[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przesadnie zasępioną minę i bezradnie potrząsnął głową. - Przecież ta pizza jest w
kształcie serca. Czy dziś jest jakieś święto?
- Tatusiu! - Marion spojrzała na niego roziskrzonym wzrokiem. - Dziś są
walentynki! Zapomniałeś?!
- Walentynki? - Harris podrapał się za uchem. - Czy to takie święto, kiedy pod
choinką znajduje się prezenty?
- Tato!
Marion wybuchnęła śmiechem i przypadła mu do nóg.
- Prezenty pod choinką dostaje się na Boże Narodzenie!
- Rozumiem. W takim razie to na pewno jest takie święto, kiedy przychodzi do
nas zajączek.
- Tatusiu! Znów się pomyliłeś! Zajączek przychodzi na Wielkanoc.
- No to ja już nie wiem - powiedział Harris bardzo żałosnym głosem.
- Dziś jest taki dzień, kiedy dajemy prezenty tym których kochamy.
- A, to wszystko jasne. Ja przede wszystkim kocham ciebie, skarbie. Czyli
powinienem ci coś dać, prawda?
- Oczywiście!
Harris mrugnął do Elli, która z rozczuleniem przyglądała się scenie i wyszedł
na moment na ganek. Wrócił i wręczył córeczce kwiatki.
- Proszę, skarbie. To dla ciebie.
- 74 -
S
R
Marion chwyciła bukiecik różowych stokrotek i przycisnęła do serca.
Zachwycona, jakby podarował jej cały świat. Harris podszedł do Elli i wręczył jej
dwanaście pąsowych róż.
- Proszę, to dla ciebie.
- Dla mnie?!
Była wyraznie zaskoczona. Bardzo ostrożnie odebrała od niego trochę
sfatygowany bukiet, pochyliła głowę ku pąsowym płatkom i mocno wciągnęła ich
zapach. W tym momencie wyglądała bardzo kobieco. Nawet ładnie, zadecydował w
duchu Harris.
Dziś rano podsłuchał, jak Maggie i Sherry opowiadały sobie o świeżych
kwiatach, które sprzedają w małym markecie przy autostradzie, gdzie można było
kupić najróżniejsze różności. Piklowane nogi wieprzowe, papierosy, colę, cukierki, no
i oczywiście te okropne kanapki z białego chleba, owinięte w folię. Nic dziwnego, że
pojawienie się tam świeżych kwiatów wywołało wielkie poruszenie.
Harris przypomniał sobie, że dziś są walentynki, wskoczył do samochodu i
kupił dwa ostatnie bukiety.
Drobny gest, a tyle radości...
Ella musnęła palcami zieloną gałązkę sosny.
- Trochę niezwykły dodatek do bukietu - powiedziała z uśmiechem.
- To moja inicjatywa - przyznał Harris. - Pomysł ściągnięty od orła. Podczas
wylęgania się piskląt orzeł znosi do gniazda młodziutkie gałązki sosny. Nie wiem,
dlaczego. Może osłania nimi pisklęta, może te gałązki to rodzaj dezodorantu. A może
po prostu chce w ten sposób podziękować orlicy wysiadującej jajka...
- Ella! Czyli tata cię kocha!
Ella stanęła w pąsach, Harris wyraznie się przestraszył. Te róże miały być
jedynie dowodem przyjazni i wdzięczności, niczym więcej.
- Ella, chciałem podziękować ci za wszystko, co dla nas zrobiłaś. Pomyślałem
sobie, że te róże ci się spodobają. Będą... będą pasować do tego stołu.
- Oczywiście! - odpowiedziała trochę za szybko i za głośno. - Będą pasować
znakomicie. Zaraz wstawię je do wody.
- 75 -
S
R
Jak najszybciej zniknąć mu z oczu. Kiedy poczuła, że jej policzki płoną, w jego
oczach zobaczyła przerażenie.
Bał się, że ona zle zrozumie jego intencje. A tak się przecież stało! Co prawda
tylko na ułamek sekundy, niemniej jednak... Och, była głupia, że coś takiego
pomyślała! W końcu nigdy nie dostała kwiatów od mężczyzny, a co dopiero dwunastu
pąsowych róż na walentynki. Kobiety, zwłaszcza samotne, marzą o takiej chwili.
Stop, Ello! Przestań robić z siebie skończoną kretynkę! Jesteś tutaj, żeby
zajmować się dzieckiem...
Nalała wody do wazonu, wsypała odżywkę do kwiatów i przycięła łodyżki.
Włożyła róże do wazonu. Za każdym razem, gdy wkładała jedną z nich, miała
wrażenie, jakby kolce z tej łodyżki kłuły ją w samo serce.
- Chodz! - zawołała Marion od stołu. - Pizza stygnie!
- Już idę, kochanie!
Rozciągnęła usta w uśmiechu i dziarskim krokiem wmaszerowała do pokoju.
- Piękne róże - powiedziała, stawiając wazon na stole. - Zwietny pomysł, Harris.
Może zaczniesz kroić pizzę? A ja wstawię do wody stokrotki.
- Pokroić? - spytał z uśmiechem. - Szkoda. Wygląda tak ładnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •