[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pan Halvor był do najwyższego stopnia zdziwiony.
Po jego twarzy przemknął wyraz niepewności, a wzrok jego oscylował między jedną a
drugÄ… kobietÄ….
 Zdaję się pojmować! Próba zetknięcia ze sobą różnych warstw i wyrównanie różnic sta-
nowych, prawda? Istotnie wielka i piękna idea, i na pewno duża ofiara dla dam takiego sta-
nowiska i wychowania.
 Bynajmniej  odpowiedziała pani Berg  przeciwnie, obiecujemy sobie po dzisiejszym
wieczorze wiele przyjemności. I nie ma w tym chęci zacierania różnic społecznych, lecz tylko
pragnienie widzenia u siebie różnych ludzi. My, kobiety nie mamy wyższych aspiracji. A
poza tym jest to rodzaj rewanżu za wycieczkę, w której brałyśmy udział.
Pan Halvor pochylił się, z uśmieszkiem, który mówił, że trwał niezłomnie przy swoim zro-
zumieniu.
 Czyni to ideę tym piękniejszą, że ukrywa się nieśmiało pod maską powszedniości. Sądzę
zresztą, że posiadam pewne dane, by dla czynu pani mieć niezbędne zrozumienie; sam czuję
siÄ™ najlepiej w towarzystwie ludzi prostych. W ludzie tkwi jeszcze coÅ› pierwotnego, co w
wyższych warstwach spotyka się rzadko  aromat ziemi, coś, co samo przypomina matkę
ziemię. Tę pierwotność spostrzegłem też u pani i córki, i to mnie zaskoczyło.
Pani Berg znów chciała zaprotestować, ale właśnie na korytarzu dał się słyszeć szmer i ja-
kaś ręka zaczęła po omacku szukać klamki.  To pewnie nasi goście nadchodzą  rzekła pani
Berg i wyszła ażeby otworzyć drzwi na korytarz.
 Dobry wieczór, Jörgensie! Nie wierzÄ™ wÅ‚asnym oczom! ProszÄ™, naciÄ…gnijcie znów swoje
buty. Czy myÅ›leliÅ›cie, że wchodzicie do meczetu?  Ale Jörgen przeÅ›lizgnÄ…Å‚ siÄ™ obok pani
domu, poza próg.  No, niech i tak bÄ™dzie. Witaj Jörgenie, dziÄ™kujemy, że pomyÅ›leliÅ›cie o
nas, samotnych kobietach?
Ociężałym krokiem wszedł w skarpetkach do następnego pokoju, obtarł sobie nos grzbie-
tem dłoni, poczym dopiero podał rękę panu Halvorowi, który dotknął jej akurat dwoma pal-
cami, krzywiÄ…c siÄ™ z niesmakiem.  To jest Jörgen Rag, uczeÅ„ szewski, wkrótce  czeladnik 
przedstawiÅ‚a pani Berg.  Jörgen zrobiÅ‚ nam zaszczyt, starajÄ…c siÄ™ o HelgÄ™!
 To bardzo po rycersku ze strony pana Jórgena  odparł pan Halvor i z zaciekawieniem
przyglądał się szewskiemu chłopcu, stojącemu z wyrazem zachwytu na twarzy.
41
Goście gromadzili się i z pewnym trudem dawali się nakłaniać do zajmowania miejsc. Po-
tem usiedli pod ścianami, na brzeżkach krzeseł i kanapy, w sztywnych pozach, nie wyma-
wiając ani słowa. Czuli się przytłoczeni wytwornym otoczeniem, do którego nie byli przy-
zwyczajeni. Od czasu do czasu, ten lub ów, otwierał usta, ażeby przerwać milczenie, ale znów
je mocno zaciskał oblewając się rumieńcem.
Pani Berg zagadywała to do jednego, to do drugiego, nie otrzymywała jednak prawie od-
powiedzi, i wszelkie jej usiłowania przełamania zaklętego milczenia i zgromadzenia gości
przy oświetlonym stole, spełzały na niczym. Trzymali się w półmroku, pod ścianami. Jedynie
Aage Hermansen i Jörgen zdawali siÄ™ nie być przytÅ‚oczeni. Jörgen siedziaÅ‚ w gÅ‚Ä™bokim fotelu,
wyciągnąwszy na pokój swe długie nogi, z wyrazem szczęścia na twarzy, zaś Aage Herman-
sen krążył swobodnie, oglądając obrazy; wydawane od czasu do czasu gwizdnięcie, zdradza-
ło, że jego pewność siebie nie była zupełnie szczera.
Pani Berg była bliska rozpaczy. Nawet pan Purgsenius, który taką dobrą opinię miał o lu-
dziach prostych, zdawał się nie czuć zbyt dobrze; milczał i oglądał obrazki w albumie.  Musi
być coś nie w porządku w organizacji  myślała pani Berg  albo błąd leży we mnie samej.
Może jedzenie rozwiąże im języki; w każdym razie jest to jedyne wyjście. Zaczęła robić
przygotowania do kolacji.
Skoro tylko mała Metta z osiedla spostrzegła, że jest coś do roboty, nie mogła już usie-
dzieć spokojnie, zaczęła zbierać ze stołu i zniknęła w kuchni. W mgnieniu oka stół był na-
kryty.
Obliczenia pani Berg były słuszne. Sam widok jadła zaczął już wywierać swój wpływ. Go-
ście byli zmuszeni do opuszczenia swych kątów i zebrania się wokół stołu, i stopniowo, w
miarę jedzenia, znikało naprężenie.  Zna się, dzięki Bogu, swoich ludzi  myślała, śmiejąc
się wewnętrznie.
Najdziwniejsze jednak było to, że jedzenie działało jeszcze bardziej podniecająco na pana
Purgseniusa niż na innych. Wpadł w nastrój i zabawiał innych tym, że pozornie niechcący,
zdradzał swą całkowitą nieznajomość stosunków wiejskich. Cielęta nazywał  małymi krów-
kami" i nie dał się od tego odwieść, że woły są odmianą bydła rogatego, i urodziły się jako
takie, tak samo jak krowy i byki. Zmiali się wszyscy, zwłaszcza  blizniaki" z zajazdu; co
chwila któryś z nich zadławiał się kęsem jedzenia.  Widocznie był bardzo głodny  myślała
pani Berg o panu Halvorze  może nie lubi nic z tego, co mu dawali w karczmie.
Po kolacji miały się zacząć gry towarzyskie, ale pan Purgsenius opowiadał właśnie wesołe
historyjki ze swych studenckich czasów i skupiał na sobie ogólną uwagę. Wszystko słuchało z
wybałuszonymi oczami i na wpółotwartymi ustami jego opowiadań o nocnych bijatykach i
walkach ze stróżami nocnymi; w miejscach najciekawszych słyszało się krótkie, mimowolne
wykrzykniki. Jedynie Aage Hermansen nie dał się porwać; cicho uśmiechał się do siebie i
oceniał to bystrzej niż inni.
Pani Berg, dla której anegdotki studenckie nie były niczym nowym, przysiadła się do Ka-
ren Petersen.  Czy Jens nie wrócił na Boże Narodzenie do domu?  spytała szeptem.
 Owszem, przyjechał w wieczór wigilijny.
 Dlaczego, na Boga, nie przyprowadziliście go ze sobą?
 Nie pozwolono mu, ojciec zabronił.
 Nie pozwolono?
 Nie, bo ojciec myśli, że on się kocha w Heldze.
 To pewnie dlatego wysłano go do szkoły? Ale co właściwie może wasz ojciec mieć
przeciw Heldze?
 Ojciec chce, żeby Jens wziął Mettę.
 Tę tam, tę małą kościstą kobyłkę? Biedny Jens! Wasz ojciec naprawdę zapatrzył się w
niÄ…?
42 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •