[ Pobierz całość w formacie PDF ]

biurko,
za którym siedzi młody oficer. Towarzyszył mu protokolant. Oficer wskazał
krzesło i przez chwilę przerzucał teczkę z papierami. Wreszcie odezwał
siÄ™
niezła angielszczyzna: - Nazwisko? Imię? Po spisaniu personaliów
przystapił do
wÅ‚aœ ciwego przesÅ‚uchania. Przede wszystkim chciaÅ‚ wszystko wiedzieć o
jednostce,
w której Rick służył. Interesował go również cel ich zadania. Rick
zapytał w
jakim charakterze jest przesÅ‚uchiwany. œ ledczy odparÅ‚, że od zadawania
pytań
jest tu on. - A jeœ li już bardzo chcecie wiedzieć - dodaÅ‚ sucho - to
aresztowani
jesteœ cie na mocy artykuÅ‚u 58 paragraf 6, to jest za szpiegostwo,
sierżant
Kaplanowicz zaœ dodatkowo odpowiadać bÄ™dzie z artykuÅ‚u 58 paragraf 1, to
znaczy
za zdradę kraju... - Zdradę kraju? - zdziwił się Rick. - Tak jest.
Kaplanowicz
opuœ ciÅ‚ ZSRR w wieku lat trzech i nasz rzad nigdy nie pozbawiÅ‚ go
obywatelstwa -
wyjaœ niÅ‚ krótko. - O ile wiem, rzady nasze sa w sojuszu - wtraciÅ‚ Rick. -
Rzady
tak, ale nie wy. Wy lecieliScie z misja szpiegowska i sa na to dowody -
Sledczy
potarł szczotkę blond włosów i podyktował coS protokolantowi. Ten po
każdym
napisanym zdaniu meldował: - Tak jest, Gleb Maksymowicz. - No słucham. Co
macie
do powiedzenia? - powtórzył oficer, patrzac na Ricka bladymi oczami.
Trudno było
w nich dostrzec cień sympatii. - Skoro macie dowody, to mi je
przedstawcie -
odparł Rick. Oskarżenie było tak absurdalne, że przez chwilę łudził się,
że to
jakaœ pomyÅ‚ka. - ProszÄ™ bardzo. SÅ‚użę - Sledczy wyjaÅ‚ z akt zdjÄ™cia
precyzyjnych
aparatów fotograficznych zamontowanych na "Poteen". - W jakim innym celu
niż
szpiegostwo znaleœ liœ cie siÄ™ nad terytorium ZSRR z tymi urzadzeniami?
Wytłumaczcie mi. Rick już chciał zdradzić prawdziwy cel misji, gdy ugryzł
siÄ™ w
język. Do tego przecież dażył Sledczy. - Nie macie ochoty ze mna mówić,
widzÄ™ -
ciagnał dalej. Zatem ja was zapytam. Jaka jest nazwa jednostki? Gdzie
byliScie
szkoleni? Nazwisko dowódcy? Co mieliœ cie fotografować? Dlaczego? Powiecie
prawdę, włos z głowy wam nie spadnie... Rick miał chęć odrzec, że jego
zadaniem
miało być zbombardowanie Władywostoku, pojał jednak, że ten żart
potraktowany
bÄ™dzie ze œ miertelna powaga. WolaÅ‚ wiÄ™c milczeć. - SÅ‚uchajcie, Richard
Harriowicz - Sledczy zmienił ton. - My i tak wszystko wiemy. Wiemy o
bombie,
wiemy o waszej tajnej jednostce... - Jak wszystko wiecie, to po co mnie
pytacie?
- wyrzucił z siebie Rick. Ostro wstał z miejsca. Widzac jego
zdenerwowanie,
Sledczy łagodnie wskazał krzesło: - Rzecz w tym, że my to od was chcemy
wiedzieć. Siadajcie, Rick Harriowicz. Porozmawiajmy spokojnie... - Nie
będę
rozmawiał spokojnie - rzekł Rick, wybijajac każde słowo. - Albowiem nie
rozmawiam z ludœ mi, którzy rannego z obciÄ™ta noga œ ciagaja ze stoÅ‚u
operacyjnego
i wrzucaja do brudnej celi, żeby tam zdechł! %7ładam natychmiast
umieszczenia
porucznika Fultona w szpitalu i zawiadomienia amerykańskich władz o
naszym
losie! Zapłacicie jeszcze za to bezprawie! - Wy nas nie straszcie,
O'sullivan! I
nie dyktujcie co mamy zrobić! - Gleb Maksymowicz wydawał się niemal
dotknięty ta
wypowiedzia. - My sami wiemy. A to czy zechcecie mówić, czy nie, to też,
wybaczcie... - uœ miechnaÅ‚ siÄ™ z wyższoœ cia od nas zależy. I wkrótce siÄ™
-
o tym
przekonacie... Spokojnie nacisnał guzik i przywołał strażnika, który
odprowadził
Ricka do celi. Po tym wstępie przesłuchania ruszyły pełna para, bez
żadnej
litoœ ci. Zastosowano wobec nich peÅ‚na gamÄ™ wypróbowanych metod. Od gróœ b
do
bicia, od wymySlnych tortur do przyjacielskiej perswazji. Ricka dla
zmiękczenia
wrzucono do karceru, maÅ‚ego betonowego loszku o oœ lizÅ‚ych, mokrych
Scianach,
gdzie z powodu niskiego sufitu nie sposób się było wyprostować i trzeba
było
stać po kostki w wodzie. Kiedy i to nie pomogło, przepuszczono go przez
tak
zwany konwejer, czyli nie koÅ„czace siÄ™ œ ledztwo. œ ledczy siÄ™ zmieniali, a
on
nie. Do tego nie pozwolono mu usiaœ ć, musiaÅ‚ caÅ‚y czas stać. Gdy padaÅ‚,
polewano
go kubłem wody i znów stawiano na nogi. Myliły mu się twarze Sledczych i
te same
do znudzenia pytania. Odkrył, że w sumie mało wiedza. Stale krażyli wokół
tych
samych pytań: - Co to za bomba? W jakim kształcie? Gdzie chcieli ja
zrzucić?
ZasiÄ™g i udœ wig samolotu? Z uporem milczaÅ‚. Szczególnie nienawidziÅ‚
Sledczego o
twarzy jak piÅ‚ka i skoœ nych oczach Azjaty. Na jego szczekajace pytania w
ledwie
zrozumiaÅ‚ej angielszczyœ nie odpowiadaÅ‚ pogardliwym wydÄ™ciem ust, co
tamtego
doprowadzało do szału. Jedynym pocieszeniem było to, że Mongoł, jak go
nazywał,
też się męczył i pod koniec spotkania krople potu występowały mu na
czole, a
żółta, pozbawiona zarostu cera była jeszcze żółciejsza. Gleb Maksymowicz,
który
po oœ miu godzinach zmieniÅ‚ MongoÅ‚a, widzac sÅ‚aniajacego siÄ™ na nogach
Ricka,
zwróciÅ‚ siÄ™ z przesadna grzecznoœ cia: - Cóż to? Wciaż stoicie? Siadajcie,
proszÄ™
- gdy jednak zbliżaÅ‚ siÄ™, by usiaœ ć, raptownie odwróciÅ‚ stoÅ‚ek nogami na
sztorc.
Był to rutynowy trik, który stosowali inni. Trudno było w tej pozycji
długo
wysiedzieć, ale nawet ta chwila przyniosła ulgę. - Wasi koledzy wiele nam
powiedzieli... - Gówno prawda - pomyœ laÅ‚ Rick i ostro spojrzaÅ‚ mu w oczy.
Wiedział, że Gleb Maksymowicz nie lubi takich pojedynków i po pewnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •