[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To całkiem naturalna reakcja, powiedziała sobie w duchu, lecz w głębi
serca wiedziała, że jest śmiertelnie przerażona.
Mark odstawił naczynko z krwią, a następnie wziął Rosalindę na ręce i
położywszy ją na małej kanapie w rogu, usiadł obok. Zdjął fartuch i otoczył ją
ramieniem, w które z ulgą się wtuliła. Nie czuła się może lepiej, ale czuła się
mniej zle.
- 66 -
S
R
- Wszystko zgodnie z zasadami - zauważyła po chwili, nabrawszy
pewności, że głos jej się nie załamie. - Pacjenta w stanie szoku należy ogrzać,
wygodnie ułożyć i podnieść na duchu.
- I wszystko to w ramach bezpłatnej opieki zdrowotnej. - Pogłaskał ją po
głowie. - Ty i twoje siostry macie piękne włosy.
Poleżała tak przez jakiś czas, próbując przekonać siebie, że nic jej nie
grozi, że wszystko jest w porządku. Gdy czas odpoczynku minął, znów była
Rosalindą Grey - kompetentną lekarką, rzeczową i opanowaną; nie było takiego
problemu, z którym by sobie nie poradziła.
Podniosła się, podeszła do umywalki i opłukała twarz.
- Już cię tu nie ma! - zwróciła się do Marka ze słabym uśmiechem. - Nie
masz nic do roboty?
- Dzięki, że tak sobie cenisz moje towarzystwo - prychnął z ironią.
- Przecież wiesz, o co mi chodzi. - Zmarszczyła niecierpliwie brwi. -
Cieszę się, że przy mnie posiedziałeś, ale w szpitalu jest wielu rannych, którzy...
- Już mówiłem, że załatwiłem zastępstwo. - Spojrzał na zegarek. - Jest
jeszcze wcześnie. Myślę, że powinnaś zadzwonić do którejś z sióstr i
przenocować u niej.
- Nie ma mowy. One mają swoje własne kłopoty, i nie zamierzam im ich
dokładać. Przecież za trzy miesiące Liza będzie rodzić.
- Posłuchaj, musisz się komuś zwierzyć. Na twoim miejscu siostry na
pewno by to zrobiły. Jeśli się dowiedzą, że to przed nimi zataiłaś, będą miały żal
do ciebie.
- Ja nie jestem nimi. A poza tym, nie znoszę obarczać ludzi swoimi
problemami.
- To nie jest zwykły problem...
- Wiem, ale jeśli się nim podzielę, jeszcze trudniej będzie mi się z nim
uporać. Umiem sama nieść swój ciężar. Tak sądzę...
- 67 -
S
R
Nie zamierzała wypowiadać tych ostatnich słów. Wiedziała, że je
usłyszał, darował sobie jednak komentarz.
- Uważam, że nie powinnaś spędzać tej nocy sama, ale oczywiście
decyzja należy do ciebie. Odprowadzę cię do twojego pokoju i podam ci coś na
uspokojenie. Połóż się od razu do łóżka. Jutro jeszcze pogadamy.
- Wiesz, że nie zmienię zdania...
- Wiem, ja też zostanę przy swoim. Potrzebna ci jest pomoc
psychologiczna, jakiej my, zwykli lekarze, nie potrafimy udzielić.
- Nie przesadzaj, miałam po prostu małego pecha - odparła z udawaną
beztroską. - Na dziesięciu pracowników szpitala jeden zostaje zaatakowany
przez pacjenta. Traf chciał, że tym razem to byłam ja.
- W tym wypadku atak może oznaczać wyrok śmierci.
Nie sądziła, że powie to tak wprost, bez ogródek. Po raz pierwszy od
czternastu lat poczuła, że w oczach stają jej łzy. Nie płakała od dnia, w którym
skończyła dziewięć lat.
- Wcale nie płaczę...
- Oczywiście, że nie. - Podał jej chusteczkę. - To tylko jakiś pyłek wpadł
ci do oka. No chodz, odprowadzę cię.
- Ale powinnam przecież...
- Rób, co mówię, bo stracę cierpliwość. Aha, jeszcze krew. No już, rękaw
do góry, proszę.
Wkrótce potem szli razem przez spokojny korytarz. Za oknami na
ciemnym niebie błyszczały gwiazdy.
- Skoro nie chcesz, to nie informuj rodziny. - Wzruszył ramionami. -
Chociaż moim zdaniem właśnie od tego jest rodzina, żeby wspierać człowieka w
trudnych chwilach. Nie mam rodziny, więc jestem w tych sprawach ekspertem...
Czy to możliwe, żeby nie miał rodziny?
- Na razie, zgodnie z twoim życzeniem, nic nikomu nie powiem. Jeśli
jednak uznam, że to konieczne, w swoim czasie powiem komu trzeba.
- 68 -
S
R
- A tajemnica lekarska? - spytała prawie buńczucznie.
- Mogę mówić co mi się podoba, nie jestem twoim lekarzem. - Ukazując
zęby w uśmiechu, poklepał ją po ramieniu. - Jeśli już, to kiedyś ty byłaś moim...
Oczywiście zachowamy wszelkie środki ostrożności, tak żebyś nie stanowiła za-
grożenia dla pacjentów. Na razie nie ma się co martwić. Raz w miesiącu
będziemy badać krew, sam tego dopilnuję.
- Miło mi to słyszeć.
- A jeśli w dalszym ciągu nie będziesz się godzić na wizytę u psychologa,
to każę ci rozmawiać ze mną. Zawsze marzyłem o karierze psychoanalityka.
Położysz się na mojej kanapie i wszystko mi opowiesz. Obiecuję, że znów
zapuszczę brodę i że poćwiczę wiedeński akcent. Zgoda?
- Jeśli zapuścisz brodę, to nie ma mowy.
- Dobrze, więc nie zapuszczę.
Przystanęli na schodach do części mieszkalnej szpitala.
- Zwykle jestem przeciwko łykaniu proszków przez lekarzy, ale dziś
zrobię wyjątek - rzekł, wręczając jej valium.
- Pięć miligramów.
- Wezmę - obiecała, i wiedział, że może jej wierzyć.
- W mojej rodzinie dużo się przytulamy - zacytował i przytulił ją na
pożegnanie.
Wchodząc do swojego pokoju, uzmysłowiła sobie, że cieszy się, iż to
właśnie Mark się nią opiekuje. Nie chodziło wcale o to, że trzeba było się nią
opiekować, ale jego pomoc była mile widziana.
Nazajutrz, gdy leżała jeszcze w łóżku, zadzwonił telefon.
- Dzień dobry - rzekł Mark zmęczonym głosem. - Jak minęła noc? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •