[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poznać, że kręci głową.  To może być miłość.
Tym razem udało mu się zaśmiać lekceważąco.
 Nie ma mowy  odparł. I właśnie tak myślał, praw-
MISJA RATUNKOWA 131
da? Jakoś ciągle jednak wracał do chwili, gdy znalazł to
dziecko. Oboje czekali na potwierdzenie kolejnej trage-
dii. Hawk wiedział, jak okropnie będzie się czuł, jeśli
okaże się, że niemowlę nie żyje, i że tylko uścisk Char-
lotte mógłby przynieść mu ukojenie.
Zamiast tego zdarzył się cud, a radość była tym więk-
sza, że dzielił ją z Charlotte. Czy to właśnie jest praw-
dziwa miłość? Poczucie niesamowitej potrzeby obecno-
ści tej osoby i pewność, że ukojenie jest w zasięgu ręki?
Zwiadomość, że życie składa się z takich właśnie chwil,
i chęć dzielenia ich z tą właśnie osobą? Ni stąd, ni zowąd
pojawił się adwokat diabła i przypomniał o przyjętej od
dawna polityce.
 Ja i stałość  to nie idzie w parze.
 Tak, ale czasem wszystko się zmienia  odrzekł
Cam.  Ja na przykład zawsze myślałem, że dzieci to
potwory z innej planety. Wstyd się przyznać, ale napraw-
dę dobrze się wczoraj bawiłem, kupując buciki i ciuszki
dla naszego dziecka. Nawet nie masz pojęcia, jakie tam
sÄ… fajne rzeczy.
Hawk znowu milczał. Dziecko tej kobiety miało buci-
ki przypominajÄ…ce jakiegoÅ› zwierzaka z uszami i wÄ…sa-
mi. Były pierwszą rzeczą, której dotknął, gdy sięgnął do
tej dziury pod siedzeniem.
 Czy kiedykolwiek trzymałeś dziecko na rękach?
 Tak się składa, że tak. Wczoraj.
 Serio?
 Nie uwierzysz, w jakich okolicznościach.  I tak
Hawk opowiedział przyjacielowi całą historię.
 Chcesz, żebym przyjechał. Najwyrazniej ktoś powi-
nien zabrać cię na piwo. Naprawdę na to zasłużyłeś.
 Tak  zgodził się Hawk bez przekonania. Wspo-
mnienie tamtej chwili przypomniało mu Uownież, jak
132 ALISON ROBERTS
lśniły oczy Charlotte, kiedy wypełniały je łzy radości.
Potem oboje zaczęli się śmiać i płakać jednocześnie. Zdał
sobie sprawę, że potrzebuje obecności jedynie Charlotte.
 Potrzebuję snu  rzekł.  Jest środek nocy.
 Wolę nie wyobrażać sobie rachunku za ten telefon.
Właściwie zadzwoniłem tylko po to, żeby cię zaprosić na
nasz ślub. Cassie myśli, że jej nie lubisz.
 To nieprawda  odparł Hawk.  Zobaczę, co da się
zrobić. Na razie muszę kończyć, bo pada bateria w telefo-
nie. Sprawdzę grafik i zorientuję się, czy dałoby się
wyrwać na kilka dni. Pogadam z Lance em i napiszę do
ciebie maila.
Hawk podłączył telefon z powrotem do ładowarki.
Nie był zazdrosny o Cassie, lecz raczej o to, co ją łączy-
ło z Camem. Hawk zdawał sobie sprawę, że tkwi w pust-
ce. Zazdrościł Camowi. Stałości. Małżeństwa i dzieci
w drodze.
Hawk też tego chciał. Taświadomość była denerwują-
ca i nie miał pojęcia, co zrobić. Wiedział za to, czego mu
nie wolno. Zdradzić się ze swoimi uczuciami. Charlotte
uciekłaby jak kot spod prysznica, gdyby jej powiedział,
że pragnie tego, czego ona chciała uniknąć.
Ta noc ciągnie się wystarczająco długo. Sama myśl
o spędzeniu bez Charlotte reszty życia wydawała się nie
do zniesienia. Nie chodzi tylko o to, czego on chce czy
potrzebuje. Chciałby ofiarować to samo w zamian. Być
tak samo ważnym dla Charlotte, jak ona jest dla niego.
Razem z tą prostą myślą pojawiła się jasność. To jest
właśnie miłość.
Więc w końcu wpadł. Tylko dlaczego zakochał się
w niewłaściwej kobiecie?
MISJA RATUNKOWA 133
Torba ratownika była ciężka. Charlotte pożałowała, że
nie pojechała windą z podziemnego garażu, tylko wnosi-
łają po schodach. Zatrzymała się na chwilę przed drzwia-
mi, próbując złapać oddech, by Hawk nie zobaczył, jak
się zasapała. Powinien sam przynieść torbę. W końcu to
on ma się uczyć.
Właściwie nie miała nic przeciwko tym prywatnym
lekcjom. Minęło już ponad cztery dni od tamtego wypad-
ku, a oni nie spędzili ani jednej prywatnej godziny razem.
Ilość pracy związanej z tym wypadkiem była niesamowi-
ta. Hawk z innymi śledczymi musiał pojechać na dwa dni
do Hamilton, aby ukończyć raport. Charlotte została sa-
ma na posterunku i zanim zdążył wrócić, miała tyle
zaległej roboty papierkowej, że musiała pracować po
godzinach. Sama.
Wiedziała, że Hawk nie zamierza wykorzystać tego
momentu, by się wycofać. Powiedziało jej to pełne na-
miętności spojrzenie, jakie jej dziś rzucił po przyjściu
do pracy. Widać było, że tęskni za nią tak samo jak
ona za nim. Napięcie seksualne narastało powoli przez
cały dzień. Tu spojrzenie, tam przelotny dotyk. Propo-
zycja, by podjąć szkolenie Hawka na asystenta ratow-
nika była tylko wstępem do czegoś bardziej intymnego.
Laura pracowała na nocnej zmianie i mieli cały dom
dla siebie.
Wszystko było idealne. A właściwie byłoby, gdyby
Hawk zaproponował, że sam przyniesie tę torbę. Niestety
wpadł do nich Lance, który chciał pogadać z Hawkiem
o czymś, co wyraznie jej nie dotyczyło. Gdy stanęła pod
drzwiami, usłyszała głos Lance a.
 Mam problem, Hawk. Cam chce wrócić, ale na
swoich warunkach. Może minąć rok, zanim pojawi się na
stałe.
134 ALISON ROBERTS
Charlotte zaczęła bezwstydnie podsłuchiwać. Rok?
To świetnie.
 Maksimum trzy miesiące urlopu, które dostał Cam,
prawie się skończyły. Jeżeli niedługo nie wróci, ogłosimy
nabór. Cam może oczywiście zgłosić się jako kandydat
i jeżeli zostanie przyjęty, może negocjować datę rozpo-
częcia pracy.
 Czy on o tym wie?
 Niczego nie owijałem w bawełnę. Powiedziałem mu
też, że Charlotte będzie się ubiegać o jego posadę i że
będzie godną rywalką.  Lance ściszył głos, i Charlotte
musiałasię wysilić, byusłyszeć dalsze słowa.  Podoba mi
się wasza współpraca. Chciałbym zatrzymać Charlotte.
 A co z planowanym powiększeniem naszego ze-
społu?
 Ty, Cam i Charlie? Ciekawy pomysł, ale teraz nie-
realny, a ja muszę coś zrobić z tym stanowiskiem.
 Co zamierzasz?
 Zamierzam zrzucić decyzję na ciebie, Hawk. Wy-
bieraj. Jeśli chcesz pracować z Charlotte, to tylko po-
wiedz, a ja już zajmę się papierami. Jeśli wolisz Cama,
zrobię co w mojej mocy, żeby przedłużyć mu urlop.
 To stawia mnie w niezręcznej sytuacji.
 Nikt nie będzie o tym wiedział poza tobą i mną.
Napisz decyzję i połóż mi na biurku w kopercie z napi-
sem ,,Poufne  .  Głos Lance a stał się wyrazniejszy, za-
pewne ruszył w kierunku drzwi.
Charlotte szybko zeszła kilka stopni, a następnie ru-
szyÅ‚a do õory, starajÄ…c siÄ™ wyglÄ…dać na zasapanÄ….
 Cześć, Charlie  rzekł Lance, stając w drzwiach.
 Tylko żebyś mi nie pracowała po nocy, dobrze?  Zerknął
na Hawka.  Jutro byłoby dobrze, jeżeli możesz  rzucił.
 Pewnie, nie ma sprawy.  Ton jego głosu sugero-
MISJA RATUNKOWA 135
wał, że Lance chce czegoś równie błahego jak odbitki
jakiegoś raportu, ale Charlotte wiedziała, o co chodzi.
 Jesteś pewien, że chcesz się teraz uczyć? Możemy
to odłożyć, jeżeli masz coś pilniejszego.
 Za długo na to czekałem. Pokaż, co tam masz.
Uśmiechnęła się i postawiła torbę na jego biurku.
Otworzyła ją, po czym usiadła obok na blacie.
 Powiedz mi, co z tego, co widzisz, rozpoznajesz?
 Z tego, co widzÄ™, to moje biurko jest o wiele czyst-
sze od twojego. Na swoim nigdy byś nie znalazła dosyć
miejsca, żeby zmieścić naraz torbę i tyłeczek, nawet
szczupły.
 Skupcie się, Hawkins  rzekła Charlotte surowo. 
Myślałam, że chcesz się czegoś nauczyć.
 A może jest coś, czego chcę nawet bardziej...
 No dobrze.  Charlotte zaczęła zamykać torbę, ale
Hawk chwycił ją za nadgarstek.
 Nie, skoro zadałaś sobie trud, żeby przytargać tu tę
torbę, to zamierzam się czegoś nauczyć.  Potarł kciu-
kiem wewnętrzną część jej nadgarstka, wywołując drże- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •