[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uroczego strumienia? No, chodz tu i pozwól uścisnąć się ciotce Lii.
Teraz wreszcie krzesło rzeczywiście zaskrzypiało. Silne, opalone
dłonie, z grubym złotym sygnetem zdobiącym mały palec lewej ręki,
ścisnęły poręcze i odepchnęły się od nich. Wysoka sylwetka - nadzwy
czaj wysoka, o szerokich barach, wyprostowana, męska - uniosła się
i zwróciła ku niej twarzą.
- No, skoro mają być uściski - powiedział powoli mężczyzna iro
nicznym tonem - to myślę, że wytrzymam jakoś i cukierki... ciociu Lii.
Lillian Bede była piękna. Szok, jakiego doznał na jej widok Avery,
zniweczył wszystkie jego dotychczasowe uprzedzenia. Zabrakło mu
słów.
Dzięki Bogu, zanim się odwrócił, zdołał przybrać ironiczny wyraz
twarzy. Nie był pewien, czy potrafiłby wykrztusić coś sensownego, gdy
by ujrzał Lily przedtem... A wówczas, zaledwie w dwie minuty odkąd
zobaczyli się po raz pierwszy, Lily Bede byłaby górą. Zaskoczony czy
nie, po blisko pięciu latach korespondencji z tą kobietą wiedział jedno:
nie może pozwolić, żeby Lily Bede kiedykolwiek była górą.
Twarz o szerokim czole i kształtnych kościach policzkowych zwę
żała się stopniowo ku niewielkiej, prostokątnej szczęce. Egzotyczne, lek
ko skośne oczy wpatrywały się w niego, ocienione długimi, gęstymi rzę
sami. Usta były pełne niczym u Egipcjanki i tak czerwone, jakby spijały
właśnie wiśniową nalewkę. Burza mocno skręconych, atramentowoczar-
nych loków ściągniętych na czubku głowy, podkreślała długą, szczupłą
szyję i dodała wzrostu i tak już wysokiej, smukłej sylwetce.
Zdumiewające - pomyślał jeszcze raz Avery. Lily Bede taka pięk
na... To nie było w porządku.
Uniosła dłoń, gestem powabnym i obronnym jednocześnie, przeno
sząc jego uwagę na ubranie. Miała na sobie coś, co wyglądało jak męska
lniana koszula i ciemne, kloszowe, wełniane... na Boga, ona nosiła
spodnie! Pomimo tego męskiego, surowego stroju - a może właśnie
dzięki niemu - wyglądała egzotycznie, nietutejszo, jak niewolnica z ha
remu sułtana.
41
Nagle zdał sobie sprawę, że obserwuje ją bez słowa od co najmniej
minuty. Ona zresztą też wykorzystała ten czas, żeby przyjrzeć się jemu.
Ale wyraz jej oczu daleki był od aprobaty.
- Proszę mi wybaczyć - powiedziała w końcu. - Wzięłam pana za
kogoś innego. - Uroczo poprawna, typowa dla wyższych klas wymowa
tylko uwydatniała jej egzotyczny wygląd.
On chyba oszalał. Lily Bede piękna, Lily Bede urocza... Co jeszcze
sobie o niej pomyśli?
- Jestem zachwycony, że mogę panią po...
- Dużo ma pan bagażu? - przerwała.
- Nie. Niedużo. - Przeszedł przez pokój i zbliżył się do niej. Jej cera
miała kolor tahitańskiego piasku, a gdy uniosła głowę, by na niego spoj
rzeć, pod jedną z prostych, ciemnych brwi dostrzegł bliznę. - Jak zamie
rzałem powiedzieć, jestem zachwycony, że mogę w końcu panią poznać,
panno Bede. Doceniam pani...
- Nie sądzę, byśmy musieli oboje tracić czas na konwenanse. - Cof
nęła się o krok. - Gdzie jest Bernard?
Cóż to, gra wobec niego panią na włościach, tak?
- Nie wiem - odparł. - Czy zgubiła go pani?
- Ja? - Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Były czarne jak turec
ka kawa, czyste i lśniące. Nagle zmrużyła je. - Proszę posłuchać, sir. Nie
podoba mi się ta poufałość ze strony człowieka eskortującego Bernarda
i wątpię, żeby podobała się władzom Harrows. A w ogóle kim pan jest?
Opiekunem drużyny futbolowej?
Dobry Boże... To dziewczę nie wiedziało, kim on jest! Poczuł się
tak, jakby wymierzyła mu policzek. Co prawda, on też nigdy by jej nie
wybrał spośród tłumu jako autorkę zjadliwych listów, które ścigały go
po wszystkich kontynentach, ale on miał za wskazówkę jedynie słabo
zapamiętaną karykaturę w gazecie! Lily Bede nie mogła się w ten spo
sób usprawiedliwiać. Jego przeklęta podobizna wisiała w hallu na pię
trze.. . No, w każdym razie powinna wisieć.
Zapominając o swoim postanowieniu, że będzie wobec niej chłod
ny, spokojny i nienagannie uprzejmy, minął ją i pośpiesznie ruszył do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]