[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jacka, który stał obok jej łóżka i trzymał w ręku brylantową broszkę.
Zacisnęła powieki. Niech to będzie tylko zły sen, błagam! - zaszlochała w
duchu. Ale kiedy ponownie otworzyła oczy, wszystko było jak przedtem.
- Nie umarłam? - spytała.
- Można tak powiedzieć.
- Całe życie przemknęło mi przed oczami. Słyszałam, że po czymś
takim na pewno się umiera.
Jack zasznurował usta, żeby się nie uśmiechnąć".
- Zwykłe bajki. Możesz usiąść?
- Nie zakujesz mnie najpierw w kajdanki?
- Coś mi się zdaje, że nie jesteś w stanie popróbować nagłej ucieczki -
mruknął Jack. Złapał ją pod pachy i posadził, opierając o łóżko. Sam usiadł
obok.
- Pewnie jesteś ciekaw, skąd mam tę broszkę.
- Owszem.
61
RS
Pokręciła głową.
- Nigdy mi nie uwierzysz.
- Nie zaszkodzi spróbować. Zacznijmy od prostych pytań. To twoja
własność?
Riley zastanawiała się przez chwilę. Co prawda cały dzień spędzili
razem, nawet się całowali, ale w gruncie rzeczy nic o nim nie- wiedziała.
Poza tym że do przesady uwielbiał porządek. Co jeszcze? Och, prawda...
umiał gotować. Winnie go polubiła... i jej przyjaciółki także... i lubił
zwierzęta. Abra znowu wskoczyła mu na kolana. Zakochana idiotka. A co
na drugiej szali? Niewiele... nie licząc policjanta, który przed chwilą odkrył
dowód przestępstwa.
- Wystarczy, że powiesz prawdę - mruknął Jack tym samym głębokim
głosem, który ją wyrwał z omdlenia.
- Nigdy nie miałam takiej broszki. Należy do Hattie Silverman.
- Wierzę ci. Widzisz? Poszło jak po maśle.
- No dobrze, więc próbujmy dalej. Wcale jej nie ukradłam. Nie wiem,
w jaki sposób znalazła się w moim plecaku. Naprawdę.
- yle się dzieje w państwie duńskim - zauważył Bard. Riley spojrzała
na papugę ponad krawędzią łóżka.
- Wydaje mu się, że jest jasnowidzem. - Odwróciła głowę i napotkała
nieprzenikniony wzrok Jacka. - Myślisz, że kłamię, prawda?
- Przede wszystkim muszę się napić kawy. A tobie przydałby się
solidny łyk koniaku. Znajdziesz tu jakąś butelczynę?
- Nie mamy czasu...
- Uhm. - Zgonił kota z kolan na podłogę i wstał. Skrzywił się,
prostując kolana. Riley zerwała się natychmiast i podparła go ramieniem.
- Ty się nie ruszaj - mruknął. - Bo znów mi zemdlejesz. Zrozumiano?
62
RS
- Ale twoja noga...
- Już z nią dużo lepiej - powiedział. - Te tabletki są wprost cudowne.
Riley zaczerwieniła się jak burak.
- Zatem wiesz?
- Dobry gliniarz zawsze rozpozna, kiedy go ktoś uśpi.
I dobry gliniarz powinien zawsze rozpoznać, że ktoś kłamie. Jack z
namysłem popatrzył na Riley. Zmarszczyła nos i nieufnie zajrzała do
kieliszka z koniakiem. Ostrożnie pociągnęła pierwszy łyczek. Oj, chyba w
tym wypadku będę musiał zrezygnować ze swoich dawnych przyzwyczajeń!
- westchnął w duchu DeRosa.
Zawsze był dumny z tego, że potrafił panować nad emocjami bez
względu na okoliczności. Teraz jednak, niespodziewanie dla samego siebie
poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Wszystko zaczęło się w zaułku, w
czasie awantury o plecak i bezdomnego kota. Miał wrażenie, że w jakiś
dziwny sposób coś go łączy z tą dziewczyną.
Chciał jej wierzyć, choćby przez to stał się nawet mniej obiektywny.
Mało tego, cholernie dobrze czuł się w jej towarzystwie. Wziął kubek do
ręki i wypił resztkę kawy. Potem usiadł po drugiej stronie stołu,
naprzeciwko Riley. Najwyższa pora zacząć działać, jak przystało na
prawdziwego detektywa, pomyślał.
Dziewczyna zadrżała, skrzywiła się i wychyliła następny łyk koniaku.
- Nie smakuje ci? - spytał.
- Przypomina lekarstwo. Kiedy byłam mała, miałam niańkę, Irlandkę,
która leki mieszała z cukrem i whisky. To wystarczyło, żeby zrobić ze mnie
abstynentkę.
- Tak to już bywa. Mnie w przyszłości też będzie trudno namówić do
zupy pomidorowej.
63
RS
Ciemny rumieniec zabarwił jej policzki.
- Przepraszam. Byłam przekonana, że się niczego nie domyślisz.
- Dlaczego to zrobiłaś?
Popatrzyła mu prosto w oczy.
- Muszę podrzucić te broszkę z powrotem do mieszkania Hattie.
- Dlaczego?
- To bardzo skomplikowana sprawa.
Jack wstał, podszedł do kredensu i nalał sobie jeszcze jedną kawę.
Zdecydowanie byłą mu potrzebna, jeżeli chciał zachować zdolność
trzezwego myślenia.
- Zaoszczędzisz mi sporo czasu, opowiadając wszystko po kolei.
Riley przełknęła łyk koniaku.
- Winnie uważa, że to właśnie Hattie jest złodziejką.
- Ta z małym pieskiem? Ta, co wciąż drzemała?
- Tak.
- Nietypowa z niej kryminalistka.
- W pierwszej chwili też nie mogłam w to uwierzyć.Ale Hattie ma za
sobą kryminalną przeszłość. Rabowała banki. Jej dawny partner dopiero
miesiąc temu opuścił mury więzienia. Miała doskonały motyw, środki i
możliwości. Potrzebne jej są pieniądze.
Jack słuchał w skupieniu. Riley powtórzyła mu niemal całą rozmowę z
Winnie.
- Dzisiaj w nocy chciałam podrzucić broszkę do jej mieszkania i przy
okazji sprawdzić, czy nie ma tam innych skradzionych rzeczy. Może
znalazłabym jakiś dowód na to, że Rocky nadał się z nią spotyka?
Jack przypatrywał się jej przez moment. Raport Alex nie zawierał
żadnych rewelacji, dotyczących osoby Hattie Silverman.
64
RS
- To najbardziej niecodzienna opowieść, jaką słyszałem w swoim
zawodowym życiu - oznajmił bez ogródek. - A słyszałem już naprawdę
wiele.
Riley odpowiedziała mu szczerym spojrzeniem.
- Nic innego ode mnie nie usłyszysz.
Odstawił kubek i podniósł się ze stołka.
- Idziemy.
- Och... - Zamarła, niezdolna do żadnego ruchu. Wziął ją pod rękę i
pomógł wstać.
- Ale... Pozwól mi chociaż napisać kilka słów do stryja i Bena. Muszę
im zostawić odpowiednie instrukcje.
- Po co? Przecież wrócą rano.
- Muszą się sami zająć klientami przez ten czas, jak będę w więzieniu.
Jack westchnął ciężko.
- Nie zabieram cię do więzienia. Pomogę ci podrzucić broszkę do
mieszkania pani Silverman.
- Co takiego?! Więc mi wierzysz?
- Powiedzmy, że wierzę w uczciwą policyjną robotę.
Najlepiej kolejno sprawdzić wszystkich podejrzanych. Zaczniemy od
twojej przyjaciółki Hattie.
- Masz jakiś konkretny plan? - zapytał Jack, kiedy stanęli pod
budynkiem, w którym mieściła się siedziba kółka brydżowego Winnie
Cantrell. Dochodziło wpół do jedenastej. Przez szklane drzwi widać było
jasno oświetlony hol, wartownika w mundurze i kamerę wiszącą na ścianie.
- Coś w tym stylu - odpowiedziała Riley i wsunęła swój klucz do
zanika.
Wartownik uniósł głowę znad książki i uśmiechnął się na powitanie.
65
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]