[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żadnego stworzenia nie widziała, ale w lesie zapadła nagle absolutna cisza. Nie zaćwierkał ptak, nawet świerszcze
nie ośmieliły się cykać.
To coś, czymkolwiek było, znajdowało się bardzo blisko i właśnie podejmowało decyzję. Miało albo
rozerwać ją na strzępy, albo pójść dalej swoją drogą. Nie było ani żartem, ani sennym koszmarem, lecz samą
śmiercią stojącą, czającą się lub być może ukrytą wśród gałęzi drzew tuż na granicy polanki, i decydowało, czy zabić
ją teraz... czy może pozwolić jej jeszcze dojrzeć.
Trisha leżała, wstrzymując oddech, rozpaczliwie wtulona w plecak. Minęła wieczność, nim usłyszała trzask
kolejnej łamanej gałązki, tym razem nieco dalej. Cokolwiek ją przeraziło, najwyrazniej podjęło decyzję.
Zamknęła oczy. Azy płynęły jej spod pokrytych błotem powiek, żłobiły rowki w pokrytych błotem
policzkach. Kąciki ust drżały, w tej chwili Trisha nawet wolałaby być martwa. Lepiej nie żyć niż znosić taki strach,
lepiej nie żyć niż zabłądzić w lesie.
Trzasnęła kolejna gałązka, jeszcze dalej. Liście dygotały w powiewie, który nie był powiewem wiatru, lecz
to zdarzyło się jeszcze dalej. Coś odchodziło, ale teraz wiedziała, że jest tu, w lesie, i że wróci, a na nią czekała noc
niczym tysiąc kilometrów pustej autostrady.
Już nigdy nie zasnę. Nigdy.
Kiedy nie mogła spać, mama mówiła, że powinna coś sobie wyobrazić. Wyobraz sobie coś miłego -
powtarzała. -To najlepsze, co możesz zrobić, jeśli sen nie chce do ciebie przyjść, Trisha .
Czy powinna wyobrazić sobie, że została uratowana? Nie, to tylko pogorszyłoby sprawę, jak wyobrażanie
sobie wielkiej szklanki wody, kiedy człowiekowi chce się pić.
A jej przecież chciało się pić, bardzo chciało się pić, z czego zdała sobie sprawę dopiero teraz. Wyschła na
trzaskę. Pragnienie jest zapewne tym, co pozostaje po chwili najstraszniejszego strachu, jaki przeżyło się w życiu -
pomyślała Trisha, z pewnym wysiłkiem odwróciła plecak i rozpięła sprzączki klapy. Byłoby jej łatwiej, gdyby
siedziała, ale za skarby świata, ba, za skarby wszechświata nie wyszłaby tej nocy spod zwalonego drzewa.
Chyba - powiedział chłodny głos - że to coś wróci i wyciągnie cię stamtąd siłą .
Chwyciła butelkę wody, wypiła kilka wielkich łyków, zamknęła ją i odłożyła na miejsce. Przez chwilę
tęsknie wpatrywała się w zamkniętą kieszeń, w której spoczywał walkman. Bardzo chciała choć przez chwilę
posłuchać radia, ale musiała przecież oszczędzać baterie. Zapięła więc plecak, nim tęsknota za ludzkim głosem stała
się nie do zniesienia, a potem znów objęła go ramionami. Nie chciało jej się już pić, więc co mogła sobie wyobrazić?
Wyobraziła sobie, że tu, na leśnej polanie, jest z nią Tom Gordon, że stoi przy strumieniu w kostiumie tak białym, że
aż świeci w mroku. Tom nie mógł jej strzec tak naprawdę, bo przecież go sobie tylko wyobraziła, ale mogła udawać,
że tak jest. Bo i czemu nie? Jej wyobraznia należy przecież do niej, prawda?
- Co to było to coś w lesie?
- Nie wiem - odparł Tom. Mówił tak, jakby go to wcale nie interesowało. Oczywiście mógł sobie pozwolić
na to, żeby mówić tak, jakby go to wcale nie interesowało, prawda? Prawdziwy Tom Gordon był teraz trzysta
kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Bostonie, i pewnie spał smacznie za zamkniętymi drzwiami.
- Jak ty to robisz? - spytała, senna, tak senna, że nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że mówi głośno. -
Znasz jakiś sekret?
- Sekret?
- Sekret, jak uratować wynik meczu - wyjaśniła. Oczy same jej się zamknęły
Sądziła, że Tom powie jej, iż wierzy w Boga (przecież zawsze, kiedy udało mu się uratować wynik,
wskazywał palcem niebo), albo wierzy w siebie, albo po prostu robi, co może (tak kazał im postępować trener piłki
nożnej, powtarzał zawsze: Rób, co możesz, reszta przyjdzie sama ), ale numer 36, stojący przy wąskim strumyku
w lesie, udzielił jej zupełnie innej odpowiedzi.
- Musisz pokonać pierwszego wybijającego - powiedział. - Musisz rzucić mu wyzwanie pierwszym
narzuceniem, narzucić piłkę tak, żeby nie zdołał jej odbić. On wchodzi na stanowisko, myśląc sobie: Jestem lepszy
od tego faceta . Musisz pozbawić go złudzeń, a z tym nie wolno czekać. Najlepiej załatwić sprawę od razu. Sekret
ratowania wyniku to pokazanie przeciwnikowi, że jesteś od niego lepszy.
- Jaką piłkę... - narzucasz jako pierwszą chciała zapytać Trisha, ale nim zdążyła dokończyć pytanie,
zasnęła.
W pokoju motelowym w Castle Rock jej rodzice spali także przytuleni do siebie, bo przedtem, choć wcale
tego nie planowali, kochali się z pasją. ..iż przyjemnością. Gdybyś mi kiedykolwiek powiedział... - pomyślała
Quilla na chwilę przed zaśnięciem, a Larry, zasypiając, pomyślał: Nie powiem ci tego za skarby świata...
Nad ranem tego wiosennego dnia, w małym pokoiku przylegającym do pokoju rodziców, najgorzej z całej
rodziny spał Pete McFarland. Jęczał, przewracał się z boku na bok, ściągał pod siebie przepoconą pościel. Zniło mu
się, że kłóci się z matką; idą leśną ścieżką, kłócąc się przez cały czas, w którymś momencie on odwraca się
z obrzydzeniem (a może tylko po to, by matka nie ucieszyła się widokiem łez, które napłynęły mu do oczu) i nie
widzi Trishy. Sen kończył się w tym momencie, był niby odłamek kości, który utkwił w gardle i dusi. Pete kręcił się
w łóżku, starając się wykrztusić ten obraz z wyobrazni, w blasku zachodzącego księżyca jasno lśnił pot na jego czole
i policzkach.
Odwrócił się i nie zobaczył Trishy. Odwrócił się i nie zobaczył Trishy. Odwrócił się i nie zobaczył Trishy.
Widział tylko pustą ścieżkę.
Było zupełnie tak, jakby nigdy nie miał siostry.
Piąta rozgrywka
Kiedy Trisha obudziła się rano, szyja bolała ją tak bardzo, że dziewczynka właściwie nie była w stanie
odwrócić głowy, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Słońce już wzeszło, oświetlając swymi promieniami niewielką
leśną polankę, i tylko to ją obchodziło. Czuła się niczym nowo narodzona. Pamiętała, jak obudziła się w nocy,
pamiętała, że swędziało ją całe ciało i musiała zrobić siusiu, pamiętała, jak przy świetle księżyca poszła nad
strumień, by posmarować błotem ukłucia i użądlenia, pamiętała, że Tom Gordon pilnował jej, i kiedy zasypiała,
opowiada! coś o tym, jak można uratować wynik meczu. Pamiętała także, że strasznie się przeraziła czegoś w lesie,
ale to przecież oczywiste, że bała się, bo była sama, w ciemności; to oczywiste, że nic jej nie obserwowało.
Coś ukrytego głęboko w jej głowie próbowało protestować, ale dziewczynka nie dopuściła tego czegoś do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]