[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tunel prowadzący w głąb oceanu był oświetlony tą samą techniką co ściany w pałacu, więc
droga była w sumie bardzo bezpieczna, choć może niezbyt przyjemna. Tunel miał średnicę
ponad pięciu metrów i jego podłoga wyłożona była materiałem, który do złudzenia
przypominał cement.
Ponad kwadrans jechaliśmy w zupełnym milczeniu nie napotykając żywej duszy. Potem
dostrzegłem drzwi z brązu, których strzegł kolejny karzeł o wykrzywionej twarzy.
Na sam widok naszego przewodnika schował się gdzieś dając nam przejście. Drzwi były
zresztą automatyczne i same otworzyły się przed nami. Wjechaliśmy do sali przykrytej wielką
kopułą, pod którą widać było setki maszyn i urządzeń, zupełnie mi nieznanych. Trochę z
boku, przed skomplikowanymi ekranami monitorów siedziało kilku owych Korriganów
kontrolujących proces produkcji.
Olbrzymie kule wypełnione gęstą cieczą wydawały się dostarczać energii. Można się było
przynajmniej domyślić tego po grubych izolowanych kablach, które wychodziły z nich
znikając w suficie w jednym grubym przewodzie. Być może wykorzystywano tu proces
syntezy jądrowej oparty na wodorze z wody. Nie byłem tego pewien, bo tutejsza technologia
głęboko różniła się od naszej.
Opodal w wielkich kadziach były zanurzone elektrody wymieniane co jakiś czas, z których
następnie wytapiano metale. Uzyskane w ten sposób sztaby były stosowane do zasilania
innych maszyn, z których dopiero wychodziły na taśmociągach gotowe wyroby.
Dahut dostawała więc od oceanu energię i surowce, z których mogła do woli produkować
towary potrzebne do zaspokojenia potrzeb jej mieszkańców.
Gdzie indziej dostrzegłem kilka łodzi podwodnych, które służyły do połowu planktonu i ryb.
Tu zbierano żywność dla mieszkańców Ys.
Nareszcie znalazłem się na znanym mi gruncie. Wszystko znów stawało się wytłumaczalne.
Na powierzchni żyli ludzie, którzy utrzymywani byli na poziomie feudalnym, ale prawdziwi
władcy planety posiadali technologię, która pozwalała im zaspokajać wszelkie potrzeby
poddanych. Nie musieli nawet ujawniać swoich prawdziwych umiejętności. Wszystko
przecież tak łatwo dawało się wytłumaczyć za pomocą czarów. Jedno tylko pozostawało
niejasne. W jakim celu Dahut, Wodan i Oberon czynili to wszystko? Być może księżniczka
zechce mi to wytłumaczyć, skoro dotrzymała jednej z danych wcześniej obietnic.
Pozostawało jedynie jeszcze raz się z nią zobaczyć.
Nasz przewodnik zresztą nie czekał na zaproszenie i sam zawrócił obierając tą samą drogę,
którą tu przybyliśmy.
Spojrzałem wreszcie na Huona. Biedaczysko wyglądał na zupełnie przytłoczonego przez
obraz, który zobaczył. Dla niego wszystko to było tworem potężnej czarnoksiężniczki, której
słudzy za pomocą dostarczonych przez nią zaklęć wykonywali jej polecenia. Wątpiłem, żeby
udało mu się wyjść poza ten schemat rozumowania.
Ponownie pogrążyliśmy się w zakamarkach pałacu i dostrzegłem wreszcie księżniczkę, która
czekała na nas z uśmiechem.
- No i co, Aucassin? Mogłeś się sam przekonać, że nie jestem taka zacofana za jaką
mnie uważałeś. Cóż powiesz na moje instalacje? Ci, którzy cię wysłali powinni być
zadowoleni z twojego raportu... jeżeli dożyjesz powrotu.
- Cóż, spodziewałem się znalezć coś takiego. Muszę przyznać, że nie masz mi czego
zazdrościć. Ale nie kryję, że nie spodziewałem się, żeby tą planetą rządziła kobieta.
- Jestem zupełnym nieukiem w porównaniu z Oberonem czy Wodanem. Oni zajmują się
poważnymi problemami. Ja posiadam tylko morza i oceany oraz urządzenia do ich
eksploatacji.
- Będę więc musiał się z nimi jednak spotkać - westchnąłem. - Niestety, Oberon nie
sprawia wrażenia kogoś, kto pragnąłby ze mną rozmawiać. Może mogłabyś mi ułatwić to
spotkanie?
Twarz księżniczki wykrzywiła się w okropnym grymasie.
- Cudzoziemcze - wycedziła. - I tak wiesz już za dużo. Nie sądzę, żebym mogła
pozwolić ci wyjść stąd żywym. Bo widzisz, na niczym nie zależy nam tak bardzo, jak na
spokoju. To co robimy nie powinno nikogo z zewnątrz obchodzić.
Ledwo skończyła mówić, jak poczułem, że moja maska twardnieje i przestaje przepuszczać
powietrze.
Gdyby nie mój skafander musiałbym umrzeć. Dahut podeszła bliżej żeby napawać się moją
agonią. Ponieważ jednak wyglądałem na przejętego jej sztuczką, więc po prostu odwróciła się
i odeszła ze swoim sługą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]