[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dłoń Ripley i jak zaczął się topić. Nóż. Ostrze się topi. Nóż unieruchamiający tego stwora...
Odwróciła głowę i ujrzała przed sobą koszmarne, groteskowe, trupie oblicze. Na ustach stwora
znów wykwitł przerażający uśmiech. Jak z oddali dobiegł Call głuchy brzęk czegoś metalicznego, a z
wyszczerzonej paszczy Obcego spłynęła na pokład strużka gęstej, lepkiej śliny.
A potem istota zaatakowała.
Kiedy stopione ostrze przestało ją unieruchamiać, istota w mgnieniu oka rzuciła się naprzód,
chwytając Distephano za nogę. %7łołnierz krzyknął przerazliwie i runął do tyłu na Call, przewracając ją.
Karabin wypadł mu z rąk i poszorował z metalicznym chrzęstem po pokładzie.
Rozległo się rozdzierające uszy skrzeczenie, gdy Obcy smagnął zranioną łapą, zaciskając długie,
szponiaste palce na głowie Distephano. Ogromna dłoń zakryła całą twarz żołnierza, ale to nie
powstrzymało go przed wydaniem przeciągłego okrzyku gniewu, zaskoczenia i bezgranicznej zgrozy.
Kiedy gigantyczny stwór podzwignął się z pokładu pociągając za sobą żołnierza, Call usłyszała
trzask pękającej czaszki Distephano i równocześnie w jego głosie pojawiła się rozdzierająca nuta bólu.
Stwór wgryzł się w jego czaszkę, odłupując jej wierzchołek, jak skorupę małża, aby dostać się do
mózgu i chłeptać świeżą płynącą z rany krew.
To celowe działanie! pomyślała ze zgrozą Call, celowe... i ludzkie!
I wtedy Obcy odwrócił się do niej, ogromne, nie przysłonięte wargami kły nadawały trupiemu
obliczu jeszcze bardziej groteskowy wygląd. A potem istota zaśmiała się, krótko, ochryple, gardłowo, a
Call, oszołomiona, znieruchomiała, jakby spojrzenie monstrum obróciło ją w kamień.
Ripley przytrzymała się oburącz fotela Vriess, gdy Betty jak kamień spadała w kierunku Ziemi.
- Sprawdziłem i przełączyłem na bezpieczniki pomocnicze - zawołał Johner, wysuwając się spod
konsolety i zerkając na monitory.
- Spróbuj teraz. - Ripley wydawało się, że Vriess ma pełne ręce roboty. Pilot pokręcił głową.
- Mam coś, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy pełnej mocy ciągu pionowego albo...
Nagle na monitorze ukazującym wnętrze ładowni nastąpiło jakieś gwałtowne poruszenie i mimo
kłopotów ze statkiem cała trójka przeniosła wzrok na migoczący ekran.
- Distephano! - wyszeptała Ripley, patrząc, jak monstrum rzuca się na żołnierza i zabija go. Miała
wrażenie, że podłoga usuwa się jej spod stóp... ale uświadomiła sobie, że to tylko statkiem zatrzęsła
kolejna nagła turbulencja.
Vriess usilnie starał się zapanować nad maszyną. Przeniósł wzrok na Johnera.
- A ty uważasz, że jestem tylko półczłowiekiem!
- Kurwa - warknął Johner, kiedy Distephano wydał ostatni, urwany jak nożem okrzyk i umarł. -
Osobiście zajmę się tym skurwielem!
- Dokąd się wybierasz? - rzekł Vriess, który nagle został zmuszony walczyć ze statkiem w
pojedynkę.
Johner przeniósł wzrok na ekran, na którym Noworodek spokojnie wyjadał mózg Distephano.
- Ja... jestem mu to winien, stary.
Ripley spojrzała na człowieka z blizną i wtedy statkiem ponownie zakołysało. Ripley czekała, aż
potężny mężczyzna uświadomi sobie, że obecnie potrzebny jest bardziej tu, w kokpicie. W chwilę
potem, mieląc w ustach przekleństwo, Johner osunął się z powrotem na fotel.
Teoretycznie było to niemożliwe, ale w tej szczególnej chwili mózg Call nie mógł funkcjonować.
Stała w cieniu mutanta, patrząc, jak monstrum pożera mózg Distephano i nie mogła się poruszyć, nie
mogła myśleć, nie potrafiła uczynić nic, aby się ratować. Miała wrażenie, że ogromna bestia urosła
jeszcze bardziej, ale nie miała pewności, patrzyła tylko na jej odrażające, budzące trwogę oblicze, na
fragmenty tkanki mózgowej przyklejone do jej zębów i czuła dławiący, przesycony wonią krwi oddech.
Istota pochwyciła ją, zanim Call zdążyła zareagować, zanim zarejestrowała jej ruch; złapała ją za
ramiona i podzwignęła w górę, ku swojej twarzy. Ogromne usta otwarły się, zęby przybliżyły.
Czy on może to zrobić? zastanawiała się odrętwiała z przerażenia. Czy może pożreć
mikroprocesory i płytki układów scalonych? Możliwe, że nie, ale zniszczenie tych obwodów
położyłoby kres jej życiu równie skutecznie jak wyżarcie prawdziwego mózgu.
Call zamknęła oczy i zmówiła szeptem ostatnią modlitwę. Jakby w odpowiedzi rozległ się strzał,
głośny huk odbił się gromkim echem w ciasnym wnętrzu ładowni. Trzymający ją stwór zmartwiał i
odwrócił się z gniewnym warkotem.
Ripley stała w progu, drzwi do kokpitu za jej plecami były zamknięte. Trzymała karabin jak
zawodowy żołnierz, stojąc na lekko rozstawionych i ugiętych nogach, w miękkiej, swobodnej pozycji.
Wydawała się spokojna i pewna siebie. Mimo to czujne oczy Call wychwyciły znużenie rysujące się na
twarzy kobiety. Tak wiele przeszła. Widać było, że jest u kresu wytrzymałości. Warkot Obcego ucichł,
kiedy stwór dostrzegł Ripley.
- Nie pozwolę ci na to - powiedziała Ripley do trupiogłowego monstrum.
Zniecierpliwiony stwór zakołysał ogonem i nagle się od wrócił, przez cały czas trzymając przed
sobą Call. W ten sposób drobna, ciemnowłosa kobieta stała się dla Noworodka tarczą. Call zamrugała,
usiłując zebrać w sobie resztki woli przetrwania i instynktu samozachowawczego. Działania tego
stwora wydawały się tak bardzo ludzkie.
Musi być coś, co możesz zrobić, aby jej pomóc, pomyślała Call zmuszając swój mózg do działania.
Ripley pewną ręką trzymała wojskowy karabin i jej spojrzenie odnalazło wzrok Call.
Jesteśmy dostatecznie daleko od stabilizatora, pomyślała Call, ale mimo to jest tutaj tyle ważnych
urządzeń... Co by się stało, gdyby Ripley rozwaliła tego stwora w drobny mak? Drżenie statku
zdradziło jej, że wchodzili w atmosferę i zbliżali się do lądowania. Czy zdołają posadzić maszynę,
gdyby doznała poważniejszych uszkodzeń? Musiała nagle stwierdzić, że nie potrafi na to
odpowiedzieć. Nic już nie wiedziała.
Ogon Obcego złowrogo ciął powietrze, stwór syczał gniewnie, jego gorący oddech omiatał ucho
Call.
Ripley ponownie zlustrowała otoczenie i powróciła wzrokiem do twarzy Call.
Ona wie, pomyślał android. Jasne, przecież odbywała już wcześniej loty. Przypomina sobie. Może
nawet rozpoznaje niektóre z urządzeń.
I wtedy wyższa kobieta z wyrazem powątpiewania na twarzy zaczęła opuszczać karabin.
Call nie wytrzymała. Popełniła ostatni błąd, kiedy powstrzymała Distephano przed zastrzeleniem
potwora. Powinna była zaryzykować. Przecież znajdowali się w drodze na Ziemię, a w ładowni ich
statku czaił się potwór. Czy to ważne, że zginą wszyscy, jeżeli tylko podczas katastrofy unicestwiony
zostanie również Obcy?
Call energicznie wychyliła się do przodu. Musiała coś zrobić, znalezć jakiś sposób, aby Ripley
zrozumiała.
- Strzelaj! - zawołała gorączkowo. - No dalej, wal! Przywykłam już do tego! - Nie przejmowała
się, że kule rozerwą ją na strzępy, ważne jest tylko to, żeby pociski zniszczyły koszmarne monstrum.
Ale Ripley, z wyrazem niewypowiedzianej udręki na twarzy, opuściła broń. Statek zatrząsł się i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •