.
Zdusiła rosnący w krtani jęk. Jeśli wszystko poszło tak wspaniale, czemu
się nie radowała?
Connor uniósł głowę. Przesłonił jej sufit i zmusił do spojrzenia prosto w
oczy. Gapiła się na niego, a serce załomotało, jakby chciało rozerwać jej \ebra.
O matko!
Cholera, Emmo... Głos dr\ał mu lekko. Delikatnie odgarnął z jej czoła
kosmyk jasnych włosów.
Miał na twarzy wyraz tak niebotycznego zdumienia, \e nie wiedziała, czy
powinna czuć się zaszczycona, czy obra\ona. Ale czy to w ogóle miało jakieś
znaczenie?
To było... urwał, uśmiechnął się zdumiewające. O, tak. To prawda,
pomyślała. Jego uśmiech obezwładniał ją. To było zdumiewające, wprawiające
ziemię w dr\enie, kompletnie oszałamiające. Zdusiła budzące się w jej krtani
łkanie. Nie chciała wkładać w wydarzenia tej nocy całej duszy. Nie o to
chodziło.
Nie zakochała się w Connorze Reilly.
Nie chciała się w nim zakochać.
Tego jej plan nie przewidywał.
Postanowiła ukarać go za to, \e ją obraził, i sprawić, \e przegra zakład. I
dokonała tego. Tylko to musiała pamiętać. Jej plan okazał się skuteczny. Rzuciła
go na kolana... W przenośni, rzecz jasna... I dobrze. Tymczasem przed oczyma
zobaczyła go klęczącego między jej udami. Dosłownie. No, ale ju\ po
wszystkim. Było, minęło.
I bądz łaskawa pamiętać o tym, napomniała się w myślach.
Zmusiła się do uśmiechu, na który wcale nie miała ochoty. Przyjacielskim
gestem poklepała Connora po plecach.
No, to chyba jednak nie jestem tylko jednym z kumpli , prawda?
Zmarszczył się, ściągnął brwi. Uniósł się na łokciach. Emma prędzej
umarłaby, ni\ przyznała, jak bardzo brakowało jej jego słodkiego cię\aru.
Jednym z kumpli?
Pamiętasz powiedziała z namysłem. Kilkanaście dni temu
rozmawialiśmy o twoim zakładzie i powiedziałeś wtedy, \e przy mnie mo\esz
kręcić się bezpiecznie.
Tak powiedziałem? Twarz ściągnęła mu się jeszcze bardziej. Poprawił
siÄ™ na Å‚okciach.
Emma gwałtownie przełknęła ślinę. Przy tym poruszeniu poczuła, \e
znów, wcią\ w niej, budził się do \ycia.
Wez się w garść, pomyślała. Pamiętaj, \e jeszcze dwadzieścia minut temu
w ogóle nie uwa\ał cię za kobietę.
Owszem. Tak powiedziałeś.
Przechylił się odrobinę i zaczął manipulować przy gumce, która trzymała
jej koński ogon. Rozpraszało to ją. Mimo to starała się zachować spokój.
I... urwała. Kiedy znowu poruszył biodrami, zabrakło jej oddechu.
Powiedziałeś jeszcze, \e nie jestem kobietą, tylko... mechanikiem
samochodowym.
Ha.
To ona przypomniała mu najbardziej upokarzające słowa, jakie
kiedykolwiek usłyszała, a on ma na to do powiedzenia tylko Ha ?!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]