[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odpoczywali na pokrytym piaskiem nabrzeżu prywatnej rezydencji McGrory'ego aż do
zachodu słońca,
popijając poncz rumowy i wymieniając długie, słodkie pocałunki. A nocą... nocą kochali
się jak szaleńcy.
Wszystko było doskonałe. Słońce. Plaża. Mężczyzna.
I, jak wszystko, co dobre, szybko się skończyło.
Wracając do West Palm w poniedziałek rano, Rachael przeglądała gazety, starając się
ugruntować sobie w myślach najważniejsze fakty. Nieważne, jaki był miły, wesoły i czuły,
jak patrzył na nią czasem - tak, jakby uważał ją za jedyną kobietę na świecie. Nieważne, że
ją kochał tak, jakby łączący ich akt wybiegał daleko poza sfery fizyczne ku czemuś, co
zawsze jej umykało.
Ważne było to, że ich weekend składał się ze skradzionych chwil i że wkrótce te chwile się
skończą, a wraz z nimi wszystko inne. Musiała pamiętać, że jest jedną z długiej kolejki
kobiet, które podejmował i gościł, fundując im bilet do raju.
Raj.
Wszyscy, a zwłaszcza Rachael, wiedzieli, że raj nie istnieje. Raj to pakiet tematyczny z
przejażdżkami i upojeniem adrenaliną. Raj to iluzja. A Rachael bez trudu przebijała
wzrokiem dym i zwierciadła, dopatrując się rzeczywistości.
A rzeczywistość była taka, że Nate zostawi ją, albo ona jego. Rzeczywistość była taka, że
gdy nadejdzie czas, nie pozwoli mu odejść ze swoim sercem.
- A zatem - rzekł Tony z domyślnym uśmiechem na twarzy - zawężam sprawę do
samochodów, pieniędzy lub kobiet.
Siedzieli przy narożnym stoliku w barze Surf Club na Miami Beach.
Nate zmarszczył brwi i spojrzał na brata. Podczas kiedy on odziedziczył urodę po matce,
Tony był odbiciem ojca. Jasna skóra, ciemne włosy i budowa obrońcy - oczywiście grał
jako obrońca w zespole Florida State.
- Co? Nie mogę zaprosić brata na przyjacielskiego drinka bez wewnętrznych motywów?
- Ależ tak, możesz, ale i tak wiem, że to nieprawda. Już od dawna,
Nate zapatrzył się w szklankę szkockiej z lodem i kciukiem starł parę ze szkła. Pianino w
kącie grało cichą melodię, w powietrzu unosił się zapach lekko perfumowanych,
kosztownych kubańskich cygar.
- Masz rację - rzekł wreszcie, spoglądając w poważną twarz brata. - To już zbyt długo trwa.
Tony skinął głową i upił łyk drinka.
- Więc o co chodzi, braciszku?
Nate pokręcił głową, spojrzał ponad ramieniem Tony'ego na lustrzaną ścianę za
eleganckim barem, pełną butelek z trunkami.
- Skąd wiedziałeś, że chodzi o miłość do Tii? Tony milczał przez chwilę. Oparł się
wygodnie
i uważnie spojrzał na brata.
- Pytasz, skąd wiem, że chodzi o to, jak się zakochałem w Tii, czy o to, jak ty się w niej
zakochałeś?
Nate poczuł, jak opada mu szczęka.
- Wiedziałeś? Wiedziałeś od początku?
- Czy wiedziałem, że kochasz się w mojej żonie? Ależ tak.
Nate syknął cicho i wypuścił powietrze.
- I nic nie zrobiłeś. Dlaczego? Tony wzruszył ramionami.
- Ponieważ tak starałeś się być uczciwy, ukryć to, nie dać po sobie niczego poznać.
Ponieważ Tia ukręciłaby mi głowę, gdybym to zrobił. I jeszcze...
- Czekaj. Chcesz powiedzieć, że Tia też wiedziała? - Nate poczuł się, jakby właśnie ktoś
usunął spod niego krzesło.
Tony wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: Obawiałem się tego". Pochylił się w
przód i dokończył myśl:
- Nie powiedziałem nic, ponieważ wiedziałem, że prędzej czy pózniej sam się zorientujesz,
że nie jesteś w niej zakochany.
Nate przyglądał się bratu długo i uważnie.
- Więc dlaczego nie zdradziłeś mi tej wielkiej mądrości?
- A czy to by coś zmieniło? - przyjaznie zadrwił Tony. - Raczej nie. Po pierwsze, nie
uwierzyłbyś mi. Po drugie, odbiłoby ci i w ogóle przestałbyś nas odwiedzać. Uznałem, że
pewnego dnia sam zauważysz.
Sądząc z wyrazu twojej twarzy, ten dzień właśnie nadszedł, albo coś bardzo bliskiego.
Albo coś bardzo bliskiego, pomyślał Nate, całkiem wytrącony z równowagi tym, jak jego
myśli wciąż krążą wokół Rachael i nie chcą przestać.
Wysączył szkocką jednym potężnym haustem i podniósł pustą szklankę z brzęczącym w
niej lodem na znak, że prosi o kolejną porcję. Zaledwie odstawił pustą szklankę, kiedy w
jej miejsce pojawiła się pełna.
- To bardzo trudne - wyznał, skinieniem głowy dziękując kelnerowi, kiedy nagle
zorientował się, że jego brat ma dziwnie rozbawioną minę. - Jasne, śmiej się. Błazen ze
mnie. Wielki dupek.
Tony tylko pokręcił głową i zaśmiał się.
- I tak padają wielcy tego świata. Aż miło popatrzeć.
- Cieszę się, że ci się podoba - odparł Nate, trąc palcem szczękę. - Chyba się upiję.
Grymas Tony'ego nie był ani trochę współczujący.
- Może ci to dobrze zrobi. Kac doskonale działa na przerost ego. A kobieta potrafi z
mężczyzny zrobić alkoholika. Więc to zapewne ta urocza i ulotna Rachael?
Nate zmarszczył brwi.
- Jak mogłem przez cały czas kochać Tię, a potem po prostu... po prostu... do licha! Co ze
mnie za facet?
Tony westchnął głęboko, co miało znaczyć: ten wielki pajac naprawdę potrzebuje mojej
pomocy, a ja się z tego cieszę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]