[ Pobierz całość w formacie PDF ]

283
 Ona nie zasługuje na łzy  powiedziała Jane.  Takie jest moje zdanie.
 Może i tak, ale ją kochałem  odparł cicho i wyszedł z pokoju.
Odprowadziła go do schodów i stanęła na podeście trzeciego piętra, słuchając jego kroków. I
zastanawiając się, czy mimo wszystko powinna była odebrać mu broń.
¦ ,u
¦
Rozdział dwudziesty piąty
Nieprzerwane kapanie wody przypominało uderzanie młotkiem w bolącą głowę. Josephine jęknęła,
a jej głos powrócił echem, jakby znajdowała się w jakiejś rozległej pieczarze pachnącej wilgotną
ziemią i pleśnią. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała ciemność tak gęstą że gdy wyciągnęła rękę, niemal
spodziewała się, iż jej dotknie. Chociaż trzymała dłoń przed nosem, nie dostrzegła nawet
najmniejszego ruchu, najsłabszego zarysu. Próba wytężenia wzroku w ciemności sprawiła, że jej
żołądek zaprotestował.
Opanowała mdłości, zamknęła oczy i przewróciła się na bok, przyciskając policzek do wilgotnej
tkaniny. Z trudem skupiła myśli, pragnąc odgadnąć, gdzie jest. Chwila po chwili zaczęła
rejestrować kolejne szczegóły. Odgłos kapiącej wody. Wilgoć. Zatęchły materac.
Dlaczego nie pamiętam, jak się tu znalazłam?
Ostatnią rzeczą, którą zapamiętała, był Simon Crispin. Jego wystraszony głos i przerazliwy krzyk w
mrocznej piwnicy
285
muzeum. Ciemność panująca w magazynie była inna od tej, która otaczała ją teraz.
Znów otworzyła oczy. Tym razem jej żołądek nie ścisnął się z powodu mdłości, lecz ze strachu.
Usiadła, walcząc z zawrotami głowy. Usłyszała łomotanie serca i szum krwi w uszach. Sięgnęła za
materac, wyczuwając betonową podłogę. Pomacała rękami wokół siebie i znalazła dzbanek wody,
wiadro na nieczystości oraz coś miękkiego pokrytego szeleszczącym plastikiem. Zcisnęła przedmiot
i poczuła drożdżowy zapach chleba.
Sięgała coraz dalej, badając mroczny wszechświat rozciągający się wokół bezpiecznej wysepki
materaca. Zaczęła pełznąć na czworakach, ciągnąc gips po posadzce. Kiedy zostawiła materac,
nagle się przeraziła, że nie odnajdzie go w ciemności. %7łe będzie się błąkała przez całą wieczność po
chłodnej posadzce, szukając najmniejszej pociechy. Okazało się, że puste pomieszczenie nie jest tak
duże, jak początkowo sądziła. Po kilku krokach dotarła do surowej ściany.
Oparła się o nią i dzwignęła na nogi. Zawirowało jej w głowie z wysiłku, więc przywarła do niej
plecami, zamykając oczy i czekając, aż poczuje się lepiej. Usłyszała jakieś dzwięki. Szmer
niewidocznych owadów biegających po posadzce i monotonne kapanie wody.
Ruszyła wzdłuż ściany, obmacując granice swojego więzienia. Wystarczyło zrobić kilka kroków,
aby dotrzeć do pierwszego rogu. Zwiadomość, że mroczna przestrzeń nie jest nieskończona,
dostarczyła jej dziwnej pociechy. Stąpając po omacku, przynajmniej nie runie w dół z krawędzi
wszechświata. Zaczęła kuśtykać dalej, macając dłonią kolejną ścianę. Po kilkunastu krokach
znalazła się w drugim rogu.
286
W jej głowie powoli formował się obraz celi.
Zaczęła iść wzdłuż trzeciej ściany i dotarła do kolejnego rogu. Dwanaście na osiem kroków,
pomyślała. Jedenaście na siedem metrów. Betonowe ściany i posadzka. Piwnica.
Pokuśtykała wzdłuż następnej ściany, nagle uderzając stopą w jakiś przedmiot na posadzce.
Pochyliła się, zaciskając na nim palce. Wyczuła zaokrągloną skórzaną powierzchnię ozdobioną
imitacjÄ… drogich kamieni. Czubek obcasa.
Damski but.
Pomyślała, że trzymał tu kogoś innego. Inna kobieta spała na tym materacu i piła z tego dzbanka.
Josephine badała but palcami, dotykając każdego wygięcia, łapczywie szukając informacji o jego
właścicielce. Moja siostra w niedoli. Bucik był mały. Piątka albo szóstka. Ozdobiony strasem.
Wizytowy pantofelek, który zakłada się do eleganckiej sukni i kolczyków, na wieczór z
wyjątkowym mężczyzną.
Albo z wyjątkowo złym.
Nagle zatrzęsła się z zimna i rozpaczy. Przytuliła but do piersi. But nieżyjącej kobiety. Była tego
pewna. Ile ich tu więził? Ile przyjdzie po niej? Wciągnęła powietrze, wyobrażając sobie, że czuje
ich woń, lęk każdej z tych, które dygotały w ciemności. W ciemności wyostrzającej wszystkie
zmysły.
Słyszała krew płynącą tętnicami. Czuła chłodne powietrze w płucach i zapach wilgotnego
skórzanego buta, który trzymała. Kiedy stracisz wzrok, zaczynasz dostrzegać wszystkie szczegóły,
które wcześniej umykały twojej uwagi. Tak jak dostrzegasz księżyc, gdy zajdzie słońce.
Zciskając but jak talizman, zmusiła się do dokładniejszego
287
zbadania celi, w której ją uwięziono, zastanawiając się, czy w ciemności znajdzie inne ślady
poprzednich lokatorek. Wyobraziła sobie, że posadzkę zaścielają rozrzucone przedmioty należące
do martwych kobiet. Zegarek i szminka. Ciekawe, co zostanie po mnie? Czy ktoś znajdzie choćby
najdrobniejszy ślad? A może stanę się kolejną kobietą, która zaginęła bez wieści? Której ostatnie
godziny życia na zawsze pozostaną nieznane?
Betonowa ściana nagle się urwała, przechodząc w drewnianą powierzchnię. Przystanęła.
Drzwi.
Choć bez trudu obróciła gałkę, nie zdołała ich otworzyć. Były zaryglowane z drugiej strony.
Zaczęła krzyczeć i walić pięściami, lecz drewno okazało się grube, a jej żałosne próby
doprowadziły tylko do tego, że poraniła sobie dłonie. Osunęła się na ziemię wyczerpana, dotykając
plecami desek. Poprzez łomot serca usłyszała nowy dzwięk, który sprawił, że zadrżała ze strachu.
Niskie, grozne warczenie, którego zródła nie potrafiła zlokalizować. Wyobraziła sobie ostre kły i
pazury stworzenia, które skradało się ku niej, w każdej chwili gotowe do skoku. Pózniej doleciał ją
brzęk łańcucha i skrzypiący dzwięk dochodzący z góry.
Podniosła głowę. Dostrzegła iskierkę świata. Była tak słabą że w pierwszej chwili nie uwierzyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •