[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaczęła jednak pić; po raz pierwszy w swym
dorosłym życiu piła po to, by zagłuszyć
wspomnienia i ból. Próbowała to ukrywać
w pracy, a także przed Rorym. Nie widziała
brata od tamtego weekendu, gdy Joel go
przywiózł. Rory w końcu przyznał się, że
próbował zadzwonić do Casha, ten jednak
139
nakazał swoim podwładnym, by nie łączyli
go z nikim o nazwisku Danbury. Po usÅ‚ysze­
niu tej wiadomoÅ›ci Tippy poczuÅ‚a siÄ™ jesz­
cze gorzej.
Jej matka również czytaÅ‚a gazety. Zadzwo­
niła do niej tuż po wyjezdzie Rory'ego.
- Teraz zobaczysz, co potrafiÄ™ - powie­
działa, przeciągając słowa. Było oczywiste,
że znów piła. - Albo znów zapłacisz, żeby
mieć Rory'ego, albo znajdzie się u mnie!
- Nie mam w tej chwili pracy - skłamała
Tippy. - Nie mam pieniÄ™dzy. Musisz za­
czekać, aż dostanę tantiemy za pierwszy film.
- A kiedy to będzie?
- Nie wiem. W przyszłym roku.
- Nic z tego. Ja potrzebujÄ™ pieniÄ™dzy te­
raz. Słuchaj no, nie mam zamiaru przymierać
głodem, kiedy ty rozbijasz się limuzynami
i jesz w najdroższych knajpach! Coś mi się
w końcu należy za to całe piekło, które
przeszÅ‚am przez ciebie i przez tego gów­
niarza!
Tippy zacisnęła słuchawkę w dłoni tak
mocno, że kostki jej palców zbielały.
- Ty wiedzmo, zasługujesz na to, żeby
smażyć się w piekle przez całe wieki! - wy-
buchnęła. - Nigdy nas nie broniłaś przed
Samem, jeszcze pomagałaś mu znęcać się
nad nami!
140
Matka się roześmiała.
- PomagaÅ‚am ci tylko dorosnąć - wybeÅ‚­
kotała. - W końcu by ci się spodobało.
- W koÅ„cu zabiÅ‚abym was oboje - oÅ›wia­
dczyła Tippy zimno. - Jesteście siebie warci.
- Ty masz pieniÄ…dze, a my ich potrzebuje­
my. Dobrze ci radzÄ™, podziel siÄ™ z nami, bo
jak nie, to ja jestem gotowa na wszystko!
- Idz do gazet i opowiedz im, jak twój
kochanek gwaÅ‚ciÅ‚ mnie, gdy miaÅ‚am dwanaÅ›­
cie lat! ZresztÄ… mogÄ™ im to sama opowie­
dzieć.
Przez chwilÄ™ w sÅ‚uchawce panowaÅ‚o mil­
czenie.
- Miałaś więcej... - odezwała się matka
niepewnym głosem.
- Nie miałam więcej.
- ChcÄ™ pieniÄ™dzy! Nie powinnam praco­
wać, skoro ty jesteś bogata! Należy mi się.
Oddałam ci chłopaka!
- Sprzedałaś mi go za pięćdziesiąt tysięcy
- poprawiła ją Tippy lodowato.
- To byÅ‚a tylko pierwsza rata. ChcÄ™ wiÄ™­
cej. Nie wiesz, jak to jest, kiedy siÄ™ nie ma
pieniędzy - bełkotała matka. - Muszę
mieć. Muszę. Jak mi nie przyślesz, to ja
wyślę do ciebie Sama. On ma znajomych
na Manhattanie. Narobi ci kÅ‚opotów. Prze­
konasz siÄ™.
141
- Ty nÄ™dzna kreaturo! Jak ty możesz wy­
trzymać sama ze sobą?
- WyÅ›lij mi czek, bo zobaczysz - po­
wtórzyła matka i się rozłączyła.
Po tym telefonie Tippy przez kilka dni nie
potrafiÅ‚a otrzÄ…snąć siÄ™ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci. Zasta­
nawiaÅ‚a siÄ™, jak to jest, gdy siÄ™ ma kochajÄ…­
cych, wspierających rodziców. Przecież na
tym świecie są również i dobre kobiety.
Dlaczego ona nie miała szczęścia na taką
trafić?
Naprawdę nie miała teraz pieniędzy. Nie
pracowaÅ‚a i nastÄ™pnego czeku mogÅ‚a siÄ™ spo­
dziewać dopiero po powrocie na plan. Tym­
czasem jednak brakowało jej na czesne dla
Rory'ego i na bieżące rachunki.
Wyobraziła sobie, jak ona sama przymiera
głodem, Rory trafia do rodziny zastępczej,
a matka tymczasem opowiada całemu światu,
jaką ma niewdzięczną córkę, i wybuchnęła
histerycznym Å›miechem. Wyjęła z szafki bu­
telkę whisky i nalała sobie szklaneczkę. Był
weekend. Nie pracowała i mogła robić, co
chciała. A skoro i tak miała stracić wszystko,
to mogÅ‚a przynajmniej trochÄ™ zÅ‚agodzić swo­
je cierpienie.
Ferie wielkanocne wypadały w tym roku
na początku kwietnia. Tippy zastawiła część
142
biżuterii, by zapłacić za szkołę Rory'ego do
wakacji. Brat przyjechał do domu pociągiem
i na stacji z trudem ją poznał. Tippy była
chuda niczym szkielet. UÅ›cisnęła go z uÅ›mie­
chem, ale w oczach miała pustkę, a pod
oczami wielkie, ciemne sińce. Wyglądała jak
zombie.
- Wróciłaś już do pracy? - zapytał Rory
z troskÄ….
Skinęła głową.
- KoÅ„czymy film w przyszÅ‚ym tygo­
dniu. Joel wynajÄ…Å‚ dla mnie dublerkÄ™. Tro­
chę za pózno... ale co tam. Lepiej pózno
niż wcale!
- Tippy, czy wszystko z tobÄ… w porzÄ…dku?
- Jasne, że tak! - zawołała z fałszywym
entuzjazmem. - SpÄ™dzimy razem fantastycz­
ne święta. Upiekłam ciasto i narysowałam na
nim kremem uśmiechniętą buzkę.
- Jestem już trochÄ™ za stary na takie rze­
czy - zaoponował.
- Bzdura. Będziemy się dobrze bawić.
Będziemy jak... jak rodzina - stwierdziła
i zachwiała się lekko na nogach.
- PiÅ‚aÅ›! - rzekÅ‚ Rory cicho, ze zdumie­
niem w głosie. - Tippy, przecież wiesz, że nie
powinnaś pić. Przypomnij sobie matkę!
Tippy poczuła się nieswojo, ale pokryła to
śmiechem.
143
- SkÅ‚onność do alkoholizmu jest dziedzi­
czna - zauważył chłopiec.
Znów się roześmiała.
- Rory, na litość boską, to tylko kilka
drinków, żeby się rozluznić... Nie praw mi
kazań, dobrze? - Uścisnęła go jeszcze raz.
- Mój braciszek... Cieszę się, że jesteś już
w domu.
- Ja też się cieszę - powiedział Rory bez
uśmiechu.
Pierwszego wieczoru po przyjezdzie Ro-
ry'ego zadzwonił telefon. Chłopiec odebrał,
ale dzwoniący natychmiast się rozłączył. Na
wyświetlaczu nie pokazał się żaden numer.
Może to Cash, pomyślał chłopiec z nadzieją. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •