[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Spokojnie. Jon sam chciał iść z nią porozmawiać, ale jego przełożeni to skreślili. Bali się, że ją
przestraszą. Opowiedz mu to co mnie, a gwarantuję, że nikt ci złego słowa nie powie. Dobra robota,
Alice.
- Dzięki. Kobiecie na imię Dolores, jest bardzo miła. Czuje się winna jego śmierci. W sprawie
samochodu, któ-
W pogoni za szczęściem
83
ry mu pożyczyła, radził jej mówić, że go skradziono, jeżeli się do niej nie odezwie w ciągu doby.
Wiedział, że mogą go zabić.
- Mówiłaś, że chciał wyznać coś, co go dręczyło - przypomniał.
- Tak, mówił, że zdarzył się wypadek, ale z tego powodu zginęli ludzie. Czy to jakoś pomoże?
- Tylko gdybym był jasnowidzem - westchnął. - A co z tym skrawkiem papieru, który miał w ręku?
- Może się czegoś dowiem za kilka dni z laboratorium. Ciężko harują. Dlaczego święta to taki dobry
czas na morderstwa i samobójstwa? Ludzie powinni być szczęśliwi.
- Niestety, tak nie jest. Zwięta uświadamiają nam pustkę po stracie bliskich, bo to najlepszy czas, żeby
rodziny były razem.
- Pewnie tak.
- Słyszeliśmy, że chodzisz z Harleyem Fowlerem. Czy to coś poważnego?
- Niezupełnie. To znaczy, dwa razy dziennie proszę go, żeby się ze mną ożenił, ale to chyba nie jest
poważnie?
- Będzie, jeśli odpowie tak".
- Jeszcze tego nie zrobił, ale jestem uparta.
- No, to życzę szczęścia.
- Nie potrzebuję szczęścia. Jestem niewymownie piękna, mam duże zdolności językowe, umiem
gotować jajka i myć samochody, i... Halo? Halo!
Rozłączył rozmowę, śmiejąc się. Szła dalej brzegiem rzeki, wpatrując się w kamienie i zielsko
porastające brzeg. Nie próbowała ukierunkować
84
Diana Palmer
myśli, bo często dzięki temu przychodziły jej do głowy różne pomysły.
Zmarły miał przeszłość. Był zamieszany w jakiś wypadek, w którym nastąpiła śmierć, powodując w
konsekwencji śmierć innych osób. Chciał ulżyć swojemu sumieniu. Pożyczył samochód od swojej
kobiety i pojechał do Jacob-sville. Z kim chciał się zobaczyć? Miasteczko nie jest duże, ale
wystarczająco, gdy się próbuje odkryć, kogo szukał mężczyzna z kryminalną przeszłością. Kto to
może być? Ktoś ze stróżów prawa? A może tylko przejeżdżał przez Ja-cobsville?
Nie, tę możliwość odrzuciła. Tu został zabity, więc tu miał z kimś porozmawiać o przeszłości. W
każdym razie wiedziała trochę więcej niż jeszcze kilka dni temu. Ale dlaczego interesował się tym Jon
Blackhawk z policji federalnej w San Antonio? Może FBI pracowało nad podobną sprawą i szukało
jakichś związków? Oczywiście nie powiedzieliby jej, ale była profesjonalistką i nie było to jej
pierwsze śledztwo w sprawie morderstwa. A jeżeli ofiara zdążyła wyznać swój sekret pastorowi z
kościoła Dolores?
Jasne! Oświeciło ją. Pastor mógłby jej coś powiedzieć, chyba że musi zachować tajemnicę spowiedzi,
jak ksiądz katolicki. Ale warto spróbować. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Harleya. Czekała
niecierpliwie trzy sygnały.
-Halo?
- Słuchaj, muszę z tobą porozmawiać...
- Właśnie rozmawiasz.
- Nie, osobiście. Natychmiast - podkreśliła. - Chodzi o pastora...
W pogoni za szczęściem
85
- Kochanie, nie możemy dzisiaj wziąć ślubu. Muszę wyszorować zęby Boba.
- Nie tego pastora - prychnęła. - Tego od Dolores!
- Dlaczego?
- A jeżeli ten zamordowany najpierw wyznał pastorowi, a potem pojechał do Jacobsville i został
zabity?
- A jeżeli, to co? - Harley aż gwizdnął.
- Musimy znów z nią porozmawiać i spytać o jego nazwisko.
- To może być trudne. Nie ma przyjęcia.
- Cholera!
- Możesz po prostu tam zadzwonić i poprosić Dolores. Nie musisz podawać nazwiska ani powodu.
- Rzeczywiście. Nie wiem, dlaczego zawracałam ci głowę. - Zaśmiała się.
- Bo chcesz mnie poślubić - wyjaśnił. - Ale dzisiaj szoruję psu zęby, przykro mi.
- Ciągłe wymówki - mruknęła. - A ja się robię coraz starsza, z każdą minutą.
- A może przywiózłbym cię tutaj, żebyś pojezdziła konno? Poznałabyś mojego szefa, jego żonę i
chłopaków, i Szczeniaka.
- Zwietny pomysł! - zapaliła się.
- Tak myślę. Zapytam szefa. Może w weekend? Poproszę o kolejne pół dnia wolnego i objedziemy
ranczo. - Kiedy nie odpowiadała, westchnął. - Niech zgadnę. Nie jezdzisz konno.
- Oczywiście, że jeżdżę. We wszystkich wesołych miasteczkach. Posuwają się w górę i w dół, jeżdżą
dookoła, a muzyczka gra.
86
Diana Palmer
- To niezupełnie to samo. Ale nauczę cię - powiedział. - W końcu, jeżeli się pobierzemy, będziesz
musiała mieszkać na ranczu. Nie dam się wepchnąć do jakiegoś dusznego mieszkanka w San Antonio.
- I to mi się podoba.
- Włóż dżinsy i wysokie buty - poinstruował. - I grube skarpety.
- Bez bluzki i biustonosza? - wykrzyknęła oburzona.
- Jeżeli o mnie idzie, to może być bez, ale chyba nie chcemy zaszokować mojego szefa?
- Dobrze, przyjadę przyzwoicie ubrana. W sobotę. A gdzie jest to ranczo?
- Przyjadę po ciebie. - Zawahał się. - Będziesz tu jeszcze w sobotę?
Właśnie się zastanawiała, jak przeciągnąć śledztwo do następnego tygodnia. Przypomniała sobie, że w
czwartek jest Boże Narodzenie, i uspokoiła się.
- Mam wolne w święta. - Wtedy uprzytomniła sobie, że zgodziła się pracować w Wigilię. - To znaczy
w Boże Narodzenie. Poproszę o to, żebym mogła zostać na resztę tygodnia. Powiem, że sprawa się
rozkręca i mam jeszcze dwie lub trzy osoby do przesłuchania.
- Super. Mogę ci pomóc?
- Tak. Możesz mi poszukać dwóch lub trzech osób do przesłuchania. A ja zadzwonię do Dolores
dowiedzieć się o nazwisko jej pastora. - Skrzywiła się. - Muszę pamiętać, żeby nie powiedzieć tego
pierwszej osobie, która odbierze telefon, bo przecież opowiadaliśmy, że mamy dla niej wiadomość od
pastora!
- Daj mi znać, jak się czegoś dowiesz.
W pogoni za szczęściem
87
- No jasne. Do zobaczenia.
Musiała zadzwonić do informacji po numer senatora, ale na szczęście nie był zastrzeżony. W
rezydencji telefon odebrała młoda kobieta.
-Czy mogłabym rozmawiać z Dolores? - spytała grzecznie Alice.
- Dolores? -Tak.
Nastąpiła długa cisza i była pewna, że zaraz się dowie, że służba nie może przeprowadzać prywatnych
rozmów. Jednak głos powrócił, oznajmiając z długim westchnieniem.
- Przepraszam, ale Dolores już tu nie ma.
- A mogłaby mi pani powiedzieć, jak się z nią skontaktować? Jestem jej dawną znajomą -
improwizowała.
Westchnienie było dłuższe.
- Nie, nie może pani. To znaczy, ona nie żyje.
- Nie żyje? - wykrzyknęła Alice.
- Tak. Samobójstwo. Strzeliła sobie prosto w serce. -Kobieta była bardzo zasmucona. - Taki szok.
Znalazła ją żona senatora... O Boże, nie mogę mówić, przepraszam.
- Chwileczkę, jeszcze momencik. Czy może mi pani powiedzieć, gdzie będzie pogrzeb?
- W kościele Baptystów na Weston Street - odpowiedziała prawie szeptem. - Jutro o drugiej. Muszę
kończyć. Przykro mi. Wszyscy ją bardzo lubiliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]