[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyraznie zarysowanej pod cienkim workowatym T-shirtem.
- Wystarczy kawa. Chciałbym obejrzeć twój samochód, zanim
zaczną się przy nim kręcić jakieś dzieciaki.
Wyprostowała się i westchnęła, odgarniając z oczu włosy, które
wyglądały, jakby od tygodnia nie widziały szczotki. Swoją drogą jej
włosy, uczesane czy nie, wyglądały podobnie.
Postanowili odłożyć śniadanie na pózniej i przejść się do jej
samochodu, zostawiając w spokoju jego terenówkę. Tym sposobem -
oczywiście Carson nie powiedział tego głośno - cokolwiek by się
wydarzyło, mieliby wciąż do dyspozycji jeden sprawny samochód.
- Na pewno wiesz, co robisz? - spytała, zwalniając kroku, gdy
byli prawie na miejscu.
- Zaraz się przekonamy, prawda?
- Posłuchaj... - Zatrzymała się i chwyciła go nerwowo za ramię. -
Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, zadzwońmy do szeryfa. Ma
doświadczenie, będzie wiedział, co zrobić. Nie chcę, żeby ci się z
mojego powodu coś stało.
Może gdyby był w lepszej formie, roześmiałby się albo poczuł
urażony, może nawet wycisnąłby Z niej kilka łez, zapominając na
62
RS
moment o swoim kodeksie honorowym. Ale był w takiej formie, w
jakiej był, i z góry sobie odpuścił.
- Pozwól, że sprawdzę kilka rzeczy, zanim wezwiemy
fachowców. Odsuń się na bok - powiedział, kiedy wręczyła mu
kluczyki.
Poruszając się jak starzec, uklęknął na szutrowej drodze, położył
się na plecach i świecąc sobie latarką, sprawdził podwozie. Nic
podejrzanego. Przez moment łapał ciężko oddech, wreszcie wstał i
otrzepał kolana. Chciał powiedzieć, żeby się odwróciła i przestała na
niego patrzeć w ten sposób, ale nie robił tego.
Bez słowa otworzył drzwi od strony pasażera i dokładnie
przejrzał wnętrze garbusa. Właściwie nie spodziewał się niczego
znalezć, bo po pierwsze, dziewczyna była chyba paranoiczką, a po
drugie, facet nie miałby czasu, żeby zmajstrować coś na oczach ludzi
pracujących na przystani kilkaset metrów dalej.
Dlaczego jednak uciekł, kiedy go zawołała? Jeśli na przykład
interesował go stary porzucony garbus, powinien był podejść i
zapytać, czy jest do sprzedania...
- Wszystko w porządku. Odprowadzę go za ciebie do domu.
Możesz jechać ze mną albo wrócić na piechotę, jak wolisz. Do szeryfa
pojedziemy moim samochodem.
- Musimy?
- Co? Brać mój samochód?
63
RS
- Rozmawiać z szeryfem. Skoro Biedronka jest czysta, nie mamy
chyba o czym gadać... Ci policjanci i tak już myślą, że jestem
szurnięta.
Zabawne, że znając ją krócej niż dobę, Carson był niemal
pewien, że naprawdę coś widziała.
- Więc pojedzmy najpierw na ten twój cmentarz. Pokażesz mi,
gdzie byłaś, kiedy usłyszałaś kłótnię i strzał, i gdzie leżały zwłoki.
- Więc ty mi wierzysz. - To było stwierdzenie, nie pytanie. A
patrzyła na niego z taką miną, jakby miała wybuchnąć płaczem.
Poczuł bolesne ściskanie w dołku. I nie miało to nic wspólnego z
jego stanem zdrowia. Przytrzymał jej drzwi, poczekał, aż usiądzie,
potem sam wgramolił się do środka i popatrzył na jej profil. Ciekawe,
pomyślał, że pewne twarze przyciągają wzrok mężczyzn jak magnes.
- Wierzę, że coś widziałaś. - Tylko tyle mógł na razie
powiedzieć.
W domu, kiedy Kit poszła się przebrać, zjadł kilka prażynek
krabowych. Podejrzewał, że trzyma je dla swoich kotów i innych
przybłęd, ale był głodny, poza tym naprawdę mu smakowały. Na ogół
wszystko mu smakowało, może poza wątróbką i truskawkami.
- Jestem gotowa.
Miała włosy zaplecione w warkocz i wyglądała jeszcze młodziej
niż zwykle. Carson powiedział sobie, że powinien się wstydzić swoich
kosmatych myśli. Do diabła, był prawie żonaty i na tyle stary, że
mógłby być jej... wujkiem.
Nie czekając, aż otworzy jej drzwi, wskoczyła do samochodu.
64
RS
- To jest coś! - powiedziała, sadowiąc się w skórzanym fotelu i
rozglądając po przestronnym wnętrzu jego terenówki. - Zmieściłabym
w nim cały swój dobytek łącznie z Biedronką.
- Sprawdza się. Mieszkam poza miastem. - Jedna z rzeczy, które
Margaret miała mu za złe. Przed ostateczną decyzją o ślubie musieli
uzgodnić jeszcze wiele spraw. - Popilotujesz mnie?
Pochyliła się i włączyła radio.
- Moja matka jezdziła mercedesem. To znaczy straciła prawo
jazdy, ale wciąż go mieliśmy, kiedy... -Wbiła w niego wzrok, te swoje
mgliście aksamitne, ostre jak laser szare oczy, które zdawały się
przenikać go na wskroś. - Ten jest bardziej praktyczny. Pewnie mi nie
uwierzysz, ale tak naprawdę jestem bardzo, bardzo praktyczna.
Jasne. Kobieta jeżdżąca trzydziestopięcioletnim samochodem.
- Powiesz mi, dokąd jedziemy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]