[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zasłoniętymi oczami miałam rozpoznać dotykiem, który z nich był moim kochankiem.
Zgodziłaś się na to? Nie wierzyłem własnym uszom. Ta dziewczyna jadła
kamienie i popijała je rozpuszczalnikiem. Skinęła głową.
Musiałam. Inaczej by mi nie uwierzyli. Rozpoznałam go.
Wróciłaś na uczelnię? zmieniłem temat.
Próbuję odparła, ale niezbyt przekonująco. Pozwolili mi zaliczyć ten rok
eksternistycznie.
A koledzy, koleżanki? Odwiedzają cię, spotykacie się, chodzicie na dyskoteki?
zadałem serię ojcowskich pytań. Zaprzeczyła ruchem głowy. Nie mogłem uwierzyć, że
dziewczyna o takiej urodzie i charakterze rozkleja się właśnie teraz, kiedy już jest wolna i
może o wszystkim zapomnieć.
Matka chce się rozwieść z ojcem wtrąciła nagle. Ojciec nie chce się zgodzić, bo
ją kocha. Powiedział, że nie da jej pieniędzy, a ona wynajęła prawników. Mam w domu
piekło.
Kelnerka postawiła przed nami colę i pizzę, po czym zadała nieśmiertelnie pytanie:
Podać coś jeszcze?
Nie, dziękuję odprawiłem ją i skierowałem wzrok na Nanę. Chcesz się
wyprowadzić?
Nie mam gdzie westchnęła. Wszyscy moi znajomi obejrzeli sobie pornosa z
moim udziałem nawet po kilka razy. Jestem skończona... Chłopaki patrzą na mnie jak na
dziwkę i wcale im się nie dziwię. A dziewczyny po prostu się cieszą, chociaż głośno tego nie
powiedzą. Wiesz, one nadal żyją tak, jak ja kiedyś...
A co z twoim chłopakiem? wycedziłem przez zęby.
Nie ma go odparła obojętnie. Nie odwiedził mnie ani razu. Pewnie się wstydzi...
Kochasz go? przywaliłem z grubej rury, ale w dobrej wierze.
Nigdy go nie kochałam wyznała, sięgając po colę.
Możesz zamieszkać ze mną zaproponowałem bez zastanowienia. Miałem ku temu
swoje powody. Jeszcze o nich nie wiedziałem, ale na pewno jakieś były. Mam niezłe
mieszkanie. Proponuję ci pokój...
Jesteś gościnny podsumowała moje dobre serce.
Kiedy wychodziliśmy z kawiarni, Nana trzymała mnie za rękę. Nie powiem,
przyjemne uczucie. Ludożerka łypała na nas spod oka, bo byliśmy ładną parą, a oni nie.
Czułem zapach włosów Nany i coraz bardziej zapominałem, że jest ode mnie o kilka lat
młodsza. Policzki dziewczyny zaróżowiły się od mrozu, ale mnie wcale nie było zimno. Coś
mi mówiło, że odnalazłem swoje dwadzieścia lat. Testosteron pulsował w żyłach i gotów
byłem wybaczyć światu wszystkie grzechy. Może dlatego pozdrowiłem byłego już prezesa
telewizji, Andrzeja Rosochę, który z wrażenia o mało nie nadział się na rusztowanie. W jego
oczach zobaczyłem zazdrość i podziw. Dzięki Ci, Boże, za wywyższenie i sprawiedliwość, za
karę, jaka spotyka złych ludzi.
Mój subaru nie był przyzwyczajony do takich czułości. Zero seksu, za to ocean
miłości jak przed okresem dojrzewania. Nana przytuliła się do mnie i nie pozwoliła mi
włożyć kluczyka do stacyjki. Zaczął padać śnieg. Zrobiło się naprawdę pięknie. Z milionem
euro i najpiękniejszą dziewczyną na świecie u boku czułem się bardzo dobrze.
EPILOG
Z więzienia wyszedłem kilka minut po piętnastej. Upał wbił mnie w chodnik, ale mąż młodej
żony nie takie rzeczy może znieść. Półgodzinna rozmowa z Arietą Sosnowską-Radwanową
nie należała do moich ulubionych. W więziennym stroju kobieta wyglądała lepiej niż przed
aresztowaniem. Jakby wbrew złym doświadczeniom tryskała energią i pewnością siebie. W
pobliżu nie zobaczyłem żadnego wózka inwalidzkiego. Co to z człowieka może zrobić
radykalna zmiana warunków życia.
Prosiłem panią o spotkanie, ponieważ chciałem o coś zapytać zacząłem ostrożnie.
No więc? odpowiedziała dość obcesowo. Nie lubiła mnie, bo to ja podsunąłem
policji trop.
Dlaczego?
Co dlaczego ? warknęła, ale na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech.
Dlaczego pani to zrobiła?
Był pan kiedyś od kogoś zależny? Tak naprawdę... zaczęła poważnie. Nie patrzyła
na mnie, lecz gdzieś w ścianę nad głowami innych więzniów. W ogóle nie okazywała
zdenerwowania, w czym przypominała najtwardszych prezydentów Stanów Zjednoczonych.
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
Ja byłam kontynuowała. Bez pieniędzy, bez pewności, bez dziecka, któremu
mogłabym się poświęcić...
A Nana? przerwałem, bo kobieta zaczynała popadać w demencję.
Dojdę i do tego uspokoiła mnie. Tak więc byłam nikim, panie Brandt. O
pieniądze musiałam prosić, na wakacje nie mogłam pojechać wtedy, kiedy chciałam, tylko
wtedy, gdy mój mąż miał akurat czas. Gdyby mu się coś nagle odmieniło, gdyby na przykład
zakochał się w jakiejś młódce, zostałabym na lodzie. Miał dość pieniędzy, żeby jego
prawnicy puścili mnie z torbami. Dlatego najpierw zaczęłam udawać chorą, a potem
wymyśliłam, że zabezpieczę się dzięki porwaniu Nany...
Własnego dziecka? wtrąciłem, otwierając efektownie usta ze zdziwienia. Panie i
panowie, przed wami Artur Brandt, najlepszy uczeń Marlona Brando.
Pewnego dnia zauważyłam, że szef naszej ochrony zakochał się w Nanie i reszta
poszła już łatwo. Była pani Sosnowska-Radwanowa chyba nie usłyszała mojego pytania.
Kiedy powiedziałam mu o moim planie, ucieszył się i powiedział, że wszystko zorganizuje...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]