[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zna pan wielu ludzi?" - mówię.
Uśmiecha się i zaraz dostrzegam swoją naiwność:
"Chciałem powiedzieć, że nie czuję się już sam. Ale przecież, wie pan, nie jest konieczne,
żebym był z kimś.
- Jednakowoż - mówię - w organizacji socjalistycznej...
- Tak, znam tam wszystkich. Ale większość tylko z nazwiska. Wie pan - mówi przebiegle -
czy jesteśmy zmuszeni wybierać swoich towarzyszy w taki ograniczony sposób? Moimi
przyjaciółmi są wszyscy ludzie. Kiedy rano idę do biura, przede mną, poza mną, są inni ludzie
idący do pracy. Widzę ich; gdybym się ośmielił, uśmiechałbym się do nich, myślę o tym, że
jestem socjalistą, że oni wszyscy są celem mojego życia, moich wysiłków i że nawet o tym
nie wiedzą. To dla mnie prawdziwe święto, proszę pana." Jego oczy przybierają odcień
pytający.
Przytwierdzam ruchem głowy, ale czuję, że jest trochę zawiedziony, że pragnąłby widzieć
więcej entuzjazmu. Cóż mogę zrobić?
Czy to moja wina, jeśli we wszystkim, co mówi, rozpoznaję natychmiast zapożyczenie, cytat?
%7łe w miarę jak mówi, ukazują się przede mną wszyscy humaniści, których znałem?
Humanista radykalny jest szczególnym przyjacielem urzędników. Humanista zwany
"lewicowym" troszczy się przede wszystkim o zachowanie wartości ludzkich; nie należy do
żadnej partii, ponieważ nie chce zdradzić tego, co ludzkie, ale sympatią darzy prostaczków.
Właśnie prostaczkom poświęca swoją piękną klasyczną kulturę. Na ogół jest to jakiś wdowiec
o pięknych oczach, ciągle zamglonych łzami; płacze w rocznice. Kocha także kota, psa, i
wszystkie wyższe ssaki. Pisarz komunistyczny kocha ludzi począwszy od drugiej pięciolatki;
karze, ponieważ kocha. Wstydliwy, jak wszyscy ludzie mocni, potrafi ukryć swoje uczucia,
potrafi jednak również, jednym spojrzeniem, tonem głosu, dać przeczuć poza swymi
twardymi chropowatymi słowami sędziego gorzką i słodką pasję dla braci. Humanista
katolicki, pózno przybyły beniaminek, mówi o ludziach z cudowną miną. Jakaż to piękna
baśń, powiada, nawet najprostsze życie, na przykład londyńskiego dokera czy robotnicy
dziurkującej buty! Wybrał humanizm aniołów. Dla zbudowania aniołów pisze długie piękne i
smutne powieści, które często otrzymują nagrodę Femina.
To są wielkie i pierwsze role. Są przecież i inni, chmara innych: filozof humanista,
pochylający się nad braćmi jak starszy brat, mający poczucie odpowiedzialności; humanista
kochający ludzi takimi, jakimi są; ten, który kocha ich takimi, jakimi być powinni; ten, który
pragnie ich uratować za ich zgodą i ten, który uratuje ich przeciw nim samym; ten, który
pragnie stworzyć nowe mity i ten, który zadowala się dawnymi; ten, który kocha w człowieku
jego śmierć; ten, który kocha w człowieku życie, humanista wesoły, który zawsze znajdzie
słowo do śmiechu, humanista ponury, jakich odnajduje się zwłaszcza przy pogrzebowym
czuwaniu nad zmarłym.
Wszyscy nienawidzą się wzajemnie: jako poszczególni osobnicy, oczywiście - nie jako ludzie.
Ale Samouk o tym nie wie: pomieścił ich w sobie jak koty w skórzanym worku, a oni
rozdzierają się pazurami i on tego nie zauważa.
Patrzy na mnie teraz z mniejszym zaufaniem.
"Nie czuje pan tego tak jak ja?
- Mój Boże..." Wobec jego niespokojnej miny, gdzie jest jakby trochę wyrzutu, trochę urazy,
przez sekundę żałuję, że go zawiodłem. Ale on powiada miłym głosem:
"Wiem: ma pan swoje badania, książki, służy pan tej samej sprawie po swojemu."
Moje książki, moje badania, imbecyl. Nie mógł popełnić gorszej gafy.
"Nie dlatego piszę."
Przez chwilę oblicze Samouka przybiera inny wyraz:
można by powiedzieć, że zwietrzył nieprzyjaciela, nigdy nie widziałem u niego takiego
wyrazu twarzy. CoZ umarło między nami.
Pyta udając zdziwienie:
"Ale... jeśli nie jestem niedyskretny, dlaczegóż więc pan pisze?
Właściwie... nie wiem: tak sobie, żeby pisać." A niech się uśmiecha, myśli, że zbił mnie z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]