[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mać tajemnicy - oznajmił beztrosko.
- Tylko dlatego, że się nie starasz - syknęła.
Jude szybko zniknęła w pokoju pielęgniarek.
- Za dwie minuty - oświadczyła Kate - cały szpital będzie
plotkował na nasz temat.
- Niektórych rzeczy nie da się ukryć.
- I kto to mówi! Tajemniczy pan S.A. Marshall!
- Moje inicjały pozostają w tajemnicy w waszym dobrze
pojętym interesie. Dbam o zdrowie psychiczne kolegów.,
- Co nie zmienia faktu, że przygotują nam zaraz wspólne
łóżko. To co z tymi inicjałami?
- Spytaj Tommy'ego Bragana.
- Kogo? - wykrzyknęła zaskoczona.
- Był moim kolegą w przedszkolu. On jako ostatni poznał
moje pełne imię i nazwisko.
- No i? - nalegała, idąc za Samem.
- Sporo czasu zabrało mu wyleczenie złamanego nosa.
Rozmowę przerwało pojawienie się Jeffa. Tym razem powód
jego wizyty nie był tak miły jak poprzednie.
- Miałem telefon z onkologii - oznajmił. - W sprawie pana
Rydera. W tym tygodniu przenoszą go do Walii. Chciał się
z tobą zobaczyć, Kate.
- Nie bÄ™dÄ™ z nim rozmawiać. Czemu jest na onkologii? My­
ślałam, że przedawkował...
- Próbował uniknąć losu, przed którym nie zdoła uciec. On
umiera, ma raka kości. Pozostał mu miesiąc lub dwa...
110 JEDYNY W SWOIM HODZAJU
Sam zatrzymał się przed drzwiami separatki.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą wszedł?
- To nie potrwa dÅ‚ugo - odparÅ‚a Kate. - Wystarczy mi Å›wia­
domość, że czekasz.
- Mimo wszystko wolałbym być z tobą...
- Muszę stawić czoło wspomnieniom. To moja ostatnia
szansa.
- Nie oczekuj zbyt wiele. Znamy prawdÄ™ i nie ma znaczenia,
co on myśli.
Kate weszła do pokoju i spojrzała na leżącego na łóżku,
wyniszczonego chorobą człowieka. Poczuła, jak budzi się w niej
nagromadzona przez lata nienawiść.
- Chciałeś się ze mną widzieć - powiedziała głosem tak
chłodnym, że sama go nie rozpoznała.
- Mówili mi, że nie przyjdziesz.
- Nie zamierzałam. Nie mam ochoty cię oglądać.
- Powiedziałaś to już dawno temu. Czemu zmieniłaś zdanie?
- Poradził mi tak przyjaciel... - Głos jej się załamał. Nie
wiedziała, czy powoduje nią żal, czy wściekłość.
- Uznałaś mnie za drania. Naprawdę tak mnie nienawidziłaś?
- Tak. Ale nie z powodu tego jednego zdarzenia, lecz dlate­
go że zniszczyłeś moją wiarę we wszystkich, którym chciałam
ufać. Przez ciebie znienawidziłam samą siebie, a tego ci nie
wybaczÄ™!
- W takim razie czemu przyszłaś?
- %7łeby mieć pewność, że rozumiesz - ściszyła głos. -
I pewnie dlatego, że chcę, żebyś żałował.
Twarz Petera wykrzywiÅ‚ grymas bólu. Choroba go wynisz­
czaÅ‚a. Kate zaskoczona poczuÅ‚a, że mimo wszystko mu współ­
czuje.
JEDYNY W SWOIM RODZAJU 111
- Nie myślałem o tym przez lata, aż do wczoraj. A wczoraj
przyszedÅ‚ ten facet i powiedziaÅ‚, że to jest... niedokoÅ„czona spra­
wa. W nocy miałem sporo czasu i przemyślałem to wszystko.
PrzymknÄ…Å‚ oczy i zaczerpnÄ…Å‚ tchu.
- Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Nie zdawałem sobie
sprawy z tego, co robiłem. Chcę cię przeprosić. Byłem młody
i głupi. To nie powinno się wtedy zdarzyć. Poza tym łatwiej mi
było ciebie obwiniać i oskarżać, niż przyznać się do błędu.
Przepraszam.
- Trochę pózno na przeprosiny, ale chyba po to przyszłam,
żeby je usłyszeć.
- Jest za pózno na cokolwiek. Pewnie uważasz, że zasługuję
na taki los.
- Nikt nie powinien umierać w ten sposób. %7łal mi ciebie.
- Tęskniłem za tobą - szepnął, zamykając oczy. - Nic się
nie układało. Rzuciłem studia, ożeniłem się z Elizabeth.
- Widziałam was razem na pogrzebie taty.
To wspomnienie mocno wryło się w jej pamięć. Elizabeth
spodziewała się dziecka.
- Nie przyjechałaś... Matka zawsze miała do ciebie o to
pretensje.
- Siedziałam w głębi kościoła i wyszłam pierwsza.
- Czemu do niej nie podeszłaś?
- Bo jej nie wybaczyłam. Ona także była przeciwko mnie.
- Nie wiedziałem. - Peter otworzył oczy. - Ona tęskni za
tobÄ…...
- SkÄ…d wiesz?
- WidziaÅ‚em siÄ™ z niÄ… kilka tygodni temu. MiaÅ‚em dość swo­
jej matki, która ciągle płacze i lamentuje nad moim losem. Nie
umieraj w rodzinnym domu. To gorsze od szpitala...
112 JEDYNY W SWOIM RODZAJU
- A co z Elizabeth?
- Zostawiła mnie rok temu. Zabrała dzieci...
Kate spojrzaÅ‚a na Petera. Oddech miaÅ‚ urywany i nieregular­
ny. Widziała, że cierpi.
- Muszę iść - powiedziała. - Ktoś na mnie czeka.
- Proszę, nie miej do mnie żalu.
- Nie mam.
Nie usłyszała odpowiedzi. Przez chwilę stała nieruchomo,
myśląc, że powiedziała prawdę. Nienawiść zniknęła. Było jej
żal tego konającego człowieka, lecz ogarnął ją wewnętrzny
spokój.
- Do widzenia, Peter - wyszeptała. - Dziękuję ci.
ROZDZIAA ÓSMY
- Nie mówiłaś ani razu, że masz samochód. Co jeszcze
ukrywasz? - W głosie Sama zabrzmiało oskarżenie, lecz Kate
wzruszyła tylko ramionami.
- Nie robiÅ‚am z tego tajemnicy. Nie pytaÅ‚eÅ›, wiÄ™c nie mó­
wiłam. Unikam jazdy po Londynie, bo komunikacja miejska jest
znakomita. Myślałam nawet o sprzedaży samochodu.
- Czemu tego nie zrobiłaś?
- Przyjemnie jest wyjechać na dzień lub dwa, a poza tym...
mam ten samochód od dziesięciu lat. Jestem jego pierwszą
właścicielką.
- Chcesz mi wmówić, że w wieku osiemnastu lat kupiłaś
sobie nowy samochód? Skąd wzięłaś na to pieniądze?
- Dostałam go na urodziny - odparła z uśmiechem. -
Szczerze mówiąc, była to swego rodzaju łapówka. Otrzymałam
ją w nagrodę za to, że do osiemnastego roku życia trzymałam
się z dala od alkoholu, papierosów i mężczyzn.
- %7łeby dostać samochód, musiałaś strzec cnoty? - spytał
zdumiony.
- Właściwie nie było tego w umowie - wyjaśniła - ale dano
mi do zrozumienia, że to istotny warunek. Moja matka niesÅ‚y­
chanie dbała o opinię. Patrz na znaki. Niedługo powinniśmy
skręcić. - Zerknęła na Sama. - Nie jest ci za ciasno?
114 JEDYNY W SWOIM RODZAJU
- A jak myÅ›lisz? - jÄ™knÄ…Å‚. - Morris mini nie zostaÅ‚ zaproje­
ktowany dla faceta o mojej posturze.
- Krytykujesz moje kochane autko? Co za tupet! - zawołała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •