[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łokieć, zostawiając przez to błoto na ramieniu.
- Wiele rzeczy mi powiedziała - odparł pan Winters.
- Moim problemem nie są chłopcy - powiedziałam, wycierając
ramię rąbkiem mojego t-shirtu.
- O, nie? - odpowiedział. - Nie chłopcy?
- Nie. Ale ona tak by to ujęła.
- Powiedz mi, jak myślisz, dlaczego się tutaj znalazłaś.
- Bo Priscilla jest złem? - wybełkotałam.
Pan Winters uśmiechnął się smutno. - Dopóki się nie
otworzysz, Shelby, będziesz miała tutaj problem, na Camp Crescent.
-A może ja nie chcę się otworzyć - powiedziałam, skanując
teren w poszukiwaniu kolejnych chwastów.
- Twoja macocha wydawała się bardzo zaniepokojona o ciebie,
kiedy rozmawiałem z nią dzisiaj rano - odparł pan Winters.
- Wspomniała o Red Canyon, prawda? - rzuciłam ostro.
15 piąta klasa podstawówki gwoli ścisłości
69
Never Cry Werewolf
Kiwnął głową. - Jak się z tym czujesz?
Co? Czy on jest poważny?
- Um, nie jestem fanką.
- Mogę cię zapewnić, że Camp Crescent spodoba ci się
bardziej. Wierz mi, nie chcesz zaprzepaścić czasu, który możesz
spędzić tutaj.
Pomimo słonecznego ciepła płynącego z góry, poczułam chłód,
tak jakby Priscilla stała za mną blokując promienie.
- Postaram się - powiedziałam cicho. - No wie pan, z tym
otwieraniem się.
- To dobrze. - Pan Winters podniósł się na nogi otrzepując przy
okazji ręce o swoje spodnie jeansowe. - I chciałbym ci zasugerować,
żebyś myślała przede wszystkim o sobie, zamiast martwić się o całą
resztę. Austin ma własne problemy, z którym musi sobie radzić. A ty
w twoim życiu jesteś tą najważniejszą osobą. Nie możesz pomagać
innym, jeżeli najpierw nie pomożesz sobie.
- Tak - chwyciłam za kolejne zielsko zakorzenione w ziemi. -
Jasne, z pewnością jest to dobra rada.
- Jutro porozmawiamy dłużej - powiedział pan Winters.
Pochylił się poklepując mnie po ramieniu i dodał - Kiedy usłyszysz
dzwonek na lunch, możesz przestać pielić na dziś.
Kilka godzin pózniej, spojrzałam ponad ogrodową ścieżką, która
była już prawie pozbawiona wszelkiego ziela. Zaskakujące, że od
wypełnienia tej małej 'misji', poprawił mi się nastrój. Minęło już
naprawdę dużo czasu, od kiedy ostatni raz wyrywałam chwasty. W
Wisconsin, jeszcze przed Re-Gen16, pomagałam rodzicom w
każdym rodzaju prac. Moja mama kochała w szczególności sadzenie
16 preparat wymyślony przez jej ojca, stosowany w chirurgii plastycznej, który przyczynił się
tym samym do ich wzbogacenia
70
Heather Davis
i obserwowanie pózniej jak to wszystko wyrasta.
Przysiadłam na piętach i zerkałam na chłopaków. Najwyrazniej
pan Winters powiedział im, żeby z powrotem nałożyli na siebie
koszulki. Austin w swoim czarny t-shircie musiał pewnie przeżywać
męki przez żarzące słońce, chociaż nie wyglądał, żeby mu to w jakiś
sposób przeszkadzało. Charles, w przeciwieństwie do niego,
wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Klapnął na trawę
podczas, gdy Austin dodał kolejny kamień do skalniaka.
Austin zauważył, że go obserwuję. Spojrzał na mnie, a jego
oczy, w promieniach słońca, pobłyskiwały złotem. Lekki dreszcz
przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa. Oh tak, te oczy były
niebezpieczne.
Pomachał mi, tak jakby spodziewając się, że do niego podejdę,
ale tego nie zrobiłam. Spuściłam wzrok tuż obok, na piaszczystą
ścieżkę, udając, że szukam więcej ziela. Nie chciałam się wiązać z
nikim, kto sprawiłby, że zostałabym odesłana do Red Canyon. Nie
żeby staruszek miał rację17, czy jakoś tak. Nie, naprawdę w tej
chwili muszę się skoncentrować wyłącznie na sobie.
Wciąż, nadal było mi szkoda Austina. Mogę sobie tylko
wyobrazić, jakie musi być życie syna gwiazdy rocka, który został
wychowany przez sztab wynajętych ludzi a nie własnego ojca. To
musiało boleć. I miałam rację - rozmowa z nim, wtedy w lesie,
wydała się całkiem spoko. W naszej krótkiej konwersacji, czułam
coś na nić porozumienia powstającą między nami.
Spojrzałam znowu na Austina przez ramię. Sądziłam, że nadal
mnie obserwuje, jednak wrócił do swojego zajęcia.
I to była najsmutniejsza rzecz jaką widziałam, żeby do tej pory
robił.
17 chodzi oczywiście o pana Wintersa
71
Never Cry Werewolf
72
Heather Davis
ROZDZIAA VI
- Shelby, przegapiłaś całą zabawę! - piszczała Jenna,
wślizgując się na miejsce obok mnie podczas lunchu. Według Ariel
należała ona do chatki Piżmaka, ale wciąż wyglądało na to, że
zmierzałyśmy do stanu NKZ18. Nie żebym chciała kogoś obrazić,
ale zaczynała mi już działać na nerwy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]