[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rodziców i braciszka, szepnął tylko łagodnie:  Cyt, dziewczyno".
Pogrążyła się w myślach do tego stopnia, że nie dostrzegła splątanych
grubych korzeni na ścieżce. Potknęła się i upadła. Idący z przodu Tyorl
odwrócił się i przystanął, tym jednak, który podbiegł do niej, był Stanach.
Krasnolud chwycił ją za ręce i z łatwością postawił na nogi.
- Skaleczyłaś się?
- Nie. - Kelida potrząsnęła główką. - Przykro mi. - Wypowiedziała te
słowa, zanim zdała sobie sprawę z faktu, że właściwie nie ma powodu do
przeprosin.
- Bardziej ci będzie przykro, jeśli skręcisz sobie kostkę. - Krasnolud
złagodził ostrzeżenie uśmiechem, zaledwie widocznym w gęstwinie
czarnej brody. - Kelido, my mamy pilnować ścieżki. Puszczę obserwuje
Tyorl.
Gdy ruszył naprzód, dziewczyna przez chwilę jeszcze patrzyła za nim.
Tuż obok niej, cicho niczym wyłaniający się zza rogu kocur, pojawił się
Lavim.
- Nic ci nie jest?
- Lavim! - Kelida żachnęła się zdumiona. - Gdzieś ty się podziewa!?
- Ot, gdzieś tu, przy szlaku. - Kender uśmiechnął się szeroko i
potrząsnął głową. - Krasnoludy! Zupełnie ich nie rozumiem. Dziwaczni
jegomoście. Ja, osobiście, gdybym miał cały krasnoludzki trunek, jaki
zdołałbym wypić, byłbym najszczęśliwszym osobnikiem na świecie.
Miecze i królowie, którzy nie są królami - nie chcę nic o tym wiedzieć. Do
Thorbardinu idę wyłącznie ze względu na krasnoludzki trunek. Możesz to
sobie wyobrazić? Mieć tyle trunku, ile dusza zapragnie... zważ przy tym,
że pędzą go tam ludkowie, co znają się na swej robocie. Myślę, że przez
całą zimę nie zaznam nawet muśnięcia chłodu!
Kelida uśmiechnęła się skrycie. Nikt właściwie nie zapraszał kendera
do wzięcia udziału w wyprawie, ale też i nikt nie zamierzał go przepędzać.
- Stanach jednak ma rację, powinnaś patrzeć pod nogi. Nie sądzę, byś
umiała chodzić po lesie, co?
- Nie, nie umiem. Jakoś sobie jednak poradzę. - Utkwiwszy wzrok w
ścieżce, pospieszyła, by dogonić Stanacha i Tyorla. Lavim bez trudu
dotrzymywał jej kroku.
- Ja patrzę w niebo jedynie wtedy, gdy śpię - stwierdził kender. - Albo
gdy nadlatuje smok. Ot, i cała sztuka.
- Niezła rada - mruknęła dziewczyna.
Kender wzruszył ramionami, śmignął w bok, by sprawdzić, czy coś
ciekawego nie kryje się za pniem mijanego właśnie przez nich dębu i
wrócił do Kelidy.
- Ten Stanach to posępny jegomość. Zauważyłaś?
- Aha.
- Dawniej był płatnerzem, wiesz? Powinnaś kiedyś obejrzeć jego
dłonie. Całe w odciskach i bliznach po ogniu. To od paleniska w kuzni. -
Wdzięczny za uwagę kender uśmiechnął się jeszcze szerzej,
przypomniawszy sobie Givraka i smokowców w magazynie. - Stanach
potrafi być miły, kiedy nie jest zasępiony, ma jednak dziwaczną skłonność
do denerwowania ludzi. Jeśli nie będzie uważał, wpakuje się kiedyś w
poważne tarapaty. - Zrobił mądrą minę (tak przynajmniej mu się
wydawało). - Ten mag, Fujara... myślę, że dobrze się stanie, kiedy
wreszcie Stanach go odnajdzie. Ktoś powinien dbać o tego krasnoluda. To
właśnie chyba robi ów Fujara. No, wiesz, ma go na oku.
- Co on zrobił, że tak rozjuszył tych smokowców? - Kelida
przypomniała sobie czterech smokowców, którzy przyspieszyli ich
ucieczkę z Long Ridge.
- Och, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Nie są tacy jak my. Zżera ich
własna złośliwość. Stanach rozjuszył tę bandę przy starym, do cna
spalonym magazynie. - Kender przerwał, zastanowił się nad czymś i
wzruszył ramionami. - Może miało to coś wspólnego z tymi czterema,
którzy gonili mnie... albo z tym, który wypadł z okna... Doprawdy, nie
mam pojęcia. Jak już mówiłem, z nimi nigdy nic nie wiadomo... -
Trajkotanie kendera było niczym powiew ciepłego wietrzyku. - Powiadam
ci - ciągnął, spoglądając na Kelidę jednym okiem - jedyną istotą złośliwszą
od smokowca jest minotaur, biorąc nawet pod uwagę niedzwiedzie.
Widziałaś kiedyś minotaura? Mają, ogólnie rzecz biorąc, dość dziwny
wygląd. Są wielkie i mają wszędzie futro! Nie za długie, ale gęste. Jak
byki. - Lavim zmarszczył brwi, potem się uśmiechnął. - I w ogóle nie
posiadają poczucia humoru. Jeśli kiedykolwiek natkniesz się na któregoś z
nich, pamiętaj, by przenigdy nie sugerować, że jego matka jest krową...
- Dlaczego miałabym to robić? - spytała zdumiona Kelida. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •