[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kristiana. A więc mieli gościa. Może to lensman?
Elizabeth podniosła z podłogi robocze ubranie, które Ane zrzuciła z siebie po powrocie z obory, i
zaniosła je do kuchni.
- Ile razy mam ci mówić, że nie życzę sobie, żebyś rozrzucała swoje rzeczy po całym domu? -
powiedziała surowo i wepchnęła brudny tobołek w ramiona córki.
- Przepraszam, mamo, ale tak się spieszyłam. Mamy gościa. - Ane przycisnęła ubranie do piersi, lecz
nie sprawiała wrażenia zawstydzonej.
- Lensman do nas przyjechał? - spytała Elizabeth. Helenę zdjęła z kuchni czajnik z kawą.
- Nie, to nowy doktor - wyjaśniła. Elizabeth zrobiło się słabo.
- Chyba nikt nie zachorował?
123
Służąca wybuchnęła śmiechem.
- Nie, doktor tylko składa nam wizytę. Chce się zapoznać z nami i trochę porozmawiać. Uważam, że
to bardzo miło.
Elizabeth przyjrzała się półmiskowi kanapek zrobionych przez Ane.
- Zwietnie, kochanie. - Pogładziła córkę po policzku. Dziewczyna uśmiechnęła się z dumą.
- Dziękuję. Zrobiłam, co mogłam - powiedziała. Elizabeth się rozejrzała.
- A gdzie Maria?
- Na stryszku. Stroi się dla doktora - oświadczyła Ane z wyraznym rozbawieniem.
- Bzdury! - prychnęła Helenę. - Musiała zmienić bluzkę, bo poplamiła się sosem.
- Tak! Plamka była taka mała, że nikt by jej nie dostrzegł.
- Zanieś lepiej jedzenie do salonu. - Elizabeth podała córce półmisek. - i zostaw Marię w spokoju. Nie
chcę teraz wysłuchiwać waszych kłótni.
- Nie kłócimy się przecież - odparła dziewczyna z miną niewiniątka.
- Oczywiście, nigdy się nie kłócicie.
s - Co u Bergette? - spytała Helenę, gdy zostały same.
Elizabeth odwróciła się do niej plecami i odpowiedziała:
- Wygląda na to, ze wszystko w porządku. Spojrzenie przyjaciółki paliło ją w plecy. Poczuła, że
musi powiedzieć coś jeszcze.
- Karen-Louise uczy się czytać - dodała. - Zwietnie jej idzie. Na wiosnę Bergette posyła ją do szkoły.
Służące i parobek mieli dziś wolne. Została tylko jedna dziewczyna, ale tylko dlatego, że nie ma w
okolicy rodziny i...
- Coś się tak nagle zdenerwowała? - Helenę podeszła do niej.
127
Elizabeth się wzdrygnęła. Przez chwilę pomyślała, że może powinna opowiedzieć Helenę o
wszystkim: o tym, czego świadkiem była w sklepie, i o dziwnym zachowaniu Bergette. Oddaliła
jednak od siebie tę myśl. Helenę i tak by jej nie pomogła.
- Bergette dostała list od Sigyarda - wyrzuciła z siebie szybko.
- Chce wrócić do domu?
- Nie, jeszcze nie.
- Oj, biedny człowiek, ma swoje na sumieniu. - Helenę potrząsnęła głową i wróciła do roboty.
Ustawiła na tacy filiżanki, spodki oraz srebrny imbryk z kawą.
- Zaniosę to - powiedziała Elizabeth i podniosła ciężką tacę.
W tej samej chwili do kuchni wróciła Ane. Z uśmiechem minęła matkę. Wydawała się radosna i
beztroska. Elizabeth uśmiechnęła się smutno. Gdyby więcej ludzi było takich jak jej córka...
- Służąca wzięła wolne? - spytał Kristian, gdy Elizabeth postawiła tacę na stole. Wypowiedział te
słowa z uśmiechem, ale ona wiedziała, że mąż nie lubił, gdy wyręczała Helenę.
- Ja tam nie boję się roboty - wyjaśniła, podając doktorowi dłoń. - Dzień dobry. Jak miło, że nas pan
odwiedził.
- Właśnie przeszliśmy z pani mężem na ty. Jestem Torstein - rzekł mężczyzna z uśmiechem. - Po co
być takim oficjalnym?
- Zwietnie, pod warunkiem, że i ty będziesz się do mnie zwracał po imieniu.
- Umowa stoi. - Doktor odsłonił w uśmiechu swoje równe białe zęby.
- Proszę, częstujcie się. - Elizabeth podsunęła im półmisek.
Gość położył na swoim talerzyku od razu cztery kanapki. Gospodyni zaczęła się zastanawiać, czy
doktor je
125
tyle na co dzień, a jeśli tak, to w jaki sposób utrzymuje taką szczupłą sylwetkę. Przecież nie pracował
w polu. Oceniła, że lekarz jest bardzo przystojny, chociaż nie tak muskularny jak Kristian. Torstein
był wysoki i smukły, miał zdecydowane rysy twarzy i bystre, czujne spojrzenie. Nic dziwnego, że
Maria popędziła na górę zmienić bluzkę, pomyślała Elizabeth. Ane wykorzystywała każdą okazję,
żeby sobie z niej pożartować. A może Maria chciała się przebrać wcale nie dlatego? Możliwe prze-
cież, że...
- Ależ jesteś zamyślona, Elizabeth. Gospodyni drgnęła i spojrzała na Kristiana.
- Co takiego? Przepraszam. - Zerknęła na Torsteina. - Pytaliście mnie o coś?
- Zastanawiałem się, czy masz ostatnio dużo na głowie. Wydajesz się zmęczona.
Jego troska rozczuliła Elizabeth. Poczuła ucisk w gardle, musiała upić łyk kawy.
- Skoro pytasz... - odchrząknęła, zerknęła na męża i zamilkła. Nie była pewna, ile wolno jej
powiedzieć.
- %7łona dużo ostatnio myśli o Linie, naszej służącej -wyjaśnił gospodarz.
Elizabeth odetchnęła z ulgą. Teraz wprawdzie bardziej przejmowała się Bergette, ale nie miała ochoty
o tym mówić. Wyprostowała plecy i skinęła Kristiano-wi głową na znak, żeby mówił dalej. Może
doktor coś nam poradzi, pomyślała.
- Po porodzie dziewczyna zaczęła się dziwnie zachowywać - dodał Kristian.
- Ach tak? Opowiedzcie mi o tym. - Torstein zmarszczył brwi.
- No cóż, to Elizabeth miała z nią najwięcej do czynienia... - Mąż spojrzał na nią, ona zaś nabrała
powietrza i opowiedziała całą historię jednym tchem.
Torstein odchylił się na krześle i założył nogę na nogę.
- A więc tak się sprawy mają. Tak, muszę przyznać,
129
że coś niecoś już o tym słyszałem. Ludzie strasznie plotkują, zwłaszcza na wsi.
Elizabeth wcale nie była tym zaskoczona.
- Jak myślisz, co dolega Linie? - spytała.
- Moim zdaniem wszystko wskazuje na to, że cierpi na melancholię. Słyszałem o takich przypadkach.
To dziwne zjawisko, bo zwykle przecież kobieta nie posiada się z radości, gdy wydaje dziecko na
świat.
- No właśnie. Dla mnie to zupełnie niezrozumiałe -przyznała Elizabeth. - Jak możemy jej pomóc?
Torstein zamyślił się i podrapał po policzku.
- Sądzę, że pomóc może tylko jedno. Z tego, co usłyszałem, od porodu minęło już sporo czasu, a
poprawy nie widać. Cóż, nie wiem, jak się odniesiecie do takiej propozycji... No, ale rzecz jasna,
najpierw musiałbym porozmawiać z samą pacjentką, by móc stwierdzić, czy to faktycznie
melancholia, czy może coś innego.
Elizabeth skinęła tylko głową. Była przerażona. Czyżby Linie dolegało coś bardzo poważnego?
Jens podniósł drewnianą podeszwę i obejrzał ją pod światło. Nie mógł sobie pozwolić na niedokładne
wykończenie, inaczej buty będą raniły stopę.
Z kołyski dobiegł dziecięcy płacz. Małe, zaciśnięte piąstki młóciły nerwowo powietrze. Jens zerknął
na Linę, ale ona siedziała odwrócona do niego plecami i patrzyła w okno, jakby nie słyszała dziecka.
Robótka, nad którą miała pracować, leżała na jej kolanach. Jak długo to jeszcze potrwa? Najgorsze
było to, że Jens nie dostrzegał u żony najmniejszych oznak poprawy. Zaczął już tracić nadzieję. Gdy
pytał ją o coś, wzruszała tylko obojętnie ramionami i milczała. Potrafiła całymi dniami przesiadywać
przy oknie. Wbijała w szybę przestraszone spojrzenie, jakby obawiała się, że ktoś patrzy na nią z
zewnątrz.
- Widzisz tam coś? - Jens natychmiast pożałował
130
swojego ostrego tonu, ale było już za pózno, by cofnąć słowa.
Lina siedziała niewzruszona. Pewnie nawet go nie usłyszała. Spróbował na nowo.
- Zajmij się Signe. Mała płacze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •