[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świecie, w którym chciałaby zamieszkać. Nie znosi wielkich miast, jest dziewczyną z
prowincji. Czy Rafe chce z nią zerwać, by mu nie było żal, gdy po odebraniu świadectwa
wyjedzie z Vista del Mar?
Bez niej...
Rafe wyczuł, że Sarah zesztywniała w jego ramionach podczas tańca w
dyskotekowych dekoracjach, ze światłem księżyca we włosach.
- Nie wiem, o czym myślisz, ale przestań - poprosił.
Miał nadzieję, że w tym miejscu Sarah poczuje się jak w domu. Pierwotnie
traktował budowę jak swoiste katharsis: sposób na uwolnienie od żalu, gniewu i
wyrzutów sumienia. Jednak teraz go olśniło - górska chata od początku czekała na Sarah,
bez niej była pozbawiona duszy.
Nie rozumiał, czemu Sarah wyraznie posmutniała. Gdzieś się ulotniła radość, którą
tak pięknie okazywała.
- Sarah? - zapytał.
- Przypomniałam sobie noc po balu - wyjaśniła.
Do dziś pamiętał, jaka wtedy była zjawiskowo piękna i kusząca. Był rozdarty - tyle
miał planów i nie czuł się gotowy do ustatkowania się, do odpowiedzialności za żonę i
dom.
- Bałem się, że zajdziesz w ciążę - przyznał.
- Nie miałeś prezerwatywy?
- Od tej pory nie wychodzę bez niej z domu - zażartował.
Jej cichy śmiech splótł się z szemraniem górskiego strumyka. Rafe wplótł rękę w
gęstwinę włosów opadających na plecy Sarah i spytał o coś, co zawsze miał na końcu
języka.
- Dlaczego nie masz dzieci?
- A ty dobrych manier? - odparowała gniewnie.
R
L
T
Do licha, nie zamierzał w ten sposób zepsuć jej nastroju. Może podświadomie
oczekiwał, że skrytykuje męża, powie, że nie był właściwym materiałem na ojca. Nie
chciał, by kochała Dobbsa równie mocno, jak - podobno - kochała jego.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać na ten temat, nie ma sprawy, przepraszam - wycofał
się szybko.
Wysunęła się z jego objęć i podeszła do balustrady. Wpatrzona w ciemne kształty
drzew odparła:
- Próbowaliśmy. Miałam duże problemy z zajściem w ciążę, a kiedy wreszcie się
udało, poroniłam.
Co za cham ze mnie, wymyślał sobie w duchu. Gdyby mógł, połknąłby własny
język. Nie przyszło mu do głowy tak oczywiste wyjaśnienie. Jej sztywne ramiona i zasty-
gły profil świadczyły, jak bardzo boli ją mówienie o tej sprawie.
- Przepraszam - powiedział szczerze. - Przepraszam, że w ogóle poruszyłem ten
temat. Przykro mi, że przeszłaś przez takie piekło. Zawsze sobie wyobrażałem ciebie ze
stadkiem rudowłosych dzieciaków, a wszystkie miały twój uśmiech.
- Nie zasłużyłam na poronienia, tak jak nie zasłużyłam na stratę męża. Cóż, nie
wybieramy sobie losu. Czy cierpiałam? Tak. Ale doszłam to wniosku, że pogrążając się
w żałobie, stracę także życie. Zawsze będę pamiętać o Quentinie, o nienarodzonych
dzieciach. Noszę ich w sobie. - Otarła ręką oczy.
Oparł się o balustradę tarasu. Wybrał to miejsce na budowę domu, bo zachwycił go
widok na las i góry.
- Był taki moment, że wróciłem po ciebie - wyznał.
- Jak to? - Spojrzała na niego przenikliwie. - Kiedy? Dlaczego nic o tym nie wiem?
- Po dwóch latach od wyjazdu. - Zatęsknił za nią tak bardzo, że odrzucił dumę na
bok. - Dostałem propozycję pracy w Nowym Jorku. Wiedziałem, że to kolejna
metropolia, w której nie chciałabyś mieszkać, ale pomyślałem, raz kozie śmierć.
Chciałem cię prosić, żebyś ze mną wyjechała.
- Dwa lata... Wtedy już byłam zaręczona z Quentinem, może nawet byłam jego
żoną.
R
L
T
- To było jeszcze przed ślubem. - Od momentu, gdy się dowiedział o jej
zaręczynach, nie mógł sobie znalezć miejsca. - Byłem przekonany, że skoro klamka
jeszcze nie zapadła, uda mi się zmienić twoje zdanie. Przyjechałem w okolicach
czwartego lipca. W miasteczku odbywał się festyn, wszyscy się bawili, ot, jarmark i
fajerwerki, dla każdego coś miłego. Widziałem cię. Wyglądałaś na szczęśliwą.
Teraz słuchała go z napięciem. Zwiatło księżyca odbijało się w jej zielonych
oczach.
- Jadłaś różową watę cukrową i odrobina przykleiła ci się w kąciku ust. - Wskazał
palcem. - I wtedy zdałem sobie sprawę, że to Quentin ma prawo scałować ją z twoich ust.
Nie ja. Wybrałaś go, bo potrafił cię uszczęśliwić.
- Ale ja chciałam ciebie - szepnęła. - Byłam gotowa wyjechać z tobą, Bobem i
Penny do Los Angeles.
- Tak ci się teraz wydaje, ale wtedy wycofałaś się w ostatniej chwili. Powiedziałaś,
że tylko byś mi przeszkadzała. Powiedz, zostałabyś ze mną, gdybym zgodził się wrócić
do naszej mieściny i klepać biedę?
- Rafe, wiem, że bardzo ciężko przeżyłeś śmierć mamy i stąd bierze się wiele
twoich uprzedzeń, ale ludzie żyją szczęśliwie i dorabiają się majątku nie tylko w Los
Angeles i Nowym Jorku. - Przytrzymała go za koszulę na piersiach. - To wykręt, a nie
poważny argument. Gdybyś mnie naprawdę kochał, dałbyś nam więcej czasu na zna-
lezienie kompromisu. Przecież nie musiałeś wyjeżdżać od razu tylko dlatego, że Bob i
Penny to zrobili.
Teraz naprawdę się rozgniewał. Jak to? On się przed nią otwiera, więcej, obnaża
duszę, mówi jej o sprawach, z których nikomu się nie zwierzał, zabiera ją do domu, który
jest jego azylem, a ona to bagatelizuje i kwestionuje jego miłość?
- Możesz mnie oskarżać o wiele rzeczy. Bywam bezwzględny, jestem samolubem,
co tam jeszcze chcesz. - Ostrożnie oswobodził się z jej uścisku. - Ale nigdy, przenigdy
nie mów, że cię wtedy nie kochałem!
Trząsł się z bezsilnego gniewu. Odwrócił się, by odejść i nie wywrzeszczeć słów,
których pózniej pożałuje.
- Tak mi przykro, tak strasznie przykro. - Chwyciła go za ramię. - Przepraszam cię!
R
L
T
- Za co właściwie?
- Za ból, który ci zadałam wtedy. Za wszystkie nieporozumienia między nami i
krzywdy, które sobie nawzajem wyrządziliśmy.
Zauważył, że jej twarz jest zalana łzami. Silne uczucia z przeszłości i narastające
od kilku dni pragnienie, by ta kobieta była częścią jego życia, także w nim wywołały
prawdziwą burzę. Musi ją mieć, natychmiast. Bez niej padnie trupem na miejscu.
Sarah zrobiła w jego kierunku jeden mały krok i to wystarczyło. Pocałował ją
mocno, jakby zamierzał odcisnąć na niej swoje piętno. Patrzcie, ta kobieta należy do
mnie i wara od niej. Ona szarpnęła go za koszulę, aż posypały się guziki. Nocny chłód
ustąpił wkrótce przed jej natarczywymi palcami, wargami i językiem.
Zciągnął z niej sukienkę.
- Nie martw się, jesteśmy sami. - Odrzucił bawełnianą szmatkę na podłogę i
przyglądał się Sarah przez chwilę, by zapamiętać, jak pięknie wygląda w samej bieliznie.
- Nie pozwoliłbym, żeby ktoś obcy cię zobaczył w tym stroju.
Odpiął jej stanik i znowu zatrzymał się, by podziwiać jej piersi. Miała
najpiękniejszy, najbardziej apetyczny biust ze wszystkich kobiet świata. Pospiesznie
zrywał z siebie resztę ubrania. Płonął dla niej.
Na szczęście nie musieli się kłaść na ziemi, na tarasie stała wygodna leżanka.
Wyżej, w sypialni, czekało łóżko, ale kto by tracił czas na pokonywanie schodów. Wiele
razy byli o krok od tego, by się kochać pod gwiazdami, może teraz im się uda.
Otworzyła ramiona, jej ciało otwierało się przed nim jak kwiat. Sięgnął ręką za
siebie, do spodni, po prezerwatywę. Zobaczył cień zawodu w oczach Sarah, więc poca-
łował każdą powiekę po kolei - nie patrz. Będzie się z nią kochał, aż zapomni o
smutkach.
Wśliznął się w nią ostrożnie, by nie skończyć, zanim zaczął. Ofiaruje jej siebie,
tego prezentu na pewno nie odrzuci. W młodości często fantazjował o kochaniu się z
Sarah i seks pod gołym niebem był jego ulubionym marzeniem. Miał wrażenie, że w jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •