[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Teraz zostało nam już tylko złożenie formalnych oświadczeń - powiedział z satysfakcją zmęczony
Rory do Caroline.
124
Merline Lovelace
- Nie mam pojęcia, co mogłabym dodać do sprawozdań całego zespołu.
- Byłaś tutaj cały czas. Wszystko widziałaś i słyszałaś. Mogłaś spostrzec szczegóły, które inni
przegapili.
- Mało prawdopodobne. A biorąc pod uwagę, jak się czuję, twój znajomy z Interpolu niewiele ze mnie
zdoła wydusić.
- Powiedziałem Albertowi, że jesteśmy wykończeni. Zgodził się skontaktować z nami jutro. Myślisz,
że uda ci się znalezć dla nas jakiś pokój w hotelu, gdzie moglibyśmy paść na twarz?
- Załatwione.
Zadzwoniła do tego samego hotelu, w którym już mieszkali. Ku jej gigantycznej uldze hotel Grand
Royale miał wolny apartament i mógł przyjąć gości mimo wczesnej pory.
Gdy wciąż pochlipująca, lecz szczęśliwa Elena usłyszała, że wybierają się do hotelu, zaproponowała
im, żeby zostali u nich w domu. Rory odmówił z uśmiechem.
- Potrzebujecie z Juanem spokoju we dwoje.
- Ale zobaczymy się jeszcze, zanim wyjedziecie z Barcelony?
- Oczywiście.
Gdy Caroline wyszła razem z Rorym z rezydencji Casteelów, poczuła nagłą, dziwną dezorientację.
Mrugając niepewnie, rozejrzała się dookoła.
Słońce przeświecało przez korony kasztanowców, malując przedziwne wzory na całej ulicy. Wśród
liści świergotały ptaki. Opiekunki pchały wózki z dziećmi, plotkując zawzięcie.
Bukiet na walentynki
125
Tak normalnie. Tak spokojnie. Jakby dramatyczne wydarzenia minionych czterdziestu ośmiu godzin
w ogóle nigdy nie miały miejsca, jakby nigdy nie było tamtego przerażenia, niepewności, napięcia.
Zajęła miejsce w bmw i pozwoliła głowie opaść na zagłówek. Przetrwała te dwie doby napędzana
lękiem, kawą i kilkoma krótkimi drzemkami. Teraz, gdy Juan był bezpieczny i radość z jego powrotu
zaczęła stopniowo blednąc, zmęczenie brało górę.
Przekrzywiła głowę w lewo. Rory wyglądał równie kiepsko, jak ona. Jeśli w ogóle spał przez ten czas,
to nie miała pojęcia kiedy.
- Dzięki Bogu hotel może nas przyjąć od razu - westchnęła. - Marzę o kąpieli, potężnym śniadaniu
podstawionym pod nos przez służbę i przynajmniej dwunastu godzinach w łóżku.
- Dwunastu?
- Przynajmniej kilka z nich muszę przespać - ostrzegła. - Ty zresztą też!
- Zobaczymy, jak to będzie.
Mogła się spierać, ale zaczęła odpływać w sen.
Rory obudził ją przed hotelem. Trzymając ją mocno pod rękę, poprowadził na wpół śpiącą przez
obrotowe drzwi. Zamrugała niepewnie na widok kwiaciarni. Miała wrażenie, że rozpoznała w głębi
szyld Cartiera. Jednak krótki postój przy recepcji kompletnie jej umknął. Tak samo jak jazda windą do
pokoju.
- Chodz, kochanie. Już prawie jesteśmy na miejscu.
126
Merline Lovelace
Rory prowadził ją jakby znajomym korytarzem. Za nimi posuwał się bagażowy z walizkami i torbami,
spakowanymi chyba wieki temu na podróż do Stanów.
Caroline zmieniła swoje priorytety jeszcze przed wejściem do apartamentu.
- Zapomnij, co mówiłam o kąpieli i śniadaniu.
Ignorując widok katedry, który tak ją oczarował ich pierwszej nocy w Barcelonie, skierowała się
prosto do sypialni. Ustała na nogach tylko na tyle długo, żeby wyciągnąć komórkę i zostawić nagranie
w poczcie głosowej Sabriny.
- Jestem w hotelu Grand Royale w Barcelonie - wymamrotała. - Nie dzwoń. Odezwę się. Jutro. Po
rozmowie z Interpolem.
Może nie trzeba było dodawać tej ostatniej informacji, pomyślała, zamykając aparat. A co tam. Już za
pózno, a była zbyt zmęczona, żeby sklecić jakieś sensowne zdanie.
Zrzuciła buty, żakiet i padła na łóżko.
Gdy się ocknęła, przez zaciągnięte zasłony przedostawało się niewiele światła. Rory leżał obok niej,
na plecach, oddychając równomiernie.
Rozebrał się do szortów, pomyślała Caroline leniwie. Ją też rozebrał. A przynajmniej założyła, że to
on to zrobił, bo nic nie pamiętała i właściwie niewiele ją to obchodziło. Objęła go w pasie, przytuliła
się do niego i znów zapadła w błogą nieświadomość.
Gdy obudziła się po raz drugi, w pokoju było ciemno, a łóżko obok było puste. Spod drzwi do salonu
dobiegał
Bukiet na walentynki
127
słaby blask. Przekręciła się i popatrzyła na zegarek na nocnym stoliku. Uśmiechnęła się lekko. Prawie
dokładnie dwanaście godzin.
Przeciągnęła się, aż jej strzeliło w stawach, i wytoczyła się z łóżka. Znalazła ubranie przewieszone
przez oparcie krzesła. Walizka, razem z torebką i teczką, stały na półce przy nogach łóżka. *
[ Pobierz całość w formacie PDF ]