[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A ja zarabiałem dzięki niej mnóstwo forsy - powiedział Duval.
- To by się skończyło, gdybym się z nią ożenił.
- Powtarzam ci jeszcze raz: ja tego nie zrobiłem - oznajmił Harry. - Bardzo wiele świadczy przeciwko
tobie. Ona była kobietą z bujną przeszłością. Przecież nie byłeś na tyle naiwny, żeby sądzić, że zerwała ze
wszystkimi, kiedy cię poznała?
- Nie byłem wcale naiwny. Zakochałem się w niej pomimo wszystko. I założę się, że została
zamordowana dlatego, że miała rozpocząć ze mną nowe życie. Ktoś nie chciał jej na to pozwolić.
Harry Duval pokręcił głową, wpatrując się w kieliszek campari. Podniósł kieliszek i przełknął płyn, krzy-
wiąc się i patrząc na estradę. Jon też tam spojrzał. Tańczyła Jennifer. Nie była tak doskonałą tancerką jak
inne dziewczęta, ale męskiej publiczności najwyrazniej to nie przeszkadzało.
- Ja jej nie zabiłem. Ty jej nie zabiłeś. Więc kto? Jacques? - Harry znowu pokręcił głową. - Nie sądzę.
Moim zdaniem Jacques nie jest mordercą. On woli wykorzystywać ludzi. Raczej by ją szantażował, ale
zabić... nie, to do niego niepodobne. Myślę, że Gina widywała się z kimś jeszcze. Z kimś, o kim nikt z nas
nie wiedział.
- Z tym gliną? - zapytał Jon. - Z Markiem LaCrosse? Harry popatrzył na niego z dziwnym uśmieszkiem.
- Lubiła tego glinę. Bardzo go lubiła. Powiedziała mi raz, że był najlepszy ze wszystkich, których miała.
A miała wielu.
Jon uświadomił sobie, że Duval drażni się z nim dla zabawy. Postanowił nie dać się wyprowadzić z
równowagi. Duval westchnął.
- Sam nie wiem. Kiedyś... Kiedyś wyszła stąd z innym gliniarzem - powiedział.
- Z którym?
- Z partnerem LaCrosse'a. Jimmym Deveaux.
- Ile osób o tym wiedziało? Duval wzruszył ramionami.
- Ja o tym wiedziałem. Myślę, że z nim wyszła, bo on odkrył, że...
- %7łe co?
Duval znowu się uśmiechnął.
- To była głupia gra. Gina pragnęła porad duchowych nie tylko od Mamy Lili Mae. Lubiła czary i
zaklęcia. Na cmentarzu odbywały się obrzędy i najwyrazniej Deveaux chciał ją pociągnąć do
odpowiedzialności za zniszczenie mienia publicznego.
Jon wstał.
- Na jakim cmentarzu? - zapytał.
* * *
- To ja, to ja, to ja! - szepnął ktoś.
Dłoń odsunęła się. Ann odetchnęła głęboko.
- April! Cholera jasna! Tak mnie pani przestraszyła!
- Staram się zachować ostrożność.
- Serce omal przestało mi bić.
- Przepraszam, przepraszam. Nie chciałam, żeby ktoś widział, że rozmawiamy. Boję się. Duval wezwał
dzisiaj Cindy do siebie, do biura... i ona od tamtej pory się nie pojawiła. To wszystko jest takie okropne.
Od czasu, kiedy wypuścili Jona, wszyscy patrzą na siebie tak dziwnie. I jest coś, o czym pani nie
powiedziałam. Nie wiem, czy to zaszkodzi, czy pomoże, ale wiem chyba coś, co wie niewielu.
- Co to takiego?! Proszę mówić! Wciąż stały w ciemności. April otworzyła drzwi i wyjrzała. A potem
przymknęła drzwi i zaczęła szeptać, obserwując korytarz.
- Gina po kryjomu z kimś korespondowała. Ten ktoś uprawiał nielegalną formę voodoo. Była związana z
pewnym
kultem. Oni odbywali swoje obrzędy na cmentarzu. Zniżyła jeszcze bardziej głos. - Wyznawcy tego kultu
nie dają się złapać. Gina uwielbiała ten cholerny cmentarz. Była gotowa zrobić wiele, żeby ochronić
swoich współwyznawców, którzy się tam spotykali. Pewnego razu powiedziała mi: Jeżeli będziesz kiedyś
potrzebowała mocy, to pomoże ci  Manning".
