[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczora z jakiejś przyczyny też była
zdenerwowana i przy nalewaniu kawy
zadrżała jej dłoń. Parę kropel spadło na
śnieżnobiały obrus i na sukienkę Beatrice,
która poderwała się z miejsca i wrzasnęła:
Wynoście się stąd! Oboje! Przyślijcie
tu panią Hobbs.
Wybiegła do sypialni z całej siły
zatrzaskując za sobą drzwi. Kurt i
pokojówka słyszeli jej głośny, histeryczny
płacz. Kurt dał pokojówce dwadzieścia
dolarów i powiedział, żeby coś sobie za to
kupiła. Nie patrząc na zapłakaną
dziewczynę dodał. Nie martw się.
Ze swojego pokoju zatelefonował do
lekarza, który opiekował się Beatrice i
którego przynajmniej dwa, trzy razy w
tygodniu wzywano, by zajął się
zmiennymi nastrojami Beatrice.
Rozdział 4
Niedziela była skąpana w słońcu. Kurt,
wstrząśnięty wydarzeniem zeszłej nocy nie
mógł się na niczym skoncentrować.
Próbował czytać u siebie, lecz mógł tylko
powtarzać bezgłośnie: Gdyby tylko
można jakoś jej pomóc.
Okna jego apartamentu wychodziły na
taras, skąd słychać było głos rozmowy.
Podszedł i otworzył je.
Co się tam dzieje? zawołał.
Jedziemy przyjrzeć się koniom
odkrzyknął Paul Jean. Chodz tu,
zabierzesz się z nami. Wyjdzie ci to na
zdrowie.
Masz rację. Poczekajcie!
Ellen, ubrana podobnie jak wszyscy w
strój do jazdy konnej, usiadła obok Kurta
na przednim siedzeniu przyjmując jego
zaproszenie. Kiedy dotarli na miejsce,
Clyde wyskoczył z auta by otworzyć drzwi
Ellen. W tej samej chwili Kurt sięgnął na
drugą stronę do klamki od wewnątrz.
Przepraszam, stary powiedział Clyde
z miną zdobywcy, jak wydawało się Ellen.
Potem, kiedy zwróciła uwagę na wyraz
twarzy Kurta, zorientowała się, że obaj nie
czuli do siebie zbytniej sympatii, może
nawet coś więcej. Przypomniała sobie, że
kiedy Kurt usiadł za kierownicą i poprosił
ją, by zajęła miejsce koło niego, Clyde
zamyślił się i nie przemówił ani słowa
przez całą drogę.
Jak tylko samochód zatrzymał się,
podbiegła do nich pędem para olbrzymich
owczarków, za którymi pędził stajenny
wołając coś, czego nikt nie mógł
zrozumieć: Hej, Wisty, Maggy, do nogi!
Wracać!
Ciotka Olivette pochwaliła się,
przekrzykując głosy witających psów: Ja
im dałam imiona! Na cześć kwiatów.
Wisty od wisterii, a Maggy od magnolii.
Ellen, próbując usłyszeć, co mówi do
niej ciotka, zupełnie zapomniała o psach i
po chwili z przerażeniem ujrzała wielki,
czerwony pysk Maggie ozdobiony dwoma
rzędami białych, ostrych zębów tuż przy
swej twarzy i nie bardzo potrafiła się
obronić przed wilgotnym, długim językiem
psa. Jego ciężkie łapy przygniatały ją i
ledwie mogła utrzymać równowagę. Kurt i
Clyde rzucili się jej na pomoc, a ciotka
Olivette delikatnie biła psa laską po
grzbiecie.
Zachowuj się, Maggy krzyknął
Clyde. Kurt natomiast wziął psa za szyję i
szarpnął.
Jesteś trochę zbyt wylewna, nie
sądzisz Maggy? Czy nic się pani nie stało,
panno Marshall?
Zdyszana i roześmiana Ellen
powiedziała, że nie. Z oddali wydawało
mi się, że to kucyki.
Ciotka Olivette i Paul Jean szli teraz z
przodu, zaś Ellen towarzyszyli Kurt i
Clyde. Po chwili przystanęła i krzyknęła w
zachwycie: One są złote! Jak ze
szczerego złota!
Jest ich razem piętnaście
poinformował z dumą Paul Jean.
Zagwizdał, a wtedy dwa z nich odłączyły
się i wyginając szyje rzuciły się kłusem w
poprzek pastwiska powiewając
kremowymi grzywami i ogonami.
Wiedzą, że mają się popisywać przed
gośćmi i nie da się ukryć, że to lubią
powiedział Kurt.
Kiedy przyniesiono siodła, ciotka
Olivette nagle zmieniła swoje plany.
Powiedziała, że ma dość na dzisiaj wrażeń
i że wraca do domu.
Od samego początku Clyde i Paul Jean
jechali obok siebie omawiając plany tego
pierwszego co do przebudowy i poprawek
stajni. Ellen i Kurt jechali w drugiej parze i
kiedy tamci przystanęli przed jednym z
budynków najwyrazniej mając zamiar
wejść do środka, Kurt zapytał: Czy nie
chciałaby pani przejechać się po plaży?
Jest tam bardzo ładnie.
Z przyjemnością zgodziła się Ellen.
Wyjechali spomiędzy zabudowań i
skierowali się wzdłuż ścieżki z obu stron
porośniętej sosnami, które wyglądały jak
parasole, chroniące od nadmiaru słońca.
Koniom marzy się zabawa
powiedział Kurt, kiedy dojechali do
szerokiej łąki: Wyzywam panią na
pojedynek poskaczemy trochę?
Przyjmuję i wyzywam pana.
Ellen zatoczyła koniem, naprowadziła
na kamienną ścianę i przeskoczyła w
pięknym stylu. Kurt przeskoczył jako
drugi. Potem płytka fosa, za chwilę jeszcze
głębsza, aż znalezli się na twardym piasku
plaży.
Podoba się pani ta klacz?
Jest cudowna odpowiedziała Ellen
a do tego jest tak fotogeniczna, że powinno
się ją często fotografować dodała,
uśmiechając się do niego. Cieszyła się, że
może spędzić z Kurtem kilka chwil sam na
sam.
Was obie powinno się sfotografować i
oprawić w ramy powiedział poważnie
Kurt. Nie ma pani pojęcia, jak ładnie
przeszłyście przez przeszkodę. Gdzie się
pani nauczyła tak jezdzić?
Moi rodzice mieli ranczo. Spędzałam
tam całe wakacje. Kiedy miałam pięć lat,
kupili mi kucyka. Pózniej uczyłam się z
dziewczynami w szkole.
Przez chwilę jechali w milczeniu.
Czasami słychać było tylko plusk wody
pod kopytami koni. Morze było bardzo
spokojne, fale widać było dopiero daleko
za półwyspem. Co jakiś czas plaża zwężała
się, skały po jednej stronie dochodziły tak
blisko, że musieli jechać gęsiego.
%7łeby się pani tylko nie ześliznęła do
oceanu. Atlantyk jest w tym miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]