[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-1 nieograniczony budżet.
-
Zahkar ma mnóstwo pieniędzy... - zauważył jedyny z mężczyzn, który nie
siedział. - Ale nie będzie mógł kupić naszych książek. - Wskazał na regał z
trzydziestoma i jednym woluminem.
-
Ma już pewnie inne egzemplarze.
-
Potrzebne są mu te - te, które należały do Bena.
Młody człowiek ze srebrnym pierścieniem parsknął:
-
Ben! Ciągle Ben... po trzystu latach! Dlaczego wciąż o nim mówimy? Z
powodu jakiegoś języka, który nie istnieje? Z powodu słownika, którego nigdy nie stworzył?
-
To ty uważasz, że nigdy go nie stworzył.
Usłyszeli kroki, ktoś zbliżał się korytarzem.
-
Faktem jest... - szepnął mężczyzna w fotelu - że Zakhar wciąż szuka jego
książek. I wcześniej czy pózniej...
-
Umrze ze starości i niczego nie odkryje. Jak wszyscy inni, którzy próbowali
przed nim.
Mężczyzna, który nadal stał, stwierdził:
-
Ja natomiast uważam, że nasza tajemnica, panowie, nigdy jeszcze nie była w
takim niebezpieczeństwie, jak w tej chwili.
152
- J En passant vi_
Rozległo się pukanie do drzwi.
-
Przyjechał, nareszcie! - brodaty mężczyzna odetchnął z ulgą.
Gestem zabronili mu się odzywać. Stojący mężczyzna oparł się o stół i wyrecytował:
-
Raphel mai amecche zabi almi.
Zwiszczący głos odpowiedział zza drzwi:
-
Pape Satan, pape Satan, aleppe.
Trzej mężczyzni wymienili spojrzenia w półmroku pokoju.
-
To on.
Odskoczył jakiś mechanizm i drzwi otworzyły się.
W progu stała zakapturzona postać. W ręce trzymała walizeczkę z polerowanej stali.
-
Witaj w naszej skromnej siedzibie... - pozdrowił nowo przybyłego mężczyzna,
który stał.
-
Zakon Kawalerów Obola składa ci wyrazy uszanowania, bracie... - dodał ten w
fotelu.
-
Radujemy się z twego powrotu do najściślejszego kręgu... do naszej Srebrnej
Szachownicy.
-
Ty jesteś Pionem?
Postać z walizeczką skinęła głową.
-
Zbliż się zatem.
Już od lat członkowie tego tajnego stowarzyszenia nie spotykali się. Bez tajemnych kodów, pierścieni
rozpoznawczych i haseł, które przekazali im dawni mistrzowie,
mieliby kłopoty z rozpoznaniem się. Znali wyłącznie
153
swe imiona zakonne: Król, Goniec, Skoczek, Wieża, Pion.
I najważniejsza ze wszystkich: Królowa.
Tego wieczoru miała być jednak nieobecna na zebraniu, chociaż to właśnie ona je
zwołała.
Komunikat od Królowej przerwał trwające od lat uśpienie. Komunikat był całkiem
prosty: Zakhar wrócił do miasta. I Srebrna Szachownica musiała ustawić się w szyku.
Wraz z przybyciem Piona, byli w komplecie, gotowi, by zdecydować o najbliższych
posunięciach.
-
Usiądz - poprosił mężczyzna, który sam nie siadał.
Zakapturzona postać podeszła do stołu. Poruszała się
zwinnie i prędko. Pierwszy zorientował się mężczyzna w fotelu.
Zbyt zwinnie.
Zbyt prędko.
Pion musiał mieć prawie siedemdziesiąt lat.
-
Kim jesteś? - spytał mężczyzna w fotelu.
Nowo przybyły otworzył swą stalową walizeczkę i wydostał z niej dziwną maskę.
Oblicze z gładkiego żelaza, które rzucił na stół, zarysowując drewno.
-
Co to ma znaczyć? - zdziwił się młodzieniec z pierścieniem.
Pion nie odpowiedział.
Jeden z mężczyzn uniósł żelazną maskę na wysokość oczu i spojrzał przez nią.
-
To jakiś żart w złym guście? - Odrzucił ją na stół.
154
, sl ZJ En passant l -. (g)
Pion chwycił maskę i założył sobie na twarz.
Idealnie przywarła do jego rysów.
Mężczyzna w fotelu poruszył się, ale było już za pózno: w ręce %7łelaznej Maski
pojawił się pistolet.
-
Można wiedzieć, co się dzieje? - zapytał stojący mężczyzna.
-
Mogliście się dowiedzieć, ale nie chcieliście wiedzieć... - wysyczała Maska.
Miała metaliczny głos, przyprawiający o dreszcz. - Ja jestem Tajemnicą. Jestem
%7łelazną Maską. Jestem więzniem, który pozostawał w zamknięciu przez trzydzieści
lat.
-
Jak nas odnalazłeś?
-
Nie jesteście tak dyskretni i tajemniczy, jak się wam wydaje.
-
A czego chcesz?
-
Książek.
-
My nie...
%7łelazna Maska wykonał nakazujący gest pistoletem:
-
Do walizki, prędko! Wszystkie! Wiem dokładnie, ile ich jest.
Mężczyzni w słabo oświetlonym pokoju ruszyli niechętnie de> regału. Z wyjątkiem tego, który cały
czas stał. Wyglądał jak skamieniały
-
Nie możesz tego zrobić... - szepnął.
%7łelazna Maska odwrócił się w jego stronę.
-
Za pózno. Już to zrobiłem.
155
ROZDZIAA 15
ZUGZWANG
Beatrycze obudziła się nagle i zaczęła po omacku szukać pstryczka nocnej lampki.
Coś zjechało z kołdry i stuknęło o podłogę, a ona z trudem stłumiła okrzyk
przerażenia. Jej palce sunęły po szafce, książkach, stojaku lampy. Wspięły się ku górze po kablu i
odnalazły wyłącznik.
Beatrycze zapaliła światło. W pokoju nie było nikogo.
Odetchnęła i usiadła.
To tylko zły sen.
Rozglądając się dokoła, szukała tego, co spadło z łóżka. Okazało się, że to
Wicehrabia de Bragelonne. Powieść
157
Rozdział 15
(o
QJ
przygodowa osadzona w czasach Króla Słońce, która zupełnie nie nadawała się do
czytania. Ale za to doskonale się przy niej zasypiało.
Zwiatło stopniowo rozpraszało strach.
Wyszła z łóżka, podniosła książkę i wyprostowała zagięte kartki. Już miała wrócić do spania, gdy
usłyszała głos wujka. Przyłożyła ucho do drzwi.
Glauco rozmawiał przez telefon przyciszonym głosem.
-
Przyjedz tutaj - mówił. - Jeżeli naprawdę tak bardzo się boisz, przyjeżdżaj do
Turynu. Natychmiast.
 Sophie" - pomyślała Beatrycze. -  Rozmawia z Sophie, w środku nocy".
-
Może masz rację... - szepnął Glauco. - Ja też widzę, że dzieje się coś dziwnego, Sophie...
Zgadła.
-
Augustin Alejandro Solari nie żyje - ciągnął wujek. -Pamiętasz go? Jego ojciec
miał księgarnię Flońda w Buenos Aires. Alejandro pomagał mu w sklepie, chciał
zostać tłumaczem i...
Beatrycze nie dosłyszała dalszych słów. Ale te, które usłyszała, wystarczyły, by uświadomić jej, że
cała ta historia z dnia na dzień robiła się coraz bardziej
niebezpieczna.
Ile książek zostało wujkowi do odszukania?
I co się stanie, gdy w końcu odnajdzie także ostatnią?
Wróciła do łóżka i zasnęła przy zapalonym świetle.
158
Bś) ZUGZWANG
&
-
Znalazłem wiadomość od Bientota - powiedział Glauco przy śniadaniu. - Chce
ze mną pogadać.
-
Mogę sama otworzyć księgarnię - zaoferowała się Beatrycze.
-
Inspekcja pracy aresztuje mnie za zatrudnianie nieletnich...
-
Trudno... - roześmiała się Beatrycze, pociągając łyk kawy zbożowej. - W
więzieniu przynajmniej będziesz miał czas na czytanie.
Rozstali się pospiesznym cmoknięciem w policzek.
Glauco poszedł z biegiem rzeki, mijając przystań kajakową. Odnalazł Bientota
zajętego przy płótnach i pędzlach śmierdzących terpentyną.
-
Dostałem twój bilecik - zaczął Glauco, podając malarzowi banknot
dziesięciodolarowy. - Jakie masz wieści?
-
Złe, niestety. Aldus nie żyje.
Glauco aż się cofnął z wrażenia, niemal tracąc równowagę.
-
Aldus? Jak to się stało?
-
Powiesił się w ogrodzie przy jadłodajni. Wiadomość pojawi się w dzienniku
telewizyjnym w południe i w jutrzejszej  La Stampie". Tam w Willi, ci, którzy zarządzają
schroniskiem dla bezdomnych, wolą, żeby o tym za dużo nie mówić.
Wiesz, jak to jest... niski priorytet... nie warto nagłaśniać sprawy.
-
Ale... kiedy to się stało?
-
Wczoraj w nocy.
159
- J Rozdział 15 l
-
To rzeczywiście okropna wiadomość.
-
Wiadomość? Menele, którzy umierają powieszeni, to żadna wiadomość.
Bardziej zdumiewają ci, którym udaje się umrzeć ze starości.
Aldus byl jedyną osobą, która dostarczyła im jakich takich dowodów istnienia Bena w pamięci
miasta.
-
Powieszony... - szepnął.
- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •