[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sałatka i gorące bułeczki. Do picia albo wino stołowe, albo piwo. Na deser ku-
piła owoce i lody. Za piętnaście siódma miała już przygotowane mięso, sałatkę
i bułeczki. Rozpaliła nawet ogień na grillu.
Pomknęła do łazienki i wzięła szybki prysznic. Właśnie nakrywała do stołu,
kiedy przed domem zatrzymał się mercedes Stantona.
Witaj, kuzynko rzekł Stanton wchodząc w drzwi. Cmoknął Kim w po-
liczek.
Kim przywitała się z nim i spytała, czy napije się wina. Stanton przytaknął
i podążył za nią do kuchni.
Czy to jedyne wino, jakie masz? spytał lekceważąco widząc, jak Kim
odkręca nakrętkę.
Obawiam się, że tak.
W takim razie chyba wolę piwo.
Gdy Kim kontynuowała przygotowania do kolacji, Stanton usadowił się na
stołku i obserwował jej pracę. Nie zaproponował, że jej pomoże, ale Kim to nie
przeszkadzało. Wszystko szło zgodnie z planem.
Widzę, że zaprzyjazniłaś się z Buforem zauważył Stanton. Pies Edwarda
plątał się jej pod nogami. Podziwiam cię. To wstrętne bydlę.
192
Ja z Buforem? rzuciła Kim cynicznie. Chyba żartujesz. Nie bój się,
nie przyszedł tu do mnie, tylko do steków. Zwykle jest z Edwardem w laborato-
rium.
Sprawdziła temperaturę w kuchence i włożyła bułeczki.
Jak ci się tu mieszka? spytał Stanton.
Dobrze odpowiedziała. Po czym westchnęła. W każdym razie prze-
ważnie. Niestety sytuacja w laboratorium zdominowała wszystko. Przez to całe
napięcie Edward jest u kresu wytrzymałości nerwowej.
Wiem coś o tym skomentował Stanton.
Harvard strasznie mu się daje we znaki stwierdziła Kim. Celowo nie
dodała, że i Stanton też.
Ostrzegałem go na początku, że z Harvardem będą problemy. Wiem z wła-
snego doświadczenia, że oni na pewno nie będą skłonni przymknąć oka na jego
poczynania. W każdym razie nie wtedy, kiedy zwietrzyli potencjalny zysk. Uni-
wersytety ostatnio bardzo się uwrażliwiły na takie rzeczy, zwłaszcza Harvard.
Bardzo bym nie chciała, żeby zrujnował swoją karierę naukową. Zanim
zaczęła się ta sprawa z Ultra, uczelnia była jego największą miłością.
Zaczęła przyprawiać sałatkę.
Stanton wodził za nią wzrokiem i milczał, dopóki nie złowił jej spojrzenia.
No i jak wam się układa, dzieci? spytał. Nie chcę być wścibski, ale
pracując z nim nad tym projektem stwierdziłem, że Edward nie jest najłatwiejszą
osobą pod słońcem.
Ostatnio było różnie. Trochę denerwująco przyznała Kim. Przepro-
wadzka nie poszła tak gładko, jak się spodziewałam, ale nie wzięłam pod uwagę
Ultra ani Omni. Jak już mówiłam, Edward miał ostatnio mnóstwo problemów.
Nie on jeden mruknął Stanton.
W tej chwili drzwi się otworzyły i Edward ze swoim zespołem wmaszero-
wali do środka. Kim wyszła im naprzeciw z powitaniem, chcąc stworzyć miłą
atmosferę, ale nie było to łatwe. Wszyscy byli rozdrażnieni, nawet Gloria i David.
Wyglądało na to, że nikt z nich nie chciał przyjść na kolację do domu. Edward
musiał wydać im polecenie.
Najprzykrzejsza była reakcja Eleanor. Kiedy dowiedziała się, co jest do jedze-
nia, tonem niezadowolenia oświadczyła, że nie jada czerwonego mięsa.
A co jadasz? spytał Edward.
Rybę albo drób odparła.
Edward spojrzał na Kim, unosząc brwi jakby z zapytaniem: co z tym fantem
zrobimy?
Postaram się o rybę powiedziała Kim. Wzięła kluczyki i wyszła do sa-
mochodu. Eleanor zachowała się wyjątkowo niegrzecznie, ale Kim była właściwie
zadowolona, że ma pretekst, by wyjść na kilka minut. Atmosfera była przygniata-
jąca.
193
Pojechała na pobliski targ, gdzie sprzedawano świeże ryby. Kupiła kilka
filetów z łososia, na wypadek gdyby ktoś jeszcze wolał rybę. W drodze powrotnej
zastanawiała się z drżeniem serca, co zastanie po powrocie.
Gdy weszła, spotkała ją jednak przyjemna niespodzianka. Nastroje się popra-
wiły. W dalszym ciągu trudno byłoby nazwać to spotkanie radosnym, ale napięcie
zelżało. Pod jej nieobecność otwarto wino i piwo i wypito je z większym sma-
kiem, niż się spodziewała. Była zadowolona, że kupiła aż tyle.
Wszyscy siedzieli przy stole w salonie. Ze ściany spoglądała na nich sportre-
towana Elizabeth. Kim skinęła głową tym, którzy spojrzeli na nią, gdy wchodziła,
i udała się prosto do kuchni. Umyła rybę i ułożyła obok mięsa.
Z kieliszkiem wina w ręce wróciła do salonu. Gdy była w kuchni, Stanton
rozdał wszystkim kartki i stanął przed kominkiem, tuż pod portretem.
Macie przed sobą obliczenie, z którego wynika, kiedy przy obecnym tem-
pie wydatków skończą nam się pieniądze mówił. Jak widać, sytuacja nie
jest dobra. Muszę więc mieć wyobrażenie, kiedy każde z was osiągnie jakiś zna-
czący postęp, aby znalezć najlepszy sposób zgromadzenia większego kapitału. Są
trzy możliwości: wypuścić akcje na giełdę, co według mnie nic nie da, to znaczy
w każdym razie nam nic nie da, dopóki nie będziemy mieli czegoś do sprzeda-
nia. . .
Ależ mamy przerwał mu Edward. Mamy najbardziej obiecujący lek
od czasu odkrycia antybiotyków, i to dzięki tej damie. Podniósł butelkę z pi-
wem w kierunku portretu Elizabeth. Wypijmy zdrowie kobiety, która może
jeszcze zostać najsławniejszą czarownicą z Salem.
Wszyscy z wyjątkiem Kim wznieśli swoje napitki. Nawet Stanton wziął piwo
z gzymsu nad kominkiem, gdzie je przed chwilą odstawił. Wypili z zapałem.
Kim poczuła, że wszystko się w niej skręca. Niemal oczekiwała, że twarz na
portrecie zmieni wyraz. Komentarz Edwarda wydał jej się lekceważący i w złym
guście. Pomyślała, co też mogłaby czuć Elizabeth, gdyby mogła widzieć, jak w jej
własnym domu ci utalentowani ludzie uganiają się za materialnymi korzyściami
z odkrycia, któremu początek dało jej nieszczęście i przedwczesna śmierć.
Nie zaprzeczam, że mamy potencjalny produkt podjął Stanton odsta-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]