[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Folklore Dornly ego znalazłem jednak pewien ślad, który dał mi wiele do myślenia. W
rozdziale zatytułowanym Sny Mityczne autor wspomniał Czarny Kamień i podał pewne
ciekawe, dotyczące go przesądy mówiące o wierze, \e ktokolwiek śpi w jego pobli\u, będzie
ju\ na zawsze prześladowany przez straszliwe koszmary i cytował opowieści wieśniaków o
rozmaitych ciekawskich, którzy próbowali odwiedzić Kamień w dniu przesilenia dnia z nocą i
którzy zmarli szaleńczo majacząc.
Tyle tylko dowiedziałem się u Dornly ego, ale to jeszcze bardziej pobudziło moją
ciekawość. Instynktownie przeczuwałem jakąś ponurą aurę roztaczającą się wokół Kamienia.
Sugestia tajemniczej, odległej przeszłości, oznaki czegoś nadprzyrodzonego powracające w
ciągu nocy świętojańskiej pobudzały drzemiący we mnie instynkt, jaki się raczej odczuwa ni\
słyszy, jak coś drzemiącego nocą pod ziemią.
I nagle dostrzegłem powiązanie między Czarnym Kamieniem a pewnym dziwnym i
fantastycznym poematem, napisanym przez szalonego poetę Justina Geoffrey a Ludzie
Monolitu . Szczegółowe badania doprowadziły mnie do stwierdzenia, \e Geoffrey napisał ten
poemat w czasie podró\y na Węgry i niewątpliwie Czarny Kamień był właśnie tym
monolitem, o którym pisał w swym dziwnym wierszu. Czytając jeszcze raz strofy wiersza,
ponownie poczułem coś, co poruszało moją podświadomość, co ponaglało mnie i co
odczuwałem, gdy po raz pierwszy przeczytałem o Czarnym Kamieniu. Rozglądałem się za
miejscem spędzenia mojego krótkiego urlopu i teraz podjąłem decyzję. Pojechałem do
Stregoicawar. Antyczny pociąg zawiózł mnie z Temeswar w pobli\e wioski tak
przynajmniej zdawało mi się a potem, po trzydniowej podró\y powozem, dotarłem do
małej wioski, le\ącej w \yznej dolinie, pośród gór porośniętych świerkami.
Sama podró\ przeszła bez sensacji i pierwszego dnia przejechaliśmy przez stare pole bitwy
Szomwaal, gdzie bohaterski polsko węgierski rycerz, hrabia Borys Wladinow, opierał się,
niestety, bezskutecznie, zwycięskim hordom Sulejmana Wspaniałego, gdy ten wielki Turek w
roku 1526 przemierzał wschodnią Europę.
Woznica wskazał na pobliskim wzgórzu kupę kamieni, pod którymi, jak twierdził,
spoczywają szczątki owego dzielnego rycerza. Przypomniałem sobie wyjątek z Wojen
Tureckich Larsena: Po utarczce (w której hrabia odparł nacierających Turków) hrabia stał
pod na pół zrujnowanymi murami starego zamku na wzgórzu, wydając rozkazy, jak mają się
zgrupować jego siły, gdy jego adiutant przyniósł mu małą lakierowaną szkatułkę, którą
zabrano zabitemu w walce słynnemu tureckiemu pisarzowi i historykowi, Selimowi
Bahadurowi. Hrabia wyjął z niej zwój pergaminu i zaczął czytać, ale nie przeczytał wiele,
odwrócił się pobladły i bez słowa schował zwój do szkatułki, którą ukrył w kieszeni płaszcza.
W tym momencie ukryta, turecka bateria otworzyła ogień, kule zaczęły spadać na stary zamek
i Węgrzy z przera\eniem ujrzeli, jak padają mury, grzebiąc dzielnego hrabiego. Pozbawiona
wodza mała, dzielna armia została wycięta w pień, a w latach następnych nigdy ju\ nie
odnaleziono kości szlachcica. Dzisiaj miejscowi ludzie pokazują stos ruin niedaleko
Szomwar, pod którymi jak powiadają ciągle jeszcze spoczywa od wieków to, co
pozostało z hrabiego Borysa Wladinowa.
Wioskę Stregoicawar znalazłem senną, pogrą\oną w letargu, co wyraznie zadawało kłam
jej złej sławie. Był to prawdziwy koniec świata, który nie doświadczył \adnych dobrodziejstw
postępu. Ciekawe zabudowania i jeszcze ciekawsze stroje i zwyczaje ludzi świadczyły, \e
czas od minionego stulecia stanął tu w miejscu. Mieszkańcy nastawieni byli przyjaznie,
umiarkowanie ciekawi, chocia\ wszyscy goście ze świata zewnętrznego byli tu niezwykle
rzadcy.
Przed dziesięciu laty przyjechał tu jakiś Amerykanin i został u nas przez kilka dni
powiedział właściciel tawerny, w której się zatrzymałem. Był to dziwnie zachowujący się
młody człowiek, zawsze coś mruczał do siebie& myślę, \e był poetą.
Domyśliłem się, \e mówił o Justinie Geoffreyu.
Tak, on był poetą odparłem który napisał poemat dotyczący okolic waszej wioski.
Naprawdę? zainteresowanie mojego gospodarza wzrosło. Poniewa\ wszyscy
Strona 53
Howard Robert E - Conan. Cień bestii
wielcy poeci to ludzie zachowujący się i mówiący dziwnie, był bardzo znany ze swoich
czynów i sposobu wyra\ania się.
Tak jak zwykle bywa u artystów zauwa\yłem prawdziwe uznanie zdobył dopiero
po śmierci.
A więc on ju\ nie \yje?
Umarł pięć lat temu, krzycząc jak szaleniec.
Och, szkoda, wielka szkoda westchnął mój gospodarz ze współczuciem. Biedny
chłopak& za długo wpatrywał się w Czarny Kamień.
Poczułem, jak serce skacze mi \ywiej, ale ukryłem podniecenie i spytałem obojętnie:
Coś słyszałem o tym Czarnym Kamieniu; czy nie le\y gdzieś tu, w pobli\u wioski?
Bli\ej ani\eli \yczyliby sobie chrześcijanie odparł. Proszę spojrzeć!
Podprowadził mnie do okna i wskazał porośnięte świerkami zbocza niebieskich gór. Tam,
za miejscem, które pan widzi, poza urwiskiem, znajduje się ten przeklęty Kamień. Chciałbym,
\eby zmielono go na proch, który zostałby wrzucony do Dunaju i spłynął w największe
głębiny oceanu! Kiedyś próbowano go zniszczyć, ale ten, który przyło\ył do niego młot lub
próbował wbić klin, zle skończył. I teraz ludzie go unikają.
Co w nim jest takiego złego? spytałem zaciekawiony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]