[ Pobierz całość w formacie PDF ]
balową były kiedyś garderoby i buduary i graf pomyleniec zrobił obok eleganckie łazienki i
toalety. Czynne są cały czas, bo ta dalsza część już ma okna. A te kręcone schody prowadzą
na dół, do czynnej kuchni.
Rozumiem. A biurowa cześć, z tej pałacowej strony, nie ma toalety?
Ma, owszem, bardzo wytworne, ale właśnie nieczynne. Dlatego wszyscy latali na drugą
stronę&
I na drodze do wychodka stawał im duch. Nowość jakaś. W życiu nie słyszałam o
duchu, który by się czepiał urządzeń sanitarnych&
Trzeba by poszukać na węch i nieracjonalnie powiedział stanowczo Januszek po
dłuższej chwili zastanowienia.
Dlaczego nieracjonalnie?
Bo racjonalnie szukały już gliny i rozmaici fachowcy. I chałę znalezli. Trzeba robić
same takie głupoty, jakie by im do głowy nie przyszły. Jedyna szansa.
Tereska zgodziła się z bratem.
Trzeba zbadać, kiedy pojawił się pierwszy raz i kto tam wtedy siedział, na stałe i
chwilowo. Trzeba popytać ludzi.
Mnie ten cieć zalatuje. Ja bym pogadał z cieciem&
Słuchajcie no, co wy macie na myśli? spytała podejrzliwie Okrętka.
Jak to co? zdziwiła się Tereska. Przecież to chyba jasne, że w przerwie jedziemy
do Gnat. Akurat nam przerwa wypada razem.
Nie tylko nam, Zygmuntowi też przypomniał Januszek.
Założę się, że pojedzie! Może się przydać&
Musimy zrobić spis potrzebnych rzeczy&
Z dłońmi w rozczochranych włosach, z łokciami na biurku, Okrętka w milczeniu
wysłuchiwała, jak Tereska i Januszek rozważają kwestię ciężaru i objętości rozmaitych
przedmiotów, przydatnych do polowania na duchy, jak wybierają czas i środki komunikacji,
w ogóle nie zdając sobie sprawy z potworności pomysłu. Co innego rozwiązywać zagadkę z
bezpiecznej odległości, a co innego znalezć się samemu w oku cyklonu. Jechać do tego
upiornego zamku& !
Po bardzo długiej chwili wydobyła z siebie głos.
Słuchajcie, czy to nie będzie przesada? powiedziała słabo.
To może być niebezpieczne&
Dlaczego? zdziwił się Januszek. Będziemy uważali na te schody. Byle nie zbliżać
się za gwałtownie.
Nie, nie to& Ale ci ludzie& No, wiecie, ci z samochodu& Kontrwywiad, to jeszcze,
najwyżej nam dadzą kuratora, ale, nie daj Boże, szpiedzy&
Szpiedzy ukręcą nam łeb powiedziała spokojnie Tereska. Ale to nie powód, żeby
taką sprawę zostawić odłogiem. Nawet jeżeli tam nic nie ma i pokazuje się prawdziwy duch,
ja to chcę zobaczyć!
Ja też! podtrzymał ją energicznie Januszek. W ogóle nie wierzę w to całe gadanie,
ale bez obejrzenia na własne oczy nie powiem, co odgadniemy!
A poza tym, sama chciałaś wytknęła Tereska.
Okrętka zamilkła. W tej sytuacji nie miała nic do powiedzenia. Rzeczywiście, sama chciała
i teraz nie pozostało jej nic innego, jak tylko sprostać własnym chęciom&
*
Siedziba tajemniczych sił nadprzyrodzonych stała w zaśnieżonym parku. Wyglądałaby
zupełnie niewinnie, gdyby jej środkowa część nie straszyła czernią pustych okien. Oglądali to
z zewnątrz, zatrzymawszy się pośrodku porządnie odmiecionej alei, która prowadziła od
wspomnienia po bramie parkowej aż do głównego wejścia.
Oryginalne dosyć stwierdził krytycznie Zygmunt. Na lewo pałac, w środku
średniowiecze, a na prawo diabli wiedzą co&
Na prawo efekty działalności grafa pomyleńca wyjaśniła ponuro Okrętka.
Zredniowiecze przerobione na nowoczesność albo odwrotnie, nowoczesność podrobiona pod
średniowiecze.
Patrzcie, na pierwszym piętrze były balustrady zauważył Januszek, wskazując dziury
w murze. Resztki sterczą. A w ogóle mały ten zamek. Taki mały i ma takiego ducha& ?
Tereska w skupieniu porównywała fotografie z obiektem.
Ten nawiedzony taras powinien być po drugiej stronie zawiadomiła po chwili.
Musimy to obejrzeć dookoła.
Zygmunt westchnął, ruszając w obchód zamku. W dziwaczną sprawę ducha został
wciągnięty natychmiast po przyjezdzie do domu ze swojej Szkoły Morskiej. Nie wierzył w
ani jedno słowo z wszystkich zasłyszanych opowieści, ale rzecz wydała mu się dostatecznie
interesująca, żeby bezpośrednio po jednej podróży udać się w drugą, znacznie bardziej
męczącą. Całą drogę studiował listę ofiar i opis wydarzeń, domagając się dodatkowych
informacji, dzięki czemu wszyscy dotarli na miejsce rozpaczliwie niewyspani.
Na szczęście sprawę zakwaterowania mieli załatwioną. Fotograf okazał się nie tylko
przydatny, ale także uczynny. Zadzwonił do dyrekcji PGR, zamówił dla biura dwa pokoje
gościnne i zapowiedział przyjazd czterech osób z listem polecającym. Teraz musieli tylko
dopełnić formalności, polegających na podpisaniu oświadczenia, iż decyzję w kwestii noclegu
w zamku podejmują na własną odpowiedzialność i w razie czego nie będą rościć żadnych
pretensji. Oświadczenie podpisał Zygmunt jako jedyny pełnoletni. Rozpakowali rzeczy i
wyszli na rekonesans.
Panowała odwilż. Brnąc w mokrym, lepiącym się śniegu, potykając się i przewracając na
niewidocznych pod nim nierównościach, obeszli budowlę dookoła. Po przeciwnej stronie
istotnie znajdował się taras. Zajmował cały środek budynku na wysokości pierwszego piętra,
jednym końcem przytykał do poprzecznego, pałacowego skrzydła, drugi zaś stanowiły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]