[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ochrony wykrzykiwał przez megafon instrukcje, zastanawiając się, czy ktokolwiek słyszy go w narastającym hałasie. Ci, którzy
chcą, mogą uciekać drogą, żołnierze będą ich osłaniać tak długo, jak będzie to możliwe. Pozostali, którzy nie chcą opuszczać
kempingu, powinni ukryć się w basenie, pozostać w mieszkaniach lub domkach. "Proszę się pośpieszyć! Nie mamy zbyt wiele
czasu. Nie możemy powstrzymać krabów!"
Ogarnięci paniką ludzie uciekali krzycząc i
235
przeklinając. Nie było sposobu na zatrzymanie krabów, można było jedynie próbować usunąć się z ich drogi; tylko to dawało
szansę przeżycia.
Arthur i Fay Thompson nie opuszczali mieszkania od momentu, gdy otrzymali wiadomość o losie Benjie'go. Nieustannie toczyli
rozmowy, w których smutek przeplatał się z usprawiedliwieniami i pocieszaniem.
- Nie mógłby żyć normalnie - powiedziała Fay ze łzami w oczach. - Wielu mongołów żyje tylko trzydzieści lub czterdzieści lat.
- On nie był mongołem - głos Arthura brzmiał monotonnie, był bezdzwięczny i bez wyrazu.
- To wszystko jedno. - Odparła po długiej pauzie. - Może to i lepiej, że tak się stało, nie mógłby być szczęśliwy.
Fay popatrzyła na swojego męża i pomyślała:
,,Czy nie widzisz, Arthurze, że jesteśmy nareszcie wolni, po piętnastu latach piekła, i możemy teraz żyć normalnie swoim
własnym życiem?" Ale to było coś, czego nigdy nie powiedziałaby na głos.
Cały dzień i pół nocy siedzieli uwięzieni w dusznych czterech ścianach, nie jedząc, nie pijąc, nie otwierając nawet okna. Nie
spali ani minuty, dręczeni wyrzutami sumienia.
Potem usłyszeli odgłosy ataku krabów i nie-
236
wyrazne krzyki przez megafon, pozwalające im zorientować się w sytuacji. Mogli zostać albo uciekać. Wybór należał do nich.
Fay Thompson wstała, musiała przytrzymać się krzesła, by nie upaść. Potem chwiejnie ruszyła przez pokój. Jej mąż milczał,
póki nie otworzyła drzwi i nie przekroczyła progu.
- Dokąd idziesz, Fay? - właściwie nie dbał o to, ale wiedział, że pójdzie tam, dokąd ona. Nie robił już tego z miłości, lecz
dlatego, że przez lata przyzwyczaił się - najczęściej wszędzie chodzili razem.
- Chcę stąd wyjść natychmiast - usłyszał jej szept, a potem odgłosy kroków na drewnianej podłodze ganku.
Szła teraz szybko, tak że z ledwością mógł jej dotrzymać kroku. Dookoła biegali i krzyczeli ludzie. Tłum zbierał się na drodze
prowadzącej do głównego wyjścia. Fay skręciła w przeciwną stronę; jej samotna, przygarbiona postać przemykała pomiędzy
opustoszałymi budynkami.
Strzały umilkły; było słychać tylko pełzające kraby.
Arthur próbował krzyczeć do Fay. Chciał, by zawróciła, kiedy zorientował się, że dziewczyna idzie ku krwawemu polu bitwy. Ale
ona ciągle szła naprzeciw śmiertelnemu niebezpieczeństwu.
Gdy znalazła się dwadzieścia jardów od krabów, nagle wybuchnęła długo tłumionym pła-
237
czem. Zalana łzami, próbowała przekrzyczeć panujący dookoła hałas.
- Wy diabły, zabiłyście mojego chłopca. Teraz uwolnijcie mnie od cierpienia. Słyszycie? Zabijcie mnie!
Oniemiały Arthur patrzył w przerażeniu na obrzydliwe stwory, przetaczające się po niej jak lawina, jak gigantyczne głazy, które
kruszą wszystko na swej drodze. Stratowały Fay tak dokładnie, że gdy przeszły, zobaczył tylko czerwoną miazgę rozgniecioną
na trawie.
Arthur stał sparaliżowany, nie dbając o to, czy przeżyje. Przeżył jednak, gdyż kraby podążały niezachwianie ku wyznaczonemu
celowi i o niczym innym nie myślały. Pojedynczy człowiek nie miał żadnego znaczenia; nie zatrzymały się nawet, by pożreć to,
co zostało z Fay Thompson.
Miles Manning opuścił mieszkanie w chwili, gdy usłyszał pierwsze strzały. Spieszył się, ale starał się nie wpaść w panikę.
Walizki przyciskał mocno do siebie. Były raczej lekkie, dwadzieścia pięć tysięcy nie waży dużo, zwłaszcza teraz, gdy nominały
banknotów są tak wysokie.
Oddychanie sprawiało mu trudność. Wyrzucił cygaro, które upadło, sypiąc iskrami. Jeszcze tylko kilkaset jardów, potem
odcumuje "Ocean Queen" i zapuści silniki. Wtedy się uspokoi.
Nagle poczuł taki ból, jakby ostre szczypce
238
rozrywały jego klatkę piersiową, nieomal zatrzymał się w miejscu. Przez chwilę budynki dookoła niego zdawały się wirować, a
strzały karabinów oddaliły się o miliony mil.
Z trudem doszedł do siebie i ruszył dalej. Nie ma pośpiechu, kraby na razie tu nie dotrą - pomyślał i zaczął zastanawiać się co
może być przyczyną boleści i złego samopoczucia.
Niestrawność, to z pewnością było to. Powinien odżywiać się normalnie. Podczas ostatnich dwudziestu czterech godzin miał w
ustach tylko brandy i cygara. Oddychał ciężko. Chryste, to było takie bolesne!
Dotarł wreszcie do falochronu, obejrzał się, ale nadal nie było nawet śladu krabów. Wciąż słyszał straszliwe krzyki, wystrzały i
odgłosy walenia się jakichś budynków.
Srebrzyste morze delikatnie błyszczało w świetle księżyca. "Ocean Queen" kołysał się majestatycznie na falach. Miles
Manning poczuł kolejny atak bólu - jakby ktoś wbił nóż w piersi. Drgnął i zacharczał.
- Stać! - usłyszał nagle.
Zesztywniał, zobaczywszy ukrytego w cieniu wartownika, który trzymał gotową do strzału strzelbę.
- Obawiam się, że nie może pan tędy przejść! - Manning postąpił o krok. To tylko dzieciak, niedoświadczony rekrut, który nigdy
nie sądził,
239
że przyjdzie mu użyć karabinu poza strzelnicą. Manning sprężył się, poczuł jak wzbiera w nim gniew. Jego pierś przeszył
jeszcze silniejszy ból. Chłopcy z pistoletami mogą być niebezpieczni.
- To ja - wycharczał, ogarnięty straszliwym bólem. - Miles Manning.
- Przykro mi, proszę pana, ale mam rozkaz nie przepuszczać nikogo przez falochron. Proszę zawrócić na kemping.
Ty cholerny dzieciaku! To mój kemping i pójdę tam, gdzie będę miał ochotę. Należy do mnie każdy cholerny skrawek tego
wszystkiego. A ta łódz, która tam stoi, też jest moja!
- Proszę się pospieszyć. Słyszał pan, co mówił oficer przez megafon. Może pan wyjść na drogę lub pozostać w mieszkaniu.
Nie ma zbyt wiele czasu, kraby już atakują.
Manning postawił walizki na ziemi. Dyszał jak pies po długim biegu. Co za cholerny pech! Ale żaden dzieciak go nie
powstrzyma.
- Ja... idę na... moją łódz. - Zawrót głowy powrócił. Manning mówił z wysiłkiem i niekontrolowaną wściekłością; szara mgła, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •