[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, niewiele brakowało - powiedział Ben otrząsając się. - Na stacji otworzyłem usta nie
w porę. Cole jeszcze jest wściekły.
- Dlaczego to zrobiłeś, Ben? - spytała cicho Lacy, patrząc na niego oskarżycielsko. - Wiesz,
że on nie chce mówić o wojnie.
- Może właśnie dlatego - mruknął Ben. - On coś ukrywa. Chowa się z czymś, odkąd wrócił,
a Turek mu w tym pomaga. I żaden z nich nie mówi prawdy.
- To ich sprawa, co się stało - stwierdziła Marion, lekko dotykając ramienia syna. - Nic
nam do tego.
Ben ostentacyjnie się odsunął.
- Może i tak. Odstawię samochód i wniosę bagaże do domu.
Lacy weszła za Marion do wnętrza. Tam rzuciła się na nią Cassie i omal jej nie udusiła.
Opłakała ją łzami radości i wydała mnóstwo okrzyków entuzjazmu, aż w końcu poszła
przygotować gorącą herbatę.
- Przynajmniej ty dobrze wyglądasz - powiedziała Marion, kiedy usiadły w eleganckim
salonie, popijając słodką herbatę z delikatnych porcelanowych filiżanek, które Marion
przywiozła kiedyś ze swego panieńskiego domu w Houston.
- Szkoda, że nie czuję się tak samo - wyznała Lacy. - Przez osiem miesięcy byłam jak
martwa. Bez niego jest okropnie.
Marion odstawiła filiżankę na rzezbiony stolik z dębowego drewna.
- On też nie był wcieleniem radości. Milczy jeszcze więcej niż zwykle. Bez przerwy pracuje.
Wiesz, nawet nie musiałam go przymuszać, żeby pojechał cię odwiedzić. Zrobił to prawie z
własnej woli.
- Może chciał sprawdzić, iłu mam kochanków. - Lacy zaśmiała się z goryczą.
- Na to jest za mądry - nastroszyła się Marion. - I ja też. Często się przyglądałam, jak na
niego patrzysz. Tyle miłości na marne. Wiesz, Lacy, on i Turek są podobni. Odkąd wrócili, ani do
nich przystąp. Nie chcą wiązać się z kimkolwiek w jakikolwiek sposób. Nie wiem, co się stało, ale
jestem prawie pewna, że Katy nie pojechała do Chicago z miłości do tego złotoustego gangstera,
z którym się spotykała.
- Myślisz, że Turek coś jej powiedział? - spytała Lacy, przyglądając się pomarszczonej
twarzy teściowej.
- Jestem tego pewna. Prawdopodobnie żeby nie robiła sobie nadziei albo coś równie
okrutnego. Katy nie wyjechałaby bez powodu. Nie wydawała się zakochana. W każdym razie nie
w Dannym Marlone!
Lacy łączyła z Katy przyjazń, mimo to zastanawiała się, czy ktokolwiek naprawdę wie, co
tkwi w sercu tej dziewczyny. Lacy nie wiedziała, chociaż kochała ją jak młodszą siostrę. Jeśli
istniał na świecie człowiek, któremu Katy oddałaby wszystko, to był nim Turek. Na najmniejszą
wzmiankę o nim Katy wpadała w wielogodzinne rozmarzenie. Sposób, w jaki na niego patrzyła, i
preteksty jakie wynajdywała, żeby być w pobliżu, niemal budziły litość. Natomiast Turek, jak
powiedziała Marion, był podobny do Cole'a. Z twarzy nic nie można mu było wyczytać, a swoje
słabości chował za tarczą humoru. Jeśli w ogóle miał słabości. Może przeżył osobistą tragedię?
Cole powiedział, że żona Turka umarła. To mogło być zabójcze, szczególnie dla kogoś, kto tak
bardzo czuje się mężczyzną. To, że nie udało mu się jej uratować, stawiało pod znakiem
zapytania jego męskość.
- Ty też jesteś przygaszona - powiedziała cicho Marion.
- Martwi mnie Katy - zwierzyła się Lacy. - Czy to miły człowiek ten Danny? Czy będzie dla
niej dobry?
- Myślę, że tak, kochanie. Ale niepokoi mnie jego zajęcie. Ma bar, gdzie sprzedają alkohol.
Nie sądzę też, żeby był kryształowo uczciwy w interesach. Ale co możemy zrobić? Katy jest już
dorosła. Ja wyszłam za mąż i urodziłam Colemana, kiedy byłam dokładnie w jej wieku. Mam
związane ręce. - Wypiła jeszcze łyk herbaty. - Na szczęście przynajmniej Coleman mi uwierzył.
Nie pojedzie do Chicago z pistoletem.
- Uwierzył ci? - powtórzyła Lacy.
- Kochanie, przecież ja nie wierzę w ani jedno słowo z tego, co Katy mi napisała -
odpowiedziała cicho. - Nie sądzę, żeby ten człowiek miał zamiar się z nią ożenić.
- Ojej... - Lacy poczuła się zdruzgotana. Kochała Katy, która zawsze była dobrą
dziewczyną, choć kokietką. A teraz... ojej! Wyjechała z mężczyzną, będzie z nim żyć! Katy, jak
mogłaś? - pomyślała żałośnie. Jak mogłaś pozwolić, żeby Turek zrobił ci coś takiego?
Wtedy przypomniała sobie, w jaki sposób wymusiła na Cole'u, by dzielił z nią pokój.
Nastraszyła go George'em. Trudno, cel uświęca środki, pocieszyła się. Lecz aż do nadchodzącego
wieczoru nie mogła być pewna słuszności tej maksymy. Nie wiedziała, czy znajdzie w sobie dość
odwagi, by przejść jeszcze raz to, co kiedyś. Bardzo kochała Cole'a. Ale czy to wystarczy, żeby
ocalić małżeństwo?
Wybierając się do San Antonio na obiad Ben pożyczył od matki samochód. Skwapliwie
zapewnił ją, że ma mnóstwo czasu na przejazd i że nie spowoduje wypadku.
Ech, te matki, pomyślał zapalając silnik. Miał przed sobą długi, kręty bity trakt. Po niebie
ciągnęły chmury, łudził się jednak nadzieją, że nie będzie deszczu. Na wszelki wypadek miał
zresztą w samochodzie dach, który mógł rozłożyć.
Wciąż jeszcze był rozdrażniony nową jakością swych stosunków z Cole'em. Do tej pory nie
zdarzyło się, by w czasie kłótni Cole podniósł na niego rękę. Mimo porywczości nie leżało to w
jego charakterze. Musiał zostać trafiony w czułe miejsce. Cole zachowywał się bardzo
tajemniczo, gdy chodziło o jego prywatne życie. A zwłaszcza o Lacy.
Ben skrzywił się przypominając sobie, jak doprowadził do tego katastrofalnego
małżeństwa. Wcale nie zamierzał zapędzić tych dwojga w kozi róg. Chciał spłatać im figla. Ale
rano, kiedy ich znaleziono, nie wydało mu się to śmieszne. Lacy była biała jak prześcieradło i
zapłakana. Zazwyczaj miała w sobie mnóstwo wigoru, nigdy przedtem nie widział jej w takim
stanie. Natomiast wyraz twarzy Cole'a całkowicie ją usprawiedliwiał: swą dzikością mógłby
doprowadzić do łez silnego mężczyznę. Jeszcze tego samego dnia Ben pojechał odwiedzić ciotkę
w Houston, żeby zejść ze sceny, póki brat nie ochłonie. Zanim wrócił, Cole i Lacy byli już po
ślubie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]