[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komputer... taranował samochód starszej kobiety i spychał ją z drogi na słup.
Co by było dalej?
A wszystko z powodu gry.
Lecz czy na pewno? Bo implikacje korzystania z takiej technologii są przera\ające.
Megan zadr\ała, znów przełknęła, czując, \e w ustach ma nadal sucho. Ciągle nie mam
dowodów. To wszystko poszlaki. Ale dobre poszlaki i wzbudzą wiele pytań.
Co dalej?
Powiedziała do komputera: - Zachowaj wykresy... usuń je z mojego miejsca pracy.
Poślij kopię Jamesowi Wintersowi w Zwiadowcy.
- Wykonałem.
Megan zapatrzyła się na Saturna za oknem.
Oczywiście się dowie. Powiedzieliśmy mu prosto w oczy, jakie prowadzimy śledztwo i
jakie mamy podejrzenia. Nawet o Lateranie. Wie, \e jesteśmy na jego tropie. To nie o
Fetticka i Morna powinniśmy się niepokoić tylko o nas samych. A przecie\ nietrudno nas
znalezć, pomyślała Megan. Nasze plany dnia są dość regularne. Adresy ogólnie dostępne.
Uśmiechnęła się smutno.
Muszę się natychmiast skontaktować z Wintersem.
I zamarła.
Wyobraziła sobie, jak Wayland, Lateran, a raczej ten, kto się krył za tymi postaciami -
przychodzi tu, \eby ją dopaść. Albo Leifa. Zdobycie ich adresów i telefonów oraz wszelkiego
rodzaju danych personalnych w Sieci nie stanowiło najmniejszego problemu. A z drugiej
strony...
Czym się tak przejmuję? Megan poczuła, \e nie jest jej ju\ tak sucho w ustach. Mam tu
regulaminową ilość broni i wiem jak jej u\yć. Niech tylko ktoś mnie zaczepi na ulicy.
Uśmiechnęła się złowieszczo. Nie, myślę, \e akurat tę sprawę chcielibyśmy podać
Wintersowi na tacy.
Ale nie mo\emy tego zrobić. Musimy działać zgodnie z regulaminem. Tylko, \e to
przecie\ nie znaczy, \e mam tu czekać z zało\onymi rękami, a\ Wayland po mnie przyjdzie...
85
Jeszcze raz przyjrzała się uwa\nie próbom połączenia się z nią na \ywo. J. Simpson,
pomyślała. Gdzie pan jest, panie J. Simpson?
- Komputer Sarxos - powiedziała Megan. - Dziękuję. Wylogowuję się.
- Nie ma za co, Rudowłosa Meg. śyczę miłego dnia. - Pojawiła się informacja z
prawami autorskimi i znikła w karmazynowym błysku.
- Komputer - powiedziała Megan. - Wejdz do adresu poczty elektronicznej J. Simpsona.
Otwórz nowy list...
I uśmiechnęła się do siebie.
Leif znalazł się w swojej drewnianej chacie i usiadł na nowoczesnej sofie w stylu
skandynawskim, trąc oczy.
- Poczta? - spytał swój komputer.
- Całe tony, mój panie i władco. Jak chcesz ją przejrzeć? Najpierw wa\ne listy? Nudne?
W kolejności otrzymywania?
- Tak, tym ostatnim sposobem - powiedział Leif i znów potarł oczy. Czuł się śmiertelnie
zmęczony.
Myślał, \e będzie spał jak kłoda (cokolwiek to znaczy) po wyjściu z Sarxos poprzedniej
nocy. Ale zamiast natychmiast zapaść w sen, przewracał się w łó\ku, nie mogąc sobie znalezć
miejsca. Coś go męczyło, coś czego nie potrafił do końca uchwycić, coś co przeoczył.
Nie Lateran. Niech to wszyscy diabli. Nie mógł się oswoić z tą nowiną. I cały czas
myślał o Waylandzie. O tym, co powiedziała mu Megan. śe coś było z nim nie w porządku...
Komputer odtwarzał właśnie e-mail od jego matki, która chciała, \eby wziął udział w
jakiejś imprezie. - Posłuchaj - powiedział do swojej maszyny - zatrzymaj to wszystko na
moment.
Leif wrócił myślami do innych spotkań z Waylandem, łącznie z pierwszym z nich. Ten
człowiek wydawał mu się wtedy nieco ekscentryczny... ale w Sarxos czasem spotykało się
takie postaci. Ale im więcej Leif analizował ich rozmowy, tym prawdziwsze stawały się
zarzuty Megan. A gracz mógł wracać do swoich zdarzeń z przeszłości, jeśli tylko pamiętał,
\eby je zachować.
Leif uśmiechnął się ponuro. Chomikowanie miał w naturze i archiwizował wszystko, do
tego stopnia, \e jego ojciec zaczął narzekać, \e nie starcza mu pamięci komputera na sprawy
słu\bowe. - Posłuchaj - powiedział Leif - wejdz do moich archiwów Sarxos.
- Ich maszyna działa w trybie bezpośrednim, szefie - odpowiedział jego osobisty
komputer - i mówi o tobie takie rzeczy, których nie chciałbym powtarzać. Zu\ywasz tyle
miejsca!
- Tak, i płacę za to. Mniejsza z tym. Posłuchaj, chcę, \ebyś odtworzył mi wszystkie
rozmowy, które przeprowadziłem z postacią o imieniu Wayland.
- Proszę bardzo.
Leif zaczął słuchać. Przy trzeciej rozmowie zaczął ju\ dostrzegać powtarzające się
wyra\enia. Nie tylko dlatego, \e brzmiały znajomo, lecz równie\ dlatego, \e wypowiadano je
za ka\dym razem z identyczną intonacją. Poczuł, jak włosy je\ą mu się na karku. Kolejna
fraza: A to ciekawe którą powtórzył kilka miesięcy pózniej. A to ciekawe . Ta sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]