- Dlaczego nie powiedziała mi pani o tym wcześniej? Dlaczego nie powiedziała pani o tym policji?
April pokręciła głową.
- Sama nie wiem. Myślałam, że to nie ma znaczenia. Z początku uważałam, że to taka głupota. No bo kto
w dzisiejszych czasach brałby poważnie ludzi, którzy zabijają kury i koguty na cmentarzu? Nie chciałam
zaszkodzić przyjaciołom Giny. A może chciałam, żeby Jon okazał się mordercą? Bo wtedy wszyscy
byliby bezpieczni?
Nagle usłyszały jęk.
Obie zamarły w bezruchu, wpatrując się w ciemność. Ann zapaliła światło.
Na kanapie leżała Cindy, skulona w pozycji płodu. Była taka mała - przypominała rannego wróbelka.
- Cindy! - krzyknęła Ann. Podbiegła do młodej kobiety i uklękła przy niej. Cindy miała na sobie ciemne
dżinsy i dżinsową bluzkę koszulową, której rękawy były zawinięte. Na jednej jej ręce widniały siniaki.
- Cindy! - krzyknęła jeszcze raz Ann.
- Och... - Cindy usiadła, zamrugała i popatrzyła na Ann i April.
- O Boże, co on ci zrobił? - zawołała April. Ann spojrzała na nią przerażona.
- Duval? - zapytała ostro.
- Nie, nie... - zaprzeczyła Cindy, próbując się uśmiechnąć. - Harry nie ma z tym nic wspólnego.
- A kto ma?
- Krewetka.
- Co takiego?
- Chyba zjadłam nieświeżą krewetkę.
- I stąd masz siniaka na ręce? - zapytała Ann.
- Zrobiło mi się niedobrze i upadłam. Naprawdę. Muszę tylko jeszcze trochę poleżeć. Już wzięłam
proszek. Czuję się lepiej. Przysięgam. Spałam, a potem usłyszałam wasze głosy.
- O Boże, Cindy - jęknęła April.
- Cindy, ja muszę znać prawdę! Bo ktoś następny może stracić życie.
- Ja mówię prawdę - upierała się Cindy. - Musi mi pani uwierzyć.
Ann zawahała się.
- Pójdę i powiem mu, co o nim myślę.
- Nie, nie - prosiła Cindy. - To nie ma sensu... Ale Ann wybiegła już z garderoby. Kiedy znalazła się przy
barze, wyglądało na to, że Jon ma właśnie zamiar odejść.
Ann stanęła między nim a Duvalem, twarzą do tego ostatniego.
- Zrobił pan krzywdę tej dziewczynie? - zapytała z wściekłością.
- Co?
- Zrobił pan krzywdę Cindy?
Wyglądało na to, że Duval jest szczerze zaniepokojony. Ann zaczęła wątpić, czy rzeczywiście Cindy
kłamała, żeby go kryć.
- Ona... jest chora - powiedziała.
- Mówiłem jej, żeby nie jadła tych cholernych krewetek. Za każdym razem po nich choruje. Mam
nadzieję, że będzie dziś mogła pracować. A pani? Nie da się pani namówić na pracę u mnie?
- Nie, nie, Ann i ja musimy już iść - powiedział Jon. - Musimy parę rzeczy załatwić, zanim policja mnie
znajdzie i zacznie łaskawie śledzić. Na razie, Duval.
- Tak, do widzenia - dodała Ann i dała się wyprowadzić z klubu.
Facet z klapką na oku wciąż stał przy drzwiach. Uśmiechnął się szeroko i pomachał im na pożegnanie.
- Potrzebna nam taksówka - powiedział Jon. - I to szybko. Gliniarze na pewno się zorientowali, że
wyszedłem już ze szpitala. I zaraz tu będą. Spojrzał uważnie na Ann. - Czy ciebie śledzili?
Pokręciła głową.
- Nie wierzę. Muszą cię śledzić.
- Myślę, że mnie śledzą.
- Tak myślisz?
- Dzisiaj robił to partner Marka.
- Partner Marka?
- Deveaux.
- Nie mam do niego zaufania... Zresztą LaCrosse'owi też raczej nie ufam. Wiedziałem, że LaCrosse sypiał
z Giną. A przed chwilą dowiedziałem się, że Gina spędziła jeden wieczór z tym Deveaux.
- Naprawdę? - Ann wzdrygnęła się. - On obserwował moje mieszkanie, ale ja wyszłam przez sklep,
tylnym wyjściem.
- Dobrze zrobiłaś. Ale musimy się spieszyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •