[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ksiądz, machając ostrzegawczo palcem. - Być może tamten duchowny teraz ma się dobrze,
ale w dniu sądu ostatecznego przyleci do niego wielki sęp, który codziennie, przez wieczność,
będzie wyżerać mu wnętrzności.
Emilio wyraznie się rozpromienił.
- Naprawdę? Jak to możliwe? Czy ludzie nie mają tylko jednych wnętrzności?
- Każdego ranka będą mu odrastać nowe.
I wtedy ojciec Alberto roztoczył przed nami płomienny opis piekielnych mąk, który jak
sam potem przyznał, nawet jemu wydał się dość makabryczny. A ja nie mogłam się oprzeć
wrażeniu, że takie właśnie rzeczy Medyceusze już teraz robią kobietom, które nie noszą
sukienek.
***
Na miejski plac w Fiesole dotarliśmy o zachodzie słońca. Zatrzymaliśmy się, by spojrzeć
na rozciągające się przed nami widowisko. Barwy były przepiękne: ciepłe czerwienie
otoczone zielenią pól. Rzeka Arno przecinała miasto jak złota nić. Jeden po drugim pojawiały
się jasne punkciki rozpalanych lamp. Do naszego palazzo wkrótce zaczną się zjeżdżać
ulubieni pochlebcy mego ojca i wszyscy członkowie mego rodu zasiądą do codziennej uczty.
Na tę myśl zaburczało mi w brzuchu. Przez te brązowe drzwi i odmalowane przez ojca
Alberto wysublimowane opisy mąk wieczystych na trochę zapomniałam o głodzie.
- Daleko jeszcze? - spytałam.
Emilio wskazał wąską, wijącą się na szczyt dróżkę. Pojechaliśmy gęsiego.
Na górze zsiedliśmy z siodeł. Silny wiatr wpychał mi włosy do ust. Niestety, nie były
zbyt smaczne.
Emilio pokazał usypany z ziemi kopczyk z prymitywnym krzyżem, na którym
niewprawną dłonią wyryto imię Alessandra. Z tego miejsca rozciągał się widok na dolinę po
drugiej stronie miasta. Była piękna. Wśród wysokiej trawy usianej dzikimi kwiatami pasły się
owce. Patrzyłam na to i zastanawiałam się, czy to możliwe, by Bóg mieszkał w dwóch
miejscach naraz - w moim mieście, w duomo i tutaj wśród owiec?
- Emilio - odezwałam się. - Nie wydaje mi się, żebyś zawiódł swoją siostrę.
- Naprawdę? Mogłem ją pochować bliżej domu, ale zawsze bardzo lubiłem to pole. Sam
musiałem tu przynieść jej ciało. To był bardzo długi spacer. Zleciały się muchy... - coś nie
pozwoliło mu powiedzieć więcej ni słowa. Nonna miała rację. Ten młodzik nosił na swoich
barkach wielki ciężar.
Ojciec Alberto zdjął z szyi drewniany krzyż i ucałował go. Emilio i ja złożyliśmy dłonie i
pochyliliśmy głowy. Duchowny wymamrotał kilka słów po łacinie, ale przecież nie one były
tu najważniejsze.
Stojąc tam, na szczycie wzniesienia, z wiatrem igrającym w moich włosach
zastanawiałam się, czy Alessandra jest teraz z nami, czy obserwuje swojego brata. Patrzyłam
na ziemię i wydawało mi się, że kątem oka dostrzegam jakiś cień, fruwającą wokół
niespokojną duszę.
Chwyciłam dłoń Emilia i uścisnęłam lekko.
 Już wszystko dobrze" - zapewniłam jego siostrę. -  Podzielę się z nim swoją babcią. To
dobry chłopak, chociaż ostatnio nieco za dużo je. Wydobrzeje."
Po chwili ojciec Alberto pokropił grób święconą wodą, rozległo się amen i podnieśliśmy
oczy.
Czar prysł. Nie widziałam już w cieniu duszy Alessandry ani nie wyczuwałam w
łąkowych kwiatach Bożej obecności. Znów byliśmy tu sami, tylko we troje.
Emilio puścił moją rękę i podał ojcu Alberto sakiewkę od nonny.
Ksiądz pokręcił głową.
- Nie przyjmę tego. Wystarczająco się nacierpiałeś.
- Proszę, ojcze - nalegał Emilio. - Wez, proszę. Jeśli nie dla siebie, to dla ubogich.
Duchowny raz jeszcze odmówił.
- Nie rozumiesz, że jeśli wezmę ją od ciebie, to wszystko się zmieni?
Emilio potrząsnął woreczkiem, monety zabrzęczały.
- To nie moje pieniądze, ojcze. To od signory Cenesty. Jeśli nie dam ich tobie, będzie to
kradzież.
- A z pewnością - wtrąciłam - na ludzi, którzy kradną majątek swoich chlebodawców,
czeka jakiś szczególnie okrutny krąg piekła?
Ojciec Alberto przyjrzał się sakiewce podejrzliwie. Wyglądał tak, jakby obawiał się, że
po otwarciu wypełznie z niej tysiąc jadowitych żmij, które już po wsze czasy będą wgryzać
się w jego wątrobę.
- Allora. Zrobimy tak. Wezmę te pieniądze, ale z nich nie skorzystam. Schowam je. A
kiedy ty albo ty - skinął ku mnie głową - będziecie potrzebować złota, zgłoście się do mnie.
Pasuje wam takie rozwiązanie?
Emilio przytaknął skinieniem.
- Skoro nie będziemy ich jeszcze przez jakiś czas potrzebować, to może mógłbyś
pożyczyć je, ojcze, jakiejś innej ze swoich owieczek. Może ktoś jeszcze musi pochować
swoją siostrę.
Ojciec Alberto prychnął.
- A może nawet powinienem policzyć sobie procent, co? Wtedy byłbym już skończonym
lichwiarzem.
To powiedziawszy, spojrzał na mnie i oblał się rumieńcem. Przestraszył się, że obraził
córkę drugiego co do zamożności lichwiarza w kraju.
Nie obraziłam się. Dlatego, że tego samego dnia nauczyłam się, jak należy osłaniać tarczą
głowę przeciwko płonącym strzałom. Zresztą nie obraziłabym się o to nawet dzień wcześniej.
W pewnym sensie przez całe życie kryłam się za jakąś tarczą.
Rozdział 8
Kiedy wraz z Emiliem wróciliśmy wreszcie z Fiesole, zrobiło się już zupełnie ciemno. W
kuchni nie było nikogo; ze spiżarni bił mocny zapach migdałów. Nonna na pewno piekła
tarty.
W kącikach ust wezbrała mi ślina. Emilio i ja pognaliśmy do dębowego stołu, na którym
czekały na nas dwa pierogi z mięsem i dzban wina. Zjedliśmy to, oblizaliśmy palce i
zaczęliśmy myszkować za czymś jeszcze. Skończyliśmy dopiero wtedy, gdy każde z nas
zjadło po trzy takie pierogi, pieczone jagnię (z kośćmi i ze wszystkim), cztery bochenki
miękkiego, białego chleba przybranego oliwkami i suszoną cebulą oraz koszyk soczystych,
czerwonych truskawek.
Wszyscy udali się już na spoczynek, ale Domenica i kapitan Umberto wciąż siedzieli na
pogrążonym w ciemności dziedzińcu. Zachowywali się odrażająco. Słyszeliśmy ich wyraznie
przez otwarte drzwi. Przeczesywał jej włosy dłonią i powtarzał, że kocha ją od zawsze i nigdy
nie było inaczej.
- A co przyniesie przyszłość? Czy zawsze będziesz czuł to samo? - pytała głosem nieco
tylko mocniejszym od szeptu, ale ja słyszałam każde słowo niezwykle wyraznie. Słyszałam
słowa wypowiedziane, ale także i te, które nie padły na głos. Siostra go sprawdzała. Tak
naprawdę pytała:  Czy pójdziesz za mną do domu mojego męża i czy będziesz mi szeptać te
słodkości, gdy on wyjedzie w interesach?".
- Sempre, amore - odpowiedział ściszonym głosem. - Zawsze, ukochana - ucałował jej
twarz, bogato przybraną grubą warstwą tej cuchnącej pasty z koziego mleka i innymi
świństwami.
Usłyszałam zza siebie dzwięki dławienia. Emilio przewrócił oczami i udawał, że jest mu
niedobrze.
- Dzięki Bogu, my nigdy tak nie będziemy - oznajmił i raz jeszcze uniósł oczy ku niebu.
- Grazie a Dio - przytaknęłam. Prawda wyglądała tak, że nigdy wcześniej nie pomyślałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •