X


 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokój.
Nie wątpiła w to ani przez moment. Chociaż w samochodzie nie
odezwał się nawet słowem, niemal słyszała myśli, które szalały mu w
głowie.
Zamknęła oczy i jęknęła cichutko.
Benjamin pochylił się nad nią z zatroskaną twarzą.
- Boli? Dlaczego cię nie zatrzymali w szpitalu?
- Nie boli mnie. - Uśmiechnęła się słabo, z wysiłkiem. - Po prostu się
martwię.
- O dziecko?
- O to, co wyrabia Sam.
- Robi to, co powinien - powiedział stanowczo Benjamin. - Troszczy
się o ciebie.
81
RS
Czy był to jakiś męski spisek? Czy każdy mężczyzna w promieniu
stu kilometrów myślał, że powinien się nią opiekować, ponieważ zaszła w
ciążę? Drzwi otworzyły się z rozmachem.
- Zwolnili bibliotekę - oświadczył Sam, nie kryjąc triumfu. - Zaraz
zmienię ci pościel.
- Obudziłeś ich? - W jej oczach malowało się przerażenie.
- Mam wrażenie, że nie spali - rzekł z krzywym uśmiechem. -
Zrozumieli sytuację. Obiecałem im weekend ekstra i przeniosłem do
innego pokoju.
- Nie mamy przecież innego pokoju!
- Przeniosłem ich do twojego apartamentu. Wpatrywała się w niego z
zapartym tchem. Jej apartament był prosto i skromnie urządzony i nie miał
tych wszystkich udogodnień, które dodawały szyku pokojom gościnnym.
- Nie mogłem przenieść ich do  pokoju Colemana", ponieważ
zerwałaś tam tapetę. - Uniósł brwi. - Moja droga Josie, wydaje mi się, że
zostałaś pobita własną bronią.
Miała szczerą ochotę pokazać mu język. Zamiast tego, westchnęła z
irytacją i odwróciła głowę, by nie patrzeć na jego szelmowsko
uśmiechniętą twarz.
- Wrócę po ciebie za kilka minut - oświadczył.
- Nie musisz po mnie wracać - warknęła. - Wiem, gdzie znajduje się
biblioteka. - Opadła na krzesło, ponieważ znów przeszył ją dotkliwy ból.
Przycisnęła ręce do brzucha.
Sam zauważył ten gest i zacisnął usta.
- Pospieszę się.
82
RS
Myśląc rozsądnie i logicznie, Sam powinien mieć nadzieję, że Josie
straci dziecko. To by raz na zawsze przecięło łączące ich więzy,
rozwiązało problemy i ułatwiło życie.
Ale sama myśl o tym napawała go przerażeniem. Od chwili gdy
dowiedział się, że zostanie ojcem, nie wybiegał myślami w przyszłość; nie
leżał z otwartymi oczami, wyobrażając sobie dziecko, którego został
ojcem.
A jednak na myśl, że mógłby je stracić, doznawał wstrząsu.
Wiedział, że poruszy niebo i ziemię, by do tego nie dopuścić.
Wykwaterowanie gości z biblioteki było najmniejszym problemem.
Z łatwością wyrzuciłby ich wszystkich, jeśli miałoby to pomóc Josie
donosić dziecko.
Ale czy to by pomogło? Przeciwnie - jeszcze bardziej by ją
zdenerwowało. Kochała ten pensjonat i prowadziła go wzorowo. Miał
rację, uważając, że  Opoka" powinna do niej należeć.
I dopilnuje, by tak się stało. A na razie zadba o to, by miała ciszę i
spokój.
Posprzątał sypialnię Josie, zabrał jej szlafrok i nocną koszulę, a
potem zaczął poszukiwać bielizny w szufladzie. Czuł się trochę nieswojo,
jakby ją podglądał przez dziurkę od klucza.
Gdy już uporał się z gośćmi, wrócił do biblioteki i posłał tam łóżko.
Jeszcze nigdy w życiu tak szybko tego nie zrobił. Niezbyt mu się to udało.
Prześcieradło nie zostało wygładzone z wojskową precyzją. Trudno.
Wróciwszy do kuchni, z radością skonstatował, że Josie siedzi w tym
samym miejscu, gdzie ją pozostawił.
- Aóżko gotowe - zakomunikował. - Jak się czujesz?
83
RS
- W porządku. - Ale nadal wyglądała blado i mizernie. Gdy
podnosiła się z krzesła, pospieszył jej z pomocą.
Nie wiedział, czy się cieszyć, czy smucić, gdy go odtrąciła.
- Nadal masz skurcze? - zapytał, towarzysząc jej do biblioteki.
Skinęła głową, ale nic nie powiedziała. Widać było, że porusza się z
wysiłkiem. Przy drzwiach biblioteki przystanęła i odwróciła głowę.
- Dziękuję - powiedziała. To była wyrazna odprawa.
- Bardzo proszę. - Ale nie odchodził, przeciwnie, podszedł do niej
tak blisko, że musiała się cofnąć. W końcu obydwoje znalezli się w
bibliotece.
- Co ty wyprawiasz? - zawołała.
- Zostaję tu. - Zignorował wrogie spojrzenie, jakie rzuciła mu przez
ramię. - Przyniosłem ci koszulę.
Wyrwała mu ją z ręki i skierowała się do łazienki.
- Chyba tam za mną nie pójdziesz? - powiedziała z irytacją.
Przytaknął, ale gdy zamknęła za sobą drzwi, zaczaił się
pod nimi. Słyszał ciche odgłosy krzątaniny. Potem przez chwilę nic
nie słyszał. Chciał spytać, czy wszystko w porządku, ale się pohamował.
Po pięciu minutach, które dłużyły się Samowi niemiłosiernie, otworzyła
drzwi.
W milczeniu ujął ją pod ramię. Wyczuł, że zesztywniała.
Podprowadził ją do łóżka i odchylił kołdrę.
Wsunęła się pod nią i złożyła ręce na kołdrze.
- Już! - powiedziała. - Zadowolony? Jestem cała opatulona. A teraz
dobranoc.
84
RS
Zgasił lampę. W pokoju zrobiło się ciemno; tylko zza okna sączyło
się blade światło księżyca.
- Dobranoc, Josie. - Ale zamiast wyjść, przeszedł przez pokój i usiadł
w bujanym fotelu.
- Sam? - Uniosła głowę.
- O co chodzi?
- Co ty tutaj robisz? Chyba nie zamierzasz zostać?!
- Spróbuj zmusić mnie do wyjścia. - Odepchnął się stopą od podłogi;
fotel zapiszczał.
- Wiesz, że nie powinnam się ruszać! - rzuciła z furią.
- Wiem.
Uderzyła pięścią w puchową poduszkę.
- Do diabła z tobą, Samie Fletcher! Dlaczego to robisz?
- Głos jej brzmiał tak, jakby za chwilę miała się rozpłakać.
- Och, Boże, nie płacz. - Poderwał się z miejsca. Już raz słyszał, jak
płakała... z powodu Kurta.
- Wcale nie płaczę - zaprzeczyła gwałtownie, ale głos jej się załamał,
a leżące na kołdrze ręce mocno przycisnęła do brzucha.
Sam zbliżył się do niej i przysiadł na brzegu łóżka. Wyciągnął rękę i
objął jej dłoń. Próbowała ją wyrwać, ale nie puszczał.
- Josie, proszę cię, przestań. - Miała zimną dłoń, bardzo zimną.
Zaczął ją pocierać palcami, aż przestała się wyrywać.
- Nie zasnę, jeśli stąd wyjdę - powiedział cichym głosem.
- Będę się o ciebie martwić.
- Ależ nic mi się nie stanie - tłumaczyła już spokojniej.
85
RS
- Mam nadzieję. Ale wolę zostać. Chcę mieć pewność. Nie
odpowiedziała. Z głębi jej piersi wydobył się cichy jęk, świadczący o
cierpieniu.
- A co będzie jutro? - spytała płaczliwym głosem. - Muszę
przygotować śniadanie na szóstą rano.
- Zajmę się tym.
- Nie przygotujesz śniadania dla osiemnastu osób.
- Przygotuję - powiedział Sam. - Nawet dla dziewiętnastu. Przyniosę
ci śniadanie do łóżka. - Uśmiechnął się do niej w ciemności.
- Nie wygłupiaj się - usiłowała protestować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